[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A szła zagniewana, lecz wszedłszy doświetlicy, zastała pana, któremu obmokłe suknie ściągano, gniewniejszym niżona była.Spojrzeli po sobie i nie witali się: Knez pięścią w stół bił i mruczał - miodusobie podawać kazał.Głodny był, spragniony a zły.przekleństwami miotał,aby wszystko sczezło i szło na wskroś ziemi.Brunhilda stała założywszy ręce, ruszając ramionami.Ludzie się porozbiegali.- Północ już przeszła, a pana miłościwego doczekać się nie było można.- Milcz sroko!.a nie pytaj! - krzyknął knez - abym nie mówił, bom wściekły, agdym wściekły, nie znam nikogo!Ani żony?Zamruczał coś tylko.118- Zwać mi jutro Hadona!Chwycił się za głowę targając włosy rozczochrane, a ze złości rwąc je palcami.- Hadon jutro do Sasów, do waszych niech jedzie.niech tu ciągną, niech idą,niech palą, tępią, gnębią.Niech tę ziemię ogniem puszczą całą.Wszak gdynowiny trzebią na pole, aby zboże rodziły, wprzódy je czyszczą siekierą ipłomieniem.I tu nic nie będzie, póki siekiera i płomię nie zniszczy tychplugawych chwastów! Uśmiechnęła się blada pani.- Wiedziałam ja to dawno, mówiłam dawno - rzekła - tylko Sasi im radę dadzą.Ty ich sam nie zmożesz ze swymi smerdami, ich tu siła.Zdrajcy wszyscykmiecie, żadnemu wierzyć nie można.- Na jutro wołać Hadona - powtórzył knez - ale milczeć, że posłany i dokąd.Rankiem niech wyjdzie pieszo, konia wezmie ze stadniny, niech jedzie zeznakiem ode mnie.Pierścień niech powiezie.Biała pani, głaszcząc go po głowie, potakiwała.- Odpoczywaj no spokojny - ja go wyprawię sama.Nim dzień wejdzie, będzie wdrodze, ale czasu dużo spłynie, nim te puszcze przejdzie wskroś i za Aabę siędostanie, nim oni się tam ruszą, nim wyciągną, nim się przedrą tutaj - a tu!.Knez spojrzał na nią.- Tutaj oni knują i zmawiąją się - wiece gromadzą, po nocach przy łuczywachradzą, po lasach się zbierają, dwory objeżdżają, gońców sobie posyłają.Zmiejęsię ja z tego, mam dosyć ludzi, gród mocny i wieża wytrzyma, jezioro obroni, awe spichrzach pełno, zasieki po brzegi nasypane.Choćby ta dzicz obległa,jeszcze bym się opędził tej psiarni, a oblec mnie nie śmieją!Zaczęli szeptać ciszej - knezna siadła tuż przy nim, podparta na ręku.Przynieślimu mięsiwa misę, które począł rwać palcami, i kubek miodu, który wypił tchemjednym.Potem służbę rozpędził, zamiast czekać do jutra kazał wnet przywieść Hadona.Hadon był Niemiec, ale wyleniały, nauczył się na dworze mowy ludzi, nałamałdo ich obyczaju, a choć w nim natura wilcza została, nie bardzo go poznać byłomożna od drugich, gdy szpiegował mieszając się w tłum, aby donosić pani.Wszedł chłopak smukły, ulubieniec miłościwej pani, którego we dworze lękalisię wszyscy.Gdy knezia w domu nie było, on białą panią, siedząc w sypialni, podniach całych zabawiał, brała go z sobą, gdy jechała, obejść się bez niego niemogła.Knez go też lubił, bo mu się jak kot łasił.Gdyby nie twarz piegowata iblada, nie byłby brzydki.Włos też miał krwawoczerwony, ale obfitymispadający puklami.- Hadon! - zawołał zobaczywszy go knez - zbliż się tu, jutro ruszysz do dnia wdrogę, tam.Wskazał na zachód ręką.- Jedz do starego - powiedz, niech mi swoich śle.Cierpiałem dość, skończyćtrzeba z kmieciami.Niech da ludzi, ile może, ale zbrojnych; to tłuszcza dzika,bezbronna, rozpędzi ich garść Sasów.119Hadon podparł się ręką na stole, patrzał ukradkiem na kneznę, a ona mu zzamęża oczyma znaki dawała.- Pierścień na znak wezmiesz u pani - pokażesz, by dali wiarę.Stary wie, co onznaczy.ciągnąłem długo.dziś.tak lepiej, niech idą, niech przychodzą.- Miłościwy panie - rzekł Hadon z pokorą.- Zlepy by chyba nie widział, na cosię zanosi, po lasach się kupią, narady czynią, kto wie, czy nasi pośpieją?Rozśmiał się Chwostek.- Hej! Twarde zęby trzeba mieć, aby gród ukąsić - rzekł - niechby je sobie namurze poszczerbili trochę, nadciągniecie z odsieczą w czas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]