[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- KsięgaKapłańska, rozdział jedenasty.Jeżeli człowiek pragnie się staćistotą niższą, uwłacza tym boskiemu dziełu stworzenia, a duszęswą skazuje na potępienie.131Nagle statek szarpnął i przechylił się na prawą burtę.Wśródmarynarzy rozległ się grupowy jęk, rozpoznali bowiem ten nowyrytm i odgłos oceanu.- Wypłynęliśmy na pełne morze i zmierzamy na południe.Teraz już nigdzie się nie zatrzymają, aż dotrą do lądu - rzekłktoś ponuro.- Do samego Maroka.- Ile to może potrwać?- Miesiąc, przy pomyślnych wiatrach i dobrej pogodzie.- A jeśli będzie sztorm?Dick Elwith roześmiał się, lecz nie był to śmiech wesoły.- Jeśli statek się przewróci, utoniemy.- I dramatyczniepotrząsnął łańcuchami, wzbudzając powszechny lament wśródwięzniów.Pastor Truran poprosił o ciszę.- Opanujcie lęk.Nie pokazujmy oprawcom, że zdołalizłamać naszego ducha.Od Boga czerpiemy siłę, to On więcnas pocieszy w nieszczęściu i obroni przed antychrystami, którzy nas porwali.Wysłuchajcie słów psalmu i odnajdzcie w sobie odwagę! Wysłuchaj, Panie, słuszności, zważ na me wołanie, przyjmij moje modły z warg nieobłudnych! Niech przedTwoim obliczem zapadnie wyrok o mnie: oczy Twoje widzą to,co prawe.Choćbyś badał me serce, nocą mnie nawiedzał i doświadczał ogniem, nie znajdziesz we mnie nieprawości.Mojeusta nie zgrzeszyły ludzkim obyczajem; według słów Twoichwarg wystrzegałem się ścieżek gwałtu."W tym miejscu przerwał mu czyjś ochrypły śmiech, leczpastor tylko podniósł głos i ciągnął dalej.- Moje kroki trzymały się mocno na Twoich ścieżkach,moje stopy się nie zachwiały.Wzywam Cię, bo Ty mnie wysłuchasz, o Boże! Nakłoń ku mnie Twe ucho, usłysz moje słowo.Okaż miłosierdzie Twoje, Zbawco tych, co się chronią przedwrogami pod Twoją prawicę."Kolejne zakłócenie recytacji było trudniej zignorować.W mrok ładowni gwałtownie wdarło się światło i hałas.Otwar-132to luk i na dół zeszło czterech mężczyzn z mieczami u pasa,przyświecających sobie latarniami.Krzyczeli coś w tej swojejokropnej mowie i wymachiwali na oślep grubym sznurem powiązanym w węzły.Pierwszy cios dosięgnął pastora.- Milcz, niewierny psie! - krzyknął pirat i zdzielił go smołowaną liną przez twarz.Niezrażony, wielebny Truran wyprostował ramionai grzmiał dalej:- Strzeż mnie jak zrenicy oka! W cieniu Twych skrzydełmnie ukryj przed występnymi, co gwałt mi zadają, przed śmiertelnymi wrogami, co otaczają mnie zewsząd".Tym razem przy jego szyi błysnęło ostrze miecza.Pastorprzełknął ślinę i w końcu się uciszył.Któryś z pozostałych piratów odblokował rygiel unieruchamiający więzniów.Wysunął go i gestem nakazał wstać pastorowi oraz trzem jego sąsiadom.Inny w tym czasie uwalniałCatherine i jej towarzyszki.- Wstawać! Już!Podniosły się niepewnie, gdyż statek się kołysał, a w półmroku trudno było złapać równowagę.Jedna z kobiet - Catspotkała ją kiedyś na targu, ale nie znała jej z nazwiska - chwyciła się jej rękawa, o mało go nie odrywając.Cat zatoczyła sięi poczuła, jak podeszwa jej buta zapada się w czymś miękkimi oślizgłym.Pomieszczenie, w którym i tak nie było czym oddychać, wypełnił straszny fetor.Choć to głupie, Cat w tymmomencie myślała tylko o tym, że zniszczy sobie najlepszepończochy.Trwała w tych myślach, jeszcze kiedy wychodziłana pokład, otrzezwiło ją dopiero silne uderzenie ostrego, słonego powietrza.Na śródokręciu na drewnianym rzezbionym krześle siedziałwódz piratów z nogami wyłożonymi na ozdobnym kufrze.Pojego lewej ręce siedział po turecku ubrany na biało człowiekw turbanie na głowie.Na kolanach trzymał deseczkę z jasnegodrewna, a w dłoni narzędzie do pisania.Po drugiej zaś stronie133stało dziwne naczynie ze szkła, pękate i zwężające się ku górze,wypełnione do połowy przezroczystym płynem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]