[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłoki często całymi miesiącami oczekują na wymarsz,karawana ma przed sobą długą drogę, a posuwa się do przodubardzo wolno.Spiekota Południa bezlitośnie praży okropnymżarem na całej trasie, którą należy przebyć, nie trzeba zatemnadmiernego wysiłku, żeby sobie wyobrazić straszliwy odór,jaki towarzyszy takiej karawanie.Zwłoki leżą w trumnachpękających z powodu upału albo są zawinięte w filcowe derki,zniszczone lub przynajmniej przeniknięte substancjamignilnymi, nic więc dziwnego, że tuż za tymi pochodami śmiercipostępuje na wychudzonej szkapie widmo dżumy o pustychoczodołach.Kto je napotka, usuwa się daleko na bok, i jedynieszakale oraz Beduini skradają się w pobliżu; te pierwszeprzyciąga zapach zgnilizny, drugich natomiast wabią skarby,jakie wiezie karawana, ażeby na zakończenie pielgrzymkiprzekazać je w ręce strażników grobowca.Wysadzanediamentami naczynia, usiane perłami materie, kosztowna broń isprzęty, bezcenne amulety i wiele innych przedmiotów,ogromne ilości monet z czystego złota zwozi się do Karbali iMeszhed Ali, gdzie znikają w podziemnych skarbcach.Dlazmylenia beduińskich rozbójników ukrywa się te skarby wpodobnych do trumien skrzyniach, ale doświadczenie nauczyłoprzedsiębiorcze arabskie plemiona, jak można obrócić tęprzezorność wniwecz.Podczas napadu otwierają wszystkietrumny, zdobywając w ten sposób poszukiwane skarby.Polewalki przedstawia później pogmatwany obraz obalonychzwierząt, zabitych ludzi, rozproszonych resztek zwłok iśmierdzących szczątków trumien, przeto samotny wędrowieckieruje swego konia w inną stronę, uchodząc przed tchnieniemzarazy.Z ostrożności wziął się nakaz: karawana śmierci musi omijaćna swej drodze wszystkie zamieszkane miasta.Wcześniejwolno było przejeżdżać przez Bagdad.Karawana wkraczałaprzez Szedt Omer, wschodnią bramę; zaledwie jednakopuszczała miasto, udając się na zachód, w mieście kalifówrozchodziło się tchnienie morowego powietrza, zarazapoczynała szaleć i tysiące ludzi padało ofiarą mahometańskiejobojętności, która zadowala się fałszywą pociechą, że„wszystko jest zapisane w Księdze”.W nowszych czasachsytuacja się zmieniła, i tu zwłaszcza bardzo podziwiany, alerównie mocno atakowany Midhad Pasza zrobił porządek zestarymi zwyczajami.Karawana może teraz jedynie ocierać sięo północną granicę miasta, żeby po górnym moście przejść nadTygrysem.Właśnie tam ją spotkaliśmy.Kiedy zbliżyliśmy się do owego miejsca, w nozdrza uderzyłanas nieznośna woń morowego powietrza.Czoło długiegopochodu już dotarło na miejsce i czyniło przygotowania dorozbicia obozu.Flaga z perskim herbem (lew na tlewschodzącego słońca) została wetknięta w ziemię; miałastanowić punkt centralny obozu.Piesi siedzieli na ziemi,jeźdźcy zsiedli z koni i wielbłądów; ale muły niosące trumnypozostały objuczone, a to znaczyło, że postój miał byćkrótkotrwały.Za nimi ciągnął się długi, nie dający się ogarnąćwzrokiem pochód niby wąż, co pełznie prosto przed siebie poziemi.Były to brązowe, wysuszone skwarem słonecznympostacie, z trudem utrzymujące się na grzbietach swoichzwierząt albo szurające po ziemi zmęczonymi stopami.Ale woczach płonął ogień żarliwej wiary, nie zważając zatem nalicznie zgromadzonych widzów śpiewali swoją monotonnąpieśń pielgrzymów:Allach, hesti dżihandar,Allach, hestem asman pejwend,Hussein, hesti chun aludHussein, hestem eszk ris!*Tak bardzo zbliżyliśmy się do pielgrzymów, że stanęliśmytuż przy nich; lecz im więcej ich nadchodziło, tympiekielniejszy stawał się smród, tak iż w końcu Haief rozwiązałkoniuszki turbanu, żeby zakryć nimi nos.Zauważywszy to,jeden z Persów zbliżył się do nas.— Sseg — psie — zawołał — dlaczego zasłaniasz sobie nos?Ponieważ Halef nie rozumiał po persku, odpowiedziałem zaniego:— Czy sądzisz, że wyziewy tych trupów to rajski zapach?Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem.— Czy nie wiesz, co mówi Koran? Głosi on, że szczątkiwiernych pachną jako amber, gul, semen, musz, naszew inardżin*.— Te słowa nie pochodzą z Koranu, tylko z Ferid ed–dinAttara Pandnameha.Zapamiętaj to sobie! A tak przy okazji,dlaczego wy sami zasłoniliście sobie nos i usta?— To inni, ja nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]