[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zajmowałeś się aktami pracowników w wydzialeTyen?- A o co chodzi? Przecież zgarnęliśmy już wszyst-kich, którzy pomogli umieścić tę niespodziankę w gabinecietwojej kobry?- Zgarnęliśmy.- machnął ręką kae Oron.- A cowiesz o Esteli Kerrel?Sen popatrzył zdumiony na szefa, ale posłusznie wyre-cytował:- Lat dwadzieścia jeden, niezamężna, niewłaściwychzwiązków nie zauważono, wykształcenie wyższe, spokojna,opanowana, inteligentna, dobre kontakty ze współpracow-nikami, nieślubna córka nieżyjącego księcia Veylina.Zarejestrowanie tego ostatniego faktu zajęło Raenowidwie sekundy.- Co?! - zawołał zdumiony.- Nieślubna córka Fredericka Jayberry, księcia Vey-lina.Ze związku z mieszczanką.W końcu uznał dziecko,ale nie zostawił mu nic w spadku.- Na przodków kahe ze wszystkimi demonami tegoświata.To przecież.- Podwójna moralność arystokracji odebrała ci mo-wę? - zapytał ironicznie kae Werr.- Nie - pokręcił głową Raen.- Ja w odróżnieniu odciebie nie mam sklerozy.Lare Tyen będzie zachwycona tąnowiną.O Rinnelis! - rozległ się w mojej głowie ogłuszający krzyk.- Mama? - zapytałam zdziwiona.Czego mogła odemnie chcieć? Przecież widziałyśmy się rano. Twój nieludz uciekł!Co?! Jak.? To przecież niemożliwe.I przede wszyst-kim - kto?- Który? - zapytałam, siląc się na spokój.- Starszy - odpowiedziała ma.- Zamknął Kerriego włazience, poczekał, aż będę zajęta, i spokojnie się telepor-tował.- A ochrona? - zdumiałam się szczerze.Nasz dombył lepiej chroniony niż niektóre tajne schowki Straży, niemożna było ani się do niego wedrzeć, ani z niego uciec. Jak widzimy, jakoś zdołał rozwiązać ten problem -skrzywiła się moja matka.Dlaczego to wszystko spada na mnie jednocześnie?- Przynajmniej wyszedł po cichu? Nic wam się niestało? - zapytałam nerwowo. Cicho jak mysz.Chyba wolał uniknąć konfrontacji zemną.O tak, moja mama potrafiła być grozna, zwłaszcza wgniewie.No i jest silnym magiem, nic dziwnego, że laroRiencharn wolał wynieść się po kryjomu.Poza tym pewniezdawał sobie sprawę, że gdyby z głowy moich rodzicówspadł choć jeden włos, znalazłabym nieszczęsnego kahenawet w Krainie Tysięcy Cieni.- A laro Taellon? - zapytałam.Mówiąc o ucieczcestarszego kahe, mama nie wspomniała o młodszym. Laro Riencharn zostawił go u nas.- Nie zabrał go ze sobą?! Nie.Chłopak w ogóle nie miał pojęcia o planach swo-jego wuja.Gdy zrozumiał, że został porzucony, wpadł whisterię - uśmiechnęła się mama.- Hm.Czy mi się zdaje, czy laro Riencharn dał namdelikatnie do zrozumienia, że powinniśmy zatroszczyć się ojego siostrzeńca? Wygląda na to, że masz rację.Doprawdy to wyjątkoweświństwo ze strony tego kahe.Skoro już postanowił sięwynieść, mógł zabrać chłopaka ze sobą - ale nie, powiesiłnam ten kamień na szyi!- Mamo, laro Riencharn ma w planach krwawą ze-mstę - przypomniałam z sarkastycznym uśmiechem.- Jesttak zajęty martwymi, że na żywych nie starcza mu już cza-su.Na pewno nie spocznie dopóty, dopóki nie zabije albosam nie zostanie zabity.Przy czym ten drugi wariant był znacznie bardziej praw-dopodobny. Zawsze mówiłam, że południowcy mają nie po kolei wgłowie - westchnęła mama i przerwała połączenie.Ciekawe, czy kahe uciekł dlatego, że nie wytrzymałnerwowo, czy dlatego, że czegoś się dowiedział? A jeśli todrugie, to jakim cudem do domu rodziców przesączyła sięinformacja, której zródłem nie byłam ja?Wszystko leci w demony, a ja nie mogę nic zrobić.Kahezniknął, mam na karku przemieńca, który bogowie wiedzączego ode mnie chce, a o zabójcy lare Ayrel wiedziałammniej niż na początku śledztwa.Może powinnam odejść zeStraży, gdyż nie nadaję się na zajmowane stanowisko? Takize mnie śledczy jak z koziej dupy trąba.Ktoś zastukał do drzwi.- Proszę wejść - powiedziałam, nie wstając z fotela.Dzisiaj miałam ochotę posłać uprzejmość do diabła.- Lare Rinnelis.- Lare Estela? - zdumiałam się, automatycznie przy-gotowując słabe zaklęcie atakujące.Skoro dziewczynaprzeszła z kategorii osób neutralnych do niepewnych, nale-żało przygotować środki ostrożności.- Lare.Już pani komuś opowiedziała? Ja.- Czego sobie pani życzy? - zapytałam z chłodnąuprzejmością.Rzęsy wokół jasnych oczu były mokre, ale tusz jeszczenie zaczął spływać.To niesamowite, że niektórzy nawetpłakać potrafią estetycznie.- Ja.ja nie chciałam! - załkała sekretarka.- Czego pani nie chciała? - zapytałam wprost.Azy imelodramaty to oczywiście bardzo piękne, ale mam pilniej-sze sprawy.- Nie chciałam pani śledzić, ale.brat!- Brat zmusił panią do śledzenia mnie? - zapytałamrzeczowo.- Nie! - Pokręciła głową, burząc sobie fryzurę.-Gdybym tego nie zrobiła, brata mogliby zabić!- Nie wiedziałam, że ma pani brata - oznajmiłam su-cho.- Ja.jestem dzieckiem z nieprawego łoża - wykrztu-siła ledwie słyszalnie, mnąc kurczowo suknię.- Terry tomój jedyny krewny, nikogo więcej nie mam.Terry.Terence? Terence Jayberry?.- I nie ma pani żadnych środków do życia, nie liczącpensji sekretarki - skonstatowałam sucho.Jakoś ciężko mibyło uwierzyć w łzawe zapewnienia o uczuciu łączącymdziecko z nieprawego łoża i legalne rodzeństwo.Zdarza sięto tak rzadko, że wzmiankę o tym można znalezć jedynie wlegendach.- Jak pani.- wysyczała ze złością.- Zmiem, i to jeszcze jak.Proszę sobie darować za-pewnienia o siostrzanej miłości.Jak rozumiem, zmarły oj-ciec nie zostawił pani żadnego spadku, skoro musi panitkwić w takim miejscu na takim stanowisku, zaś brat nie mazamiaru zapewnić siostrze godnego życia, woli wykorzy-stywać jej talenty i pozycję służbową? To właśnie na prośbębrata zaczęła pani grzebać w moim życiu?Młody książę figuruje na mojej liście podejrzanych, ajego przyrodnia siostra została nagle przyłapana na śledze-niu mnie i zaczyna szlochać, zapewniając, że robiła to dlabrata, którego z jakiegoś powodu chcą zabić.Czy nie zadużo zbiegów okoliczności?- Proszę, niech pani nikomu o tym nie mówi, bo gozabiją! - złożyła ręce blond piękność.- Pani tego nie zro-zumie! Pani jest taka bezduszna, podła, kłamliwa.- Przyszła tu pani, żeby wygłosić opinię na temat mo-jej skromnej osoby? - wstałam, mierząc lare Estele spojrze-niem kobry.- Proszę sobie darować, jestem dość dobrzezorientowana w kwestii własnej osobowości.- Nie.- spłoszyła się.- Błagam, niech mi pani wy-baczy, lare Rinnelis, nie chciałam powiedzieć nic złego.Zrobiłam dyskretny ruch ręką, sprawdzając, czy to dwu-licowe dziewczę nie wniosło jakiegoś urządzenia śledzące-go, ale okazało się, że tym razem ma stosunkowo uczciwezamiary.- Rozumiem, próbuje pani zaledwie zepsuć reputacjęmnie i zniszczyć karierę innemu pracownikowi Straży?- A co innego mogłam pomyśleć, gdy nazajutrz powszczęciu dochodzenia wewnętrznego aresztowano kilkupracowników, a innych zastraszono prawie na śmierć?! Ciprzeklęci przemieńcy przez dwie godziny kręcili się powydziale, niemal pokazując kły!- Przemieńcy? - zdumiałam się szczerze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]