[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mniej niż jard od jej łóżka węszący czubek czarnej mackipojawił się na parapecie okna.Przez chwilę chwiał się na boki,po czym skierował się w stronę Robin.Wolno macka przesu-nęła się przez parapet w dół, na podłogę i wiła się w kierunkułóżka.Rozdział 11Clive Thomas ocknął się przerażony.Przez chwilę nie wie-dział, gdzie jest.Dopiero po chwili uświadomił sobie, że wewłasnym łóżku.Odwrócił się i spojrzał na nagie plecy Annyleżącej tuż obok.Westchnął, wyciągnął rękę i dotknął jej ra-mienia.- Boże.- mruknął.Poruszyła się i spytała:- Co się stało?- Miałem koszmarny sen.Okropny koszmar.- O czym?Zawahał się.Jak mógł się przyznać, że śnił o jej śmierci? Iże przeprowadził sekcję jej zwłok?- Zniło mi się.śniło mi się, że mnie porzuciłaś.Odwróciła się i popatrzyła mu prosto w twarz.Pocałowałago w nos, uśmiechnęła się i powiedziała:- Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobiła.- Wiem.Objął ją i przytulił tak mocno, jak tylko mógł.Aomot do drzwi.Miał wrażenie, że ktoś dobija się od dłuż-szego czasu, ale dopiero teraz go usłyszał.- Ktoś jest przy drzwiach - zwrócił się do Anny.- Nie zwracaj uwagi - szepnęła mu do ucha.- Obejmijmnie, nie pozwól mi odejść.Aomot ciągle trwał.Nagle oprzytomniał.Usiadł.Znajdował się na kanapie wswoim biurze.Rozejrzał się szukając Anny, ale nigdzie jej nie95było, choć ciągle czuł ciepło jej ciała.Anna.Było coś związanego z Anną, coś, czego nie powi-nien pamiętać.Za pózno.Fala pamięci powróciła razem z poczuciem do-tkliwej straty, raniącej zupełnie jak fizyczny ból, zapierającejoddech w piersiach.- Anno.- jęknął.Anna nie żyła.Nie żyła.Aomot do drzwi ciągle trwał.Tylko on był prawdziwy.Wstał i chwiejnie, jakby pokój dokoła niego się kołysał,podszedł do drzwi i otworzył.W drzwiach stała dziewczyna.Bardzo ładna dziewczyna, zniebieskimi oczami tak jasnymi, jakby były podświetlone.- Doktor Thomas? - spytała z wyrazem przestrachu natwarzy, co sprawiło, że zaczął się zastanawiać, jak wygląda.Domyślał się, że diabelnie zle.Od paru dni się nie golił.- Tak - odparł znużonym tonem.- Czego pani chce?- Muszę z panem porozmawiać.To bardzo ważne.Alenajpierw musi pan obiecać, że mnie pan wysłucha.Wściekaniesię czy denerwowanie nie pomoże żadnemu z nas.Spojrzał na nią z ukosa.- Dlaczego miałbym się denerwować? Kim pani jest? Aw ogóle, jak się Pani tu dostała?- Powiedziałam przy bramie, że jestem pańską siostrą,spieszyłam się.- Co pani powiedziała?- Doktorze, jestem Robin Carey.Zapanował długa cisza.Thomas zdał sobie sprawę, że stoitwarzą w twarz z dziewczyną, która pośrednio była odpowie-dzialna za śmierć Anny.Gdyby nie ten wywiad, który dopro-wadził do awantury, Anna nigdy nie pojechałaby do Harpen-den tamtej nocy.96- Zamordowałaś moją żonę - warknął zimno.- Wynoś sięstąd w cholerę, zanim zrobię z tobą to samo.Cofnęła się o krok, ale nie wyszła.- Bardzo mi przykro z powodu pańskiej żony, doktorze,proszę mi wierzyć.Bardzo żałuję, że jej nakłamałam.- Twoje kłamstwa zabiły ją równie skutecznie, jakbyśpchnęła ją nożem.Lecz to byłaby chociaż czysta śmierć, docholery, a ona miała bardzo ciężką.Chcesz spojrzeć na jejciało? To, co z niego zostało, jest niedaleko stąd.Dlaczego niepodejdziesz i nie popatrzysz na swoje własne dzieło?Podniósł głos do krzyku.Znowu cofnęła się o krok.- Nie musisz mi mówić, jak umarła! - krzyknęła.- Prawie zginęłam w ten sam sposób zeszłej nocy!Zaśmiał się szyderczo.- Kolejne z twoich reporterskich kłamstewek.- Nie, to prawda.Nie miałeś żadnych informacji o ostat-nim ataku?- Znowu w Harpenden?- Nie.Wszyscy zwracali uwagę na Harpenden, a onetymczasem podeszły pod St.Albans, pięć mil na południe odmiejsca poprzedniego ataku.Ale ten był o wiele gorszy.Oce-nia się, że przeszło pięć tysięcy ludzi zmarło wczoraj w nocy.- Pięć tysięcy?Skinęła głową.- To było straszne.Tych stworów było pełno, wszędzie.Miało się szczęście, jeżeli się nie nocowało w domu.Przyje-chałam do ciebie, jak tylko zrobiło się jasno - stwory wydająsię znikać o świcie.Nie było cię w domu, więc przyjechałamtutaj i widzę, że spędziłeś noc tu.- wskazała na kanapę.- Nie rozumiem - powiedział podejrzliwie.- Dlaczego takkoniecznie chciałaś się ze mną zobaczyć?97- Chciałam ci dać to - zsunęła torbę z ramienia, otworzyłają, ostrożnie wyjęła czarny plastikowy worek i podała mu go.-Sądzę, że jesteś najwłaściwszą osobą do zajęcia się tym.- Co to?- Popatrz sam.Wziął worek.Cokolwiek to było, nie ważyło prawie nic.Podszedł do biurka, odsunął papiery i wyrzucił zawartość ztorby.Na blat wypadł mniejszy przezroczysty worek.Zawierałdwa dwunastocalowe kawałki czegoś, co wyglądało jak czarnagalaretka owinięta przezroczystą błoną.Odwrócił się i spojrzał na nią z podziwem.- Skąd to zdobyłaś? Jak?Wzruszyła ramionami, ale w jej błękitnych oczach pojawiłsię błysk tryumfu.- Mówiłam ci.Prawie mnie zabiły wczoraj w nocy.By-łam śpiąca, ale nie mogłam usnąć z powodu gorąca i.Jeszczenie spałam, kiedy to wlazło przez okno.Usłyszałam, jak suniepo podłodze.Obok łóżka stał wentylator.Stary, należał jesz-cze do mojego ojca.Gdy to coś rzuciło się na mnie, złapałambez namysłu wentylator i użyłam go jako tarczy.Ostrza prze-cięły tego stwora na pół.Te dwa kawałki upadły na podłogę, areszta uciekła przez okno.Thomas ze wstrętem wpatrywał się w połyskujące kawałki robaka.- Czy komuś udało się zdobyć jakieś próbki? - spytał.- Nic mi na ten temat nie wiadomo.Dlatego uważałam zabardzo ważne dostarczenie ich tutaj tak szybko, jak to możli-we.Skinął głową, złapał worek i wybiegł na korytarz.Po chwili wahania Robin poszła za nim.Ostatecznie, skoroweszła do jaskini lwa, to może wejść i dalej.98Musiała przyznać, że doktor Clive Thomas nie wyglądałtak, jak sobie wyobrażała.Z jakiegoś powodu spodziewała się,że będzie o wiele starszy od żony.Stworzyła sobie obraz si-wego, lekko kopniętego naukowca i zamurowało ją na widokstojącego w drzwiach młodego mężczyzny, bardzo podobnegodo Roberta Powella, jej ulubionego aktora.Owszem, był wwyjątkowo nędznym stanie.Ubranie wyglądało, jakby całąnoc leżało w wyżymaczce, ale nie ujmowało mu to uroku.Od razu pożałowała, że nie spotkali się w innych okolicz-nościach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]