X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas się ze swoimi naraóić, posłać wici�x w ,zebrać braci.Niech głowę starą wezmą, jeżeli chcą  co dla gromady i miru naszegopotrzeba  to zrobią  a ty, �iwo  milcz!Córka zbliżyła się i ująwszy rękę pocałowała. Kolada pomoże!  szepnęła.iiGoóina nie upłynęła, gdy stary Wisz ukazał się znowu w progu dworu, ale tak zmieniony,iż poznać go było trudno.W domu choóił bosy i w płótnie, teraz się oóiał jak do podróżyi postać przybrał inną.Okryty był brunatną siermięgą nową, sinymi pasy obszywaną, nanogach miał skórznie nowe, których sznury krasno�x x były farbowane, na głowie kołpak�x yfutrzany i pióro przy nim.U pasa wisiał miecz błyszczący i proca, na plecach łuk i strzały.Stąpał też jak wojak stary, wyprostowany, z podniesioną głową  i lat mu w tym strojuubyło.U wrót trzy konie gotowe, okryte suknem czekały, dwóch parobczaków czysto oóia-nych i zbrojnych, trzymało je, gotowych z gospodarzem do drogi.Co żyło w chacie, wy-szło żegnać ojca i cisnęło się do ręki.Szła Jaga też niespokojna, fartuchem łzy ocierając,bo czuła, że coś w tym groznego być musiało, gdy Wisz, co od dawna już nie ruszał sięze dworu, chyba po barciach i lesie  sam, tak nagle, nie mówiąc nikomu dokąd i poco, jechać musiał.�x v ra a  uroda, piękno.�x w  znaki przekazywane od dworu do dworu, zwołujące na wiec lub wojnę.�x x ra  jaskrawoczerwony.�x y a (z tur.)  wysokie, spiczasto zakończone nakrycie głowy bez daszka, obszywane futrem.ze i k zew ki Stara baśń 39 Ona i �iwa poszły za nim aż do konia siwego, który spokojny stał, nogą grzebiąc,głowę obrócił ku panu, zarżał i czekał, aż nań siąóie.Chciał jeden z parobczaków pomócstaremu, lecz Wisz, jakby mu nagle siły przybyło, skoczył razno na grzbiet siwego, głowąswoich pozdrowił, ręką wskazał na drogę w las  i ruszyli w milczeniu.Długi kawałjechali nad rzeką.W jednym miejscu kilka nęónych chałup stało nad wodą, na kołkachsieci wisiały, parę czółen wywróconych odpoczywało na piasku.Chałupy, jak bobrowedomki, ubogo wyglądały, na pół w ziemi, pół nad nią, a biedniej jeszcze luóie, którychdwu na pół nagich głos Wisza wywołał.Była to osada z błędnych luói złożona, zowiącasię Rybaki, która na ziemi kmiecia niedawno wyrosła.Kilkoro óieci nagich, od dymuokopcona niewiasta zgięta i stara  pierzchnęli na widok pana, tylko dwaj rybacy jakąśodpowiedz na pytania wymruczeli przez zęby.Spojrzenia ich rzucane na Wisza, kose�y pbyły, nieufne i strwożone.Nieco dalej znowu chatek kilka w lesie, druga osada podobna, Bodniarze�y �, stałajakby pusta& U drzwi tylko klepki i wióry, porozsypywane naczynia świadczyły o zajęciuDom, Obyczajemieszkańców.Na ten raz�y � nie było żywej duszy, niewiasty z óiećmi wyszły do lasu nagrzyby, mężczyzni musieli drzewa szukać na klepki.Drzwi jednak wszystkich chałup stałyniepozamykane, bo taki był zwyczaj po całej ziemi, a żaden podróżny nie nadużył nigdytej gościnności poczciwej.W każdej chałupie leżał chleb, nóż i stała woda.Stały otworemloszek, spiżarnia, wszystko.Jeden z parobczaków Wisza poszedł się napić i wrócił natychmiast do konia.Stądjuż nawrócili w lewo na lasy i gęstwiną jechali  bez drogi, lecz tak się kierując bez-piecznie i pewno, jakby mieli przed sobą szeroki gościniec.Myśliwym znane było każdeuroczysko& zwalona kłoda, dolina w lesie i strumień.Jechali tak w milczeniu do nocy ciemnej, gwiazdy już świeciły na niebie poprzeóającksiężyc, gdy noclegować stanęli.Chłopcy w mgnieniu oka szałas dla starego sklecili jeden na straży został przy koniach puszczonych na paszę, drugi przy Wiszu.Noc przeszła spokojnie, o brzasku wszyscy gotowi byli do drogi, stary wstał od nichwcześniej  na konie siedli i Wisz sam wskazywał dalej, kędy jechać mieli, bo naokółw swoim mirze�y � i opolach�y t nie było grudki ziemi, która by mu znaną nie była.Myśleći namyślać się nie potrzebował, instynkt myśliwskich plemion grał w nim jeszcze z całąsiłą, on las czuł i w obcym nawet wieóiałby, jak się obrócić.Chwytał niekiedy silniej powietrze, a ono mu oznajmowało�y u , czy w pobliżu dąbrowabyła, łąka, moczary czy pola.Mówiła do niego trawa, co rosła pod stopami, pochyleniegałęzi, mech, który na drzewach rosnął�y v , krzewy, co las podszywały.Lot ptaków uczyłgo nawet i zwierz, którego płoszyli, i kierunek, w jakim on od nich uciekał.Ku południowi już wjechali na łąkę szeroką, której środkiem płynął strumień.W dali,na podniosłym nieco brzegu, widać było dwór obszerny z zagrodą i dym nad nim.Ujrzawszy domostwo, stary dobył rogu i zatrąbił raz, drugi i trzeci.Jechali tymczasem,coraz się zbliżając ku zagroóie, około której mnóstwo roiło się luói.Jeden z nich, konia bez uzdy z łąki porwawszy, skoczył nań i rękami go poganiającz obu stron szyi, a trzymając się grzywy, wybiegł naprzeciw starego  popatrzał na Wiszai szybko nazad popęóił.Znać, że i tu mało kto w gościnie bywał, bo czeladz u wrót cisnęła się ciekawa, a zzatynu�y w widać było bielejące niewiast namitki�y x.Jeszcze nie dojechali do zagrody, gdywe wrotach ukazał się słuszny�y y mężczyzna, oóiany po domowemu, koszula na wierzch,w lekkim przyoóiewku na ramiona narzuconym.Gęsty, jasny włos spływał mu na ra-�y p  tu: spode łba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Zbigniew Błażyński Mówi Józef Œwiatło. Za kulisami bezpieki i partii 1940 1955
    Pilsudski Jozef Bibula(1)
    PS54 Pan Samochodzik i Stara Księga Niemirski Arkadiusz
    Kraszewski JA3zef Ignacy BoA1 4a czeladka Pozory spokojn
    Kraszewski Józef Ignacy Dwa œwiaty œwiat pracy i œwiat arystokracji
    Kraszewski Józef Ignacy 1 Przygody pana Marka Hińczy motyw Dyzmy; 2 Raptularz Jasienieckiego
    Kraszewski Józef Ignacy Żywot i sprawy JMPana Medarda z Gołczwi Pełki wytrwała miłoœć
    Kraszewski Józef Ignacy Dwa bogi,dwie drogi czyli pazernoœć lub uczciwoœć
    Eric Flint Boundary
    John Grisham The Rainmaker
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tabl.keep.pl