[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to jużwystarczało, czuli się szczęśliwi.Na szczęście moi umarli niewychodzili ze mnie.Nikt w szkole nie wiedział, co się dzieje.Wiedziano, że jestem na utrzymaniu pracującej dorywczo matki,pomocy kuchennej, nie wiedziano, że sam utrzymuję jeszcze kogoś.Niebawem wystąpiły mi sińce pod oczami i dziwna bladość zajęłapoliczki.Badano mnie kilkakrotnie, lecz bez widocznych rezultatów.Oddany jakiemuś psychiatrze do uśpienia, podobno wypowiedziałemw transie coś w tym stylu - "nadejdą noce śniegu i umarłych, coKarol Maliszewski eBook.plFaramucha 68zawyją tuż za miedzą niczym wicher, bo przeciwnik zbyt łatwepytania rozstawiał na drogach." Tekst na poszarpanej, pokreślonejkartce dotarł do matki.Zaczęła rozglądać się za kandydatem do swejręki, mając na myśli - jak się zwierzyła - zapewnienie mi jako takiejnormalności.Sądziła, że wariuję.Dzisiaj po latach rozpoznaję w wypowiedzianym w hipnozietekście niezbyt zręczne tłumaczenie fragmentu z Audena.Skąd tam umnie na wsi wziął się Auden, to tajemnica, którą zabiorę do grobu.Tam zażądam wyjaśnień, lecz czy Najwyższy będzie chciał ze mnągadać w tak błahej sprawie?DygresjaTa twardość w nas będzie, kiedy dorośniemy i poschniemy wśrodku na wióry.Twardość z tych opancerzających, kamiennychtwardości.Ona nam ułatwi i zezwoli, ona nam otworzy do wielkiegoświata drzwi.Z kamienną twarzą, znakiem twardości, będziemychować matkę albo jeszcze lepiej - umieszczać ją będziemy w domustarców, celebrując załatwianie łóżka, pisząc podanie, podającłapówkę w błękitnej kopercie.I ta twardość będzie rosła, aż nassamych przerośnie i wysforuje na czoło wśród najlepszych z tegopokolenia chowających swe matki tej zimy.I kiedy zadzwonią zodległego szpitala, żeby odebrać zwłoki, będziemy jako tepogrzebowe maszyny wprawnie zamawiające wieńce, beznamiętnieklepiące modlitwy i układające wzniosłe treści nekrologów, wreszciecelnie umieszczające wieko trumny śrubami we właściwychotworach.Ale którejś nocy twardość nam się skończy, cofnie się iskurczy do rozmiarów pestki dyni, którą będziemy żuć przez chwilę,aż wybuchniemy, każdy oddzielnie, we własnym domu, a płaczKarol Maliszewski eBook.plFaramucha 69będzie dudnił w pustych pokojach.Potoki niewidocznych łez rozlejąsię po podłodze, zalewając rozsypane na dywanie fotografie.O, niegwarantuję i nie ręczę, że będzie w tym umiar i harmonia, a może wręczprzeciwnie - coś lub ktoś może tu pójść na zatracenie.Wspominajciemoją twarz z młodości, jej promienność, łagodność, jej ludzkość wrozkwicie, kiedy przez mgnienie wieczności byłem sobie Bogiem,reszta niech w proch się rozsypie albo psom na pożarcie, amen.Nie wiesz, ach, nie wiesz tego, co.i tutaj cała epopeja, a może tylko pół; nie znam ciągu dalszego, nieumiem roli na jutro, na za tydzień, na przyszłoroczny śnieg, którymoże cię nie obejdzie, nie otuli, co za puch.Będziesz albo i nie, rzeczdo uzgodnienia, pewność tego nie dotyczy, nikt nie może być ponadtym, kościół z tego czerpie, może nawet żeruje, igrają tą wolnością wniepewności, tą wolną wolą śmierci, sprzedają ulgi i odpusty, mamiąrzekomym życiem.A tobie nigdy nie przejdzie, zawsze jesteś naprzestrzał.Bo życia nie ma.Niosą tylko transparent z napisemwypaćkanym czerwoną farbą udającą krew.Transparent z ludzkiejskóry.Widziałem taki w snach.I czułem smród buchający z nozdrzybohatera.A ja stałem obok.Chciałem mówić, ale nie mogłem.Mamrotały, miesiły, międliły usta moje, ale nie mogły.Moje oczyprzypominały sobie niegdysiejsze widoki nagle zatrzymane jakby doprzeglądu, cisnęły się ich całe szeregi.Nieme, karne obrazki z tyługłowy wypychane jakimś podskórnym ciśnieniem do przodu.Nieboskłon spróchniałego stołu, z którego sypały się na włosy rudedrzazgi, a on trzeszczał, chwiał się, lecz nie upadał ten stół poNiemcach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]