[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślałem, że tam pana zastanę.- O mały włos, a byłby mnie pan tam zastał - westchnął Nowak.- Z kobietą.- Z kobietą.Nowak spojrzał na zegarek: było piętnaście po dwunastej.- Zgadza się - rzekł spokojnie.- Skąd pan wie?- Mówi się o tym w Darłowie.- Wobec tego poproszę o szklaneczkę gdańskiego machandlu, panie Krztynka.A codla pana, kapitanie?- Proszę o to samo.Krztynka sięgnął jedną łapą po odległą butelkę, drugą wydobył nowy rodzajkieliszków spod kontuaru i nalał.- Pan Krztynka skarży się - rzekł Nowak - że mu podcinacie egzystencję.- Kto& wy? - spytał kapitan.- Wy, ludzie urzędowi.- Stołyp - rzekł głucho Krztynka - jest człowiekiem z przyzwoitego towarzystwa.Mimo wszystko.- Jestem zwykłym oficerem marynarki handlowej - uśmiechnął się z uprzejmościąStołyp.- Służę memu krajowi moją fachową wiedzą i doświadczeniem długich latsłużby.43- Udało się panu - uśmiechnął się Nowak.- Z pana przeszłością takie stanowisko.Szef kapitanatu portu to nie w kij dmuchał.- Praktyka i rutyna.Moje kwalifikacje zostały docenione.- Znam takich, którym nie pomogły ani praktyka, ani kwalifikacje.- Oczywiście - z twarzy kapitana nie schodził uśmiech eleganckiej wyrozumiałości.-Najczęściej są to jednak ludzie nie pojmujący sensu przemian.Ci ludzie sąw niezgodzie z duchem czasu.- Rozumiem.Pan jest w zgodzie z duchem czasu.- Obawiam się, że znów pan upraszcza.Domyślam się, że bierze mnie pan zakomunistę.To niesłuszne.Co prawda, jeszcze przed wojną mierził mnie feudalizmobyczajów towarzyskich w Polsce, a zwłaszcza stosunki w marynarce, niemniej nigdynie byłem komunistą.Po prostu sympatyzowałem zawsze z postępem.- Rozumiem.Po wojnie nadarzyła się świetna okazja do kontynuowania tychsympatii.- I to nie jest proste.W Polsce dzieje się, moim zdaniem, mnóstwo rzeczyodpychających.Głupich, a czasem wstrętnych.Niemniej dzwiga się ten kraj z ruin,trzeba go odbudować i nim rządzić.Ktoś to musi robić.Nie zrobimy tego my, mogą tozechcieć zrobić za nas inni.Jeśli nie chcemy, aby robili to Rosjanie i żydzi, lub ludziebez skrupułów, działający na ich zlecenie, musimy to robić sami.Patriotyzm polegadziś na nurzaniu rąk we wszystkim, na braniu wszystkiego do ręki.Taka jest jedynapolska konsekwencja.- A teraz będzie pan musiał zniszczyć Krztynkę - westchnął Nowak.- Oto smutnenastępstwa konsekwencji.Ciekawi mnie, dokąd pana zaprowadzi konsekwencja?- Oczywiście - rzekł Stołyp - nie ja go zniszczę.Zniszczy go dziejowa konieczność,której nie pochwalam, ale którą rozumiem i której poddaję się.Zresztą zniszczy się tuwięcej rzeczy.A pana, Nowak, nie wiem dlaczego, ale zawsze miałem za lewicowca.- Ja też nie wiem - zasępił się Nowak.- Jeśli niszczenie Krztynki oznaczalewicowość, to proszę na mnie nie liczyć.Kocham takie ołtarze& - wskazał ręką bufetpełen butelek.- Nawet puste, albo o treściach umownych.Uwielbiam, kapitanie,melancholię barwnego gestu, jaki celebruje Krztynka.Czy sądzi pan, że sektorpaństwowy znajdzie sposób księgowania dialektycznie niewytłumaczalnejmistyfikacji? Czy jakiekolwiek przedsiębiorstwo socjalistyczne zorganizuje się nazasadach życiodajnej kpiny lub marzycielskiego dziwactwa? Czy profesja zbieraczypięknych rozmów i niecodziennych sytuacji uznana zostanie za pełnoprawny zawódz własnym związkiem zawodowym?- Nowak - rzekł łagodnie Stołyp - niech pan stąd jedzie.Radzę to panu, bo pana lubię.Póki jeszcze przychodzą tu szwedzkie szkunery, póki nasi rybacy mogą panaprzerzucić bez większego trudu na Bornholm.- Dziękuję panu, kapitanie - głos Nowaka był samą serdecznością.- Jest panporządnym człowiekiem.Ale ja zostanę w tym kraju.Ja nie uciekam.Zasada głupia,lecz daje małe satysfakcje.- Stołyp - rzekł głucho Krztynka - to mimo wszystko pozycja.Towarzyska. Stołyp - pomyślał zimno Nowak - włącza się w partię jako niebezpiecznyprzeciwnik.Węszy.Szuka.Napuszcza.Ciekawym, co on wie? Co on może wiedzieć?- Gdyby nie to, że pana długo i niezle, tuszę sobie, znam - rzekł Stołyp, wyjmując44złotą papierośnicę - podejrzewałbym, że przyjeżdża pan tu, aby przygotować sobiemałą wycieczkę na wynajętym kutrze.Zaś przyjazd z kobietą wskazywałby na to, żegodzina wybiła.Poczęstował Nowaka i Krztynkę papierosami ruchem pełnym wykwintu.- Ta pani - rzekł Nowak, zaciągając się ze smakiem - jest z ochrony zabytków.Urządkonserwatorski, czy coś takiego.Poznałem ją tutaj, w Darłowie.- Dobrze, że mi pan to powiedział - uśmiechnął się z ulgą Stołyp - bo już byłem napana rozżalony, że ukrywa pan swoje szczęście przed starymi, oddanymi przyjaciółmi.- Co zaś ważniejsze: nigdzie się nie wybieram - zakończył Nowak.- Chyba, żez panem, kapitanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]