[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpoczątkach jednak król, tyle mając zajęcia na głowie, nie postrzegł ichbraku.Ciągle prawie przyprowadzano jeńców pochwytanych i słuchano ichdoniesień o ruchach Chmielnickiego, o których w końcu przyszławiadomość, że Zborów minąwszy, ku Sokalowi ciągnął.Przestrzegałteż mołdawski posłaniec od hospodara, żeby się od Tatarów nabaczności miano.Siłę Chmiela zbiegli od niego liczyli na tysięcyczterdzieści, a drugie tyle chłopstwa gwałtem spędzonego, za którymjeszcze pułków kilka w odwodzie pilnowało, aby się nie rozbiegało.W końcu już dzień w dzień tyle kozactwa połapanegoprzyprowadzano, iż wątpić nie było można, że rychło się z Chmielemspotkać przyjdzie.Król rozkazał obwołać i otrąbić, aby wszystko byłow gotowości do wymarszu.Lecz nim się jeszcze z Sokala wybrano, zaszły wypadki, którepołożenie podkanclerzego zmieniły i króla zraziły do niego na zawsze.Codziennie przychodziły, jak mówiliśmy, listy z Warszawy do obozui stąd szły do królowej.Ostatnie Marii Ludwiki już nie listami były,ale suchymi notatkami, w ostatku kresy zaczęły przywozić tylkopisma prymasa, wiadomości urzędowe.Królowa całkowicie pisaćzaprzestała.Po kilku dniach tego niepojętego milczenia Jan Kazimierzpoczął najpierw być niespokojnym o jej zdrowie, a gdy się dowiedziałz innych korespondencji, że wcale chorą nie była, wpadł na myśl, żecoś Marią Ludwikę musiało zniechęcić i zrazić.Trudno było dośledzić, co to być mogło.Wtem wysłany wpierw zlistami Tyzenhauz wrócił z Warszawy.Król go we cztery oczy pytaćzaczął. Cóż się tam dzieje, nie mam żadnego listu od królowej? Niesłyszałeś, nie wiesz co? Boję się powtarzać odparł Tyzenhauz bo plotki być mogą. Ale mów! naglił król. Mów śmiało, włos ci z głowy niespadnie. To wszystko sprawa podkanclerzego począł Tyzenhauz oncodziennie raporta posyła o tym, co się tu dzieje, i umyślnie zniechęcaNajjaśniejszą Panią.Przynajmniej Francuzi o tych listach i diariuszuwiele między sobą rozmawiają.Jan Kazimierz zamilkł.Przywołano jednego z pisarzy od kancelarii.Ten spytany zeznał, że Radziejowski co dzień regularnie listy grubewyprawiał albo do królowej wprost, lub do sekretarza jej Des Noyersadresowane.Oczekiwany list królowej nie doszedł i dnia tego,natomiast od Des Noyers był duży pakiet do Radziejowskiego.Nazajutrz rano kazał sobie król podkanclerzego listy do Warszawypokazać.Był dnia tego jeden tylko, ale pod adresem królowej.Gniewny, zresztą czasu wojny nie bardzo zważający na zachowanietajemnicy pieczęci, król zaniósł go do sypialni i otworzył.Czytającosłupiał z podziwu i oburzenia.Radziejowski stopniami doszedł byłdo tego, że wprost się z króla naigrawał, przedstawiał go przed MariąLudwiką jako zupełnie nieudolnego, przepowiadał klęskę, krytykowałplany, słowem, poniżał Jana Kazimierza, a w dodatku uczucia jegowzględem królowej malował w najgorszym świetle, wyrzucając mupłochość, skarżąc się, że i teraz żonie jego pokoju nie dawał zalotami,co fałszem było.Pismo to starczyło, aby wytłumaczyć milczenie igniew Marii Ludwiki.Odczytawszy je raz i drugi król zawołał: A nikczemna żmija!Chodził potem po sypialni namyślając się, kazał prosić kanclerza dosiebie.Gdy przybył ksiądz Leszczyński, król zrazu nie mógł sięzdobyć na skargę i zwierzenie się, wreszcie wydobył list, szepnął cośkanclerzowi na ucho i dodał: Czytaj.W twarzy biskupa można było widzieć przerażenie, jakim go przejęłopismo, którego charakter był mu znany.Nie mógł dokończyć ispojrzał na króla, który stał z rękami na piersiach złożonymi. Wiecie teraz, dlaczego królowa do mnie pisać przestała rzekłkról a ja tu tego człowieka w obozie przy sobie trzymać jestemzmuszony! I na każdą radę ma przystęp z urzędu, tajemnic dla niegonie ma!Biskup myślał długo, trzymał list w ręku, nie wiedział, co radzić,czytał go, odczytywał, chciałby był coś znalezć na obronę. Zcierpieć tego nie mogę odezwał się król uczyńcie muwymówki, ale nie potrzebujecie listu pokazywać, chyba wostateczności.Czułem go nieprzyjacielem, alem nie posądzał o taknikczemną zdradę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]