[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kanarki już umieściłem u znajomych.- To na długo pan wyjeżdża?- Nie wiem.- Tu była komisja dom oglądać.Mają rozbierać tę ruderę.To w razie czego co zrobićz pańskimi rzeczami?- Nie wiem.Bolesiowa pokręciła głową.- Oj, młodzi.młodzi.Do czego tyż to podobne.Maurycy wybiegł na ulicę.Znalezćtaksówkę w tej częścimiasta nie było rzeczą prostą.Krążył więc dobre pół godziny po Powiślu i dopiero naTrzeciego Maja znalazł wolną warszawę.Z dozorczynią pożegnał się pośpiesznie.- Dokąd jedziemy? - spytał szofer.Maurycy zdrętwiał.Dopiero w tej chwili uświadomił so-3839bie, że nie wie właściwie, dokąd ma jechać.Nerwowo począł przypominać sobieadresy swoich znajomych.- Dokąd jedziemy? - powtórzył głośniej szofer i odwrócił się do milczącego pasażera.- Plac Narutowicza - powiedział Maurycy.Zdecydował się pojechać do StaszkaKuzmy, który mieszkał w domu akademickim.-Jaki to dzień dzisiaj mamy? - spytał.Szofer zaczął się śmiać.- Ale żeś sobie pan wczoraj podgazował, kiedy już i dni się panu mylą.Niedziela,panie, od samego rana niedziela.Maurycy ucieszył się.Prawdopodobnie zastanie wobec tego Kuzmę w domu.Staszekw niedzielę lubił się wylegiwać do południa.Kiedy zajechali na miejsce, Maurycypowiedział:- Niech pan chwileczkę zaczeka.Nie mógł przecież wejść do akademika z taką ogromną walizą.Zwróciłoby to uwagę.Pobiegł na górę.Zadyszany wpadł do pokoju przyjaciela.Staszek właśnie naciągałspodnie.- Co się stało, Borsuk? Skąd cię wypuścili? Jak ty wyglądasz?- Nie mam gdzie mieszkać.Musisz mi pomóc.Walizka w taksówce.Chodz prędko.- Zdaje się, że coś z tobą nie w porządku - powiedział Kuzma.- Zaczekaj, muszęwłożyć buty.Za chwilę zbiegli na ulicę.- O rany - jęknął Kuzma.- Coś ty za kufer przytaszczył? Czekaj, umieszczę to narazie u znajomego dozorcy.Pózniej się zobaczy.Maurycy wyciągnął z wozu walizę i zapłacił szoferowi.- Błagam cię, Staszku, ratuj mnie.Nie mam się gdzie podziać.- Ale co się właściwie stało? Spaliło się twoje mieszkanie? Zawaliła się rudera?- Potem.Potem ci wszystko wytłumaczę.- No dobra.Idzmy.Na razie zostawimy ten cały majdan tutaj, naprzeciwko.Dobrzesię składa, bo właśnie wczoraj zabrali Heńka do szpitala.Jest wolne łóżko w moimpokoju.40Jakoś cię przenocujemy.Ale ciuchy to trzeba będzie po trochu nosić.Bo tego kuferkanie da rady zatargać niepostrzeżenie.Dozorca, pan Walisik, zgodził się bez większych trudności przechować dobytekMaurycego.- wiartula leci - powiedział, pociągając fioletowym nosem.- Leci, panie Michale, leci - uśmiechnął się Kuzma.-Spokojna głowa.- No, to w porządeczku.Jak gaz jest, to i głowa spokojna.Stawiaj pan ten bagaż tam,pod szafą.Nic tu nie zginie.Pewność i zaufanie.Pożegnali uczynnego dozorcę i wyszli.Kuzma zaprowadził przyjaciela do siebie.Zamknął starannie drzwi i powiedział:- No, a teraz gadaj, co się stało.Maurycy jąkając się i czerwieniąc, opowiedział wczorajszą scenę, nie wspominającoczywiście ani słowem o Kaniowskiej i zamordowaniu Krzysztofa.- Wszystkie baby to kurwy - mruknął Kuzma.- A temu pętakowi nie powinieneś byłustąpić.Jakby tak na mnie trafiło, tobym go zamalował w zęby i ze schodów zrzucił.Bydlę.Poczekaj, już ja z nim pogadam.Ty jesteś dęty frajer i ciebie każdy wyroluje,ale ze mną to on inaczej będzie rozmawiał.Maurycy zerwał się przerażony.- Nie, nie! Proszę cię.Kuzma spojrzał na niego zdziwiony.- Co ci się stało, Borsuk? Jak nie chcesz, to oczywiście nie będę się wtrącał do twoichspraw.Ale nie rozumiem.Przeszkoliłbym trochę tego malarzynę i wróciłbyśspokojnie do swojego mieszkania.- Nie, nie.Bardzo cię proszę.To są takie osobiste sprawy.Nie chcę, żebyś się starał znim zobaczyć.Kuzma wzruszył ramionami.- No dobra.Nie denerwuj się.Siadaj.Może zapalisz.A, prawda, ty nie palisz.- Wyjąłpaczkę papierosów i sięgnął po zapałki, leżące na stole.- Słuchaj, kochany, ja muszęwyjść.Umówiłem się z jedną babką.Nie chcę się spóznić.Ty się tutaj rozkwateruj.Nie bój się.Na razie nikt tu nie41zajrzy.Potem się wszystko załatwi.Jak chcesz, to się prześpij.Ja wrócę za jakie dwiegodziny.- Przede wszystkim chciałbym się ogolić i umyć - powiedział Maurycy.- No to w dechę.Masz tu golenie, mydło, ręcznik.Zrób się na bóstwo, a ja spływam.Baj.baj.Zostawszy sam, Maurycy rzucił się na łóżko.Był zmęczony, nieludzko zmęczony.Przeżycia minionej nocy wyczerpały go zupełnie.Czuł przejmujący chłód.Nakrył siękocem i skurczony leżał, patrząc w ścianę.Jakżeż wdzięczny był Staszkowi, że sobieposzedł, że zostawił go samego i że nie zadręcza go już pytaniami.Nie miał sił.Pragnął tylko jednego - żeby zostawiano go w spokoju, żeby nikt do niego nie mówił,żeby nikt nic od niego nie chciał.Spać.spać.Za ścianą zaskrzeczał głośnik radiowy.Maurycy drgnął gwałtownie i przewrócił się na wznak.Wolno otworzył oczy i terazwpatrywał się w brudny, popękany sufit.Czarne rysy układały się w dziwacznerysunki.Tu głowa jakiegoś potwora.Tam znowu coś jakby okręt żaglowy.Dalej rogi.Rogi? Kto mówił o rogach? O jakie rogi chodzi? Dlaczego rogi?.Ach, prawda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]