[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- wobec tego Już wiemy, skąd pan Wolski wszystko wie - dodał triumfująco Pawełekpółgłosem.- Wcale nie musi czatować godzinami, siedzi spokojnie w domu isłucha.- nawet słuchać nie musi, bo może sobie nagrywać - uzupełniła Janeczka z ogromnąulgą.- Wreszcie to rozumiem! Tak mi się właśnie wydawało od razu, ale nie byłampewna.W każdym razie Haber powiedział, że pan Wolski najwięcej się plączedookoła tych rzeczy.Pewnie sprawdza, czy są dobrze przyczepione, albo może tosię zużywa i musi wymieniać na nowe.- Iz tego wynika, że oni się tu spotykająco jakiś czas, a możliwe, że codziennie - podjął znów Bartek głosem już prawienormalnym.- Gdzieś się muszą spotykać, a to miejsce jest ekstra klasa.Czylico.? -Czyli leż powinniśmy ich podsłuchać- zdecydował bez dalszych namysłówPawełek.- Czekajcie, zaraz, niech spojrzę.Porzucił towarzystwo i znikł wwejściu, prowadzącym na podwórze.Janeczka i Bartek popatrzyli za nim.Kręcącysię pod ich nogami Chaber nagle pisnął cichutko.Gdyby nie to piśniecie, niezwróciliby żadnej uwagi na samochód, wjeżdżający od Puławskiej.Janeczkapochyliła się szybko.- Chaber, do Pawełka! - rozkazała i w ciągu sekundy piesznikł - Co ma być : - zainteresował się Bartek.- Nie wiem.Ale Chaber wie, corobi.Niech i Pawełek wie.Chodzmy w tamtą stronę.Samochód przejechał jeszczekawałek i zatrzymał się pod sklepem.Kierowca wysiadł i wszedł do sklepu.Wchwili kiedy padło na niego światło nad drzwiami, poznali go obydwoje.-Purchel!- syknęła Janeczka.- Chaber wiedział od razu! Purchel zabawił w sklepie krótko,wyszedł i skierował się z powrotem, samochód pozostawiając pod drzewem napoboczu.Janeczka i Bartek, którzy zdążyli już skręcić w Bałuckiego, zaczekali,aż znikł im z oczu, i natychmiast wrócili do narożnika.Ujrzeli go jeszcze zdaleka, jak wchodził do budynku.- No i teraz sam widzisz - wytknęła Janeczka ztriumfem.- Co by było bez tego psa? Dobrze, że Pawełek tam poszedł.Chaber goostrzeże i może mu się uda co podsłuchać.Bo jestem pewna, że poszedł naspotkanie! Bartkowi ostrym galopem wbiegły do głowy rozmaite pomysły.- Gliny onim wiedzą? - spytał gwałtownie.- Nie wiem.Myśmy im jeszcze nie mówili.- Ja bym powiedział.I żeby nie było, że gołosłowne i tak dalej, niech gozobaczą na własne oczy Trzeba zadzwonić, ale już! - W takim razie Jedno koło niewystarczy, muszą być dwa - Zawyrokowała z zimną krwią Janeczka, która bez truduodgadła do końca myśl Bartka.- Załatw sprawę, a ja poszukam telefonu.Z bylekim rozmawiać nie będę, tylko z porucznikiem.Telefoniczne bóstwa były widocznieprzeciwne złoczyńcom i stały po stronie praworządności, bo Janeczce udało sięzrealizować zamiar ze zdumiewającą łatwością.Nie szukała automatu, weszła poprostu do jednego z pawilonów handlowych i grzecznie spytała, czy mogłabyskorzystać z telefonu.Uczyniła na właścicielce wrażenie tak doskonale, żeuzyskanie pozwolenia nie stanowiło żadnego problemu.Porucznik Wierzbiński byłjeszcze w pracy.- Właśnie miałem wychodzić - powiedział.- Zawróciłem od drzwi.Co się stało? -Spotkał się jeden taki z drugim - odparła pośpiesznie Janeczka.- My wiemy, ktoto jest, ten jeden, ale uważamy, że powinien pan sam zobaczyć.On tu jeszczetrochę zostanie, bo zdaje się, że ma kłopoty z samochodem.Drugiego zobaczy mójbrat.I pies.Racławicka, między Puławską i Bałuckiego.Informacja może nie byłaidealnie jasna, aleporucznik nie miał przesadnych wymagań.Milczałprzez chwilę.- Dobrze, dziękuję ci bardzo - powiedziałwreszcie i odłożył słuchawkę.- Bardzo krótko rozmawiałaś - pochwaliła właścicielka pawilonu.- Zdążyłaś wostatniej chwili, bo już zamykam.Ależ dziecko, daj spokój, nie chcę żadnychpieniędzy, zawracanie głowy, nie ciągnę przecież zysków z telefonu.Bartekczekał w sąsiednim wejściu do budynku.doskonale ukryty.-Już wylazł - oznajmił, kiedy Janeczka podeszła.- Chodz, popatrzymy, jak będzieruszał.Od Puławskiej wjechał w Racławicką radiowóz.przejechał powoli, podążyłku Kazimierzowskiej.Spod sklepu ruszył w tę samą stronę samochód Purchla.Przejechał zaledwie kilka metrów, zarzucił jakoś dziwnie, zjechał znów napobocze i zatrzymał się.Purchel wysiadł i obejrzał tylne koła.Oba właśniemocno klęsły.- Każde po dwa razy - zawiadomił Janeczkę Bartek.- Bałem się, żeza daleko odjedzie.- Niekoniecznie musimy stać tak okropnie na widoku -zwróciła uwagę Janeczka.- Lepiej trochę wróćmy.Pawełek powinien zaraz.O,już są! Najpierw podbiegł do nich pies, a zaraz za nim ukazał się Pawełek.Byłzemocjonowany w najwyższym stopniu.- Nie wiem, czy pan Wolski jest w domu, niemiałem czasu pytać psa - powiedział pośpiesznie.- Ale jeśli jest, powinienwylecieć z rekordowym odrzutem.Na cztery samochody się czają, w tym jeden jużdziś, z Poznania jedzie i mają do niego kluczyki.Mieszka na %7łoliborzu.- PanaWolskiego nie ma, na własne oczy widziałam, jak wychodził - przypomniałaJaneczka.- Ale teraz już jestem pewna, że on to sobie nagrywa.Wróci, posłuchai możliwe, że coś zrobi.I będzie to w nocy.Chora jestem od tych nocy!- A pewnie - przyświadczył Bartek z rozgoryczeniem.- Długo już jedzie z tegoPoznania? - Według tego, co gadali, wyjechał dopiero co.Znaczy, zdążyli potempodzwonić i tu przylecieć.Z godzinę może, albo mniej.Bartek podszedł bliżejlatarni i popatrzył na zegarek.-Pięć po siódmej.Trzy godziny, albo cztery, zależy jak jedzie.Po dziesiątej tubędzie, albo po jedenastej.To nie tak pózno.- Na nic - utemperowała goJaneczka.- O tej porze akurat musimy być w domu i każdy by zauważył, że nas niema.Druga w nocy to owszem.Jeszcze się nad tym zastanowimy.Gdzie siedziałeś? -zwróciła się nagle do brata.Pawełek zrozumiał pytanie.- Tamten od tamtejstrony już był.Chaber mnie podprowadził i podkradłem się od tyłu do tej szopy.Sklep zamykali, brzęczało żelastwem i nie było mnie słychać.Gadali mi prawienad głową, akurat przy tej pluskwie pana Wolskiego.Bo co? - Bo tak sięzastanawiam, czy nas nie byłosłychać, ale wychodzi mi, że nie.Za każdym razem siedzieliśmy tam pojedynczo, ado Chabra mówiłam szeptem.Pan Wolski o nas nie wie.- A nawet jakby wiedział,to co? Janeczka zmarszczyła brwi, wzruszyła ramionami i pokręciła głową.-Wszystko.Mam na myśli, że wszystko jest możliwe.Mógłby o nas nagadać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]