[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albowiem Artur nie umarł, lecz Pan nasz zabrałgo stąd w ciele, aż do końca wieków, wraz z Enochem, Eliaszem, Mojżeszem i królemMelchizedekiem.A Melchizedek to ten, w którego sali połyskuje ostro wyrzezbiony pierścień napalcu Pendragona.- Dobra odpowiedz - rzekł przybysz.- W moim kolegium sądzono, że tylko dwaj ludzie naświecie o tym wiedzą.Ale odpowiedzi na trzecie pytanie nie zna nikt oprócz mnie.Kto będziePendragonem w czasie, gdy Saturn zejdzie ze swojej sfery? W jakim świecie nauczył się wojny?- Nauczyłem się wojny w sferze Wenus - odrzekł Ransom.- Lurga zstąpi w tej epoce.Jajestem Pendragonem.Kiedy to powiedział, cofnął się o krok, ponieważ olbrzym poruszył się, a jego oczy zabłysłynowym wyrazem.A gdyby ktoś ich w owej chwili zobaczył, jak tak stali twarzą w twarz,pomyślałby, że w każdej chwili może dojść do walki.Lecz przybysz nie miał wrogich zamiarów.Powoli, ociężale, ale z godnością, jakby góra zginała się w pokłonie, ukląkł na jednym kolanie.Gdyto uczynił, jego twarz nadal znajdowała się prawie na poziomie twarzy Przewodniczącego.* * *- To stwarza zupełnie nieoczekiwany problem - powiedział Wither do Frosta, gdy usiedli wsąsiednim pokoju, pozostawiwszy drzwi uchylone.- Muszę przyznać, że nie przewidywałempoważniejszych trudności językowych.- Musimy natychmiast zdobyć specjalistę od Celtów - rzekł Frost.- Filologia to nasz słabypunkt.Nawet nie wiem, kto teraz najlepiej zna się na starożytnej Brytanii.Ransom mógłby nam do-radzić, gdyby był uchwytny.Czy w twoim wydziale już coś o nim wiedzą?- Jestem zmuszony ci przypomnieć, że filologiczne osiągnięcia doktora Ransoma nie sąjedynym powodem, dla którego tak gorliwie go poszukujemy.Możesz być pewny, że gdybyśmywpadli na jego trop, już dawno miałbyś.ee.satysfakcję ujrzenia go tutaj osobiście.- Oczywiście.Może w ogóle nie ma go na Ziemi.- Kiedyś go spotkałem - odparł Wither, przymykając oczy.- Na swój sposób to niezwykłapostać.Człowiek, którego penetracje i intuicje mogłyby mieć dla nas nieocenioną wartość, gdybynie zorientował się w przyczynie reakcji.To smutna refleksja, ale.- Oczywiście Straik zna walijski - przerwał mu Frost.- Jego matka była Walijką.- Byłoby z pewnością o wiele bardziej pożądane, gdybyśmy mogli, że się tak wyrażę,zachować całą rzecz w rodzinie.Mogłoby okazać się bardzo trudne do zaakceptowania dla mnie.ajestem pewny, że i dla ciebie.wprowadzenie eksperta od Celtów z zewnątrz.- I oczywiście taki ekspert byłby do wykorzystania dopiero po p okonaniu wielu trudnościzwiązanych z jego tu przeniesieniem.Nie możemy sobie pozwolić na stratę czasu.Na jakim etapiejest Straik?- Och, jest już prawie gotowy - odrzekł wicedyrektor.- Prawdę mówiąc, odczuwam nawetpewien zawód, bo mój uczeń robi tak szybkie postępy, że może się okazać konieczne porzuceniepewnego pomysłu, który, muszę wyznać, wydawał mi się bardzo pociągający.Kiedy wyszedłeś zmojego gabinetu, pomyślałem sobie, że byłoby szczególnie pożądane i.ee.właściwe i miłe,gdyby twój uczeń i mój mogli być wtajemniczeni razem.Jestem pewien, ż powinniśmy obajeczuć.Ale, rzecz jasna, nie czuję się upoważniony do wstrzymywania Studdocka, jeśli tylko będziegotów przed Straikiem.Chyba rozumiesz, drogi przyjacielu, że nie chodzi mi o nic innego, jak tylkoo test porównawczy bardzo różnych metod, jakie każdy z nas stosuje.- Nie wydaje mi się to możliwe, bo ja rozmawiałem ze Studdockiem tylko raz, a już ta jednarozmowa dała oczekiwany efekt.Wspomniałem o Straiku tylko po to, by dowiedziećsię od ciebie,czy jest już na tyle gotowy, by można go było przedstawić naszemu gościowi.- Och.jeśli chodzi o gotowość.w pewnym sensie tak.jeśli na razie pominąć pewne drobnecienie, oczywiście w pełni uznając - ich ostateczną wagę.Nie wzbraniałbym się.uważam, żeistnieją rzetelne podstawy.- Pomyślałem - powiedział Frost - że ktoś powinien pełnić tu dyżur.On może się obudzić wkażdej chwili.Nasi uczniowie, Straik i Studdock, mogliby dyżurować na zmianę.Nie ma przecieżpowodu, aby ich nie wykorzystać już teraz, przed ich pełnym wtajemniczeniem.Oczywiściedostaną polecenie, by zadzwonić do nas, gdyby coś się wydarzyło.- Myślisz, że ten.ee.Studdock jest już na takim etapie?- To nie ma znaczenia.W czym może zaszkodzić? Nie będzie mógł stąd wyjść.Potrzebujemytylko kogoś, kto będzie czuwał.To będzie pożyteczny sprawdzian.* * *MacPhee, który właśnie zaprzeczał zarówno Ransomowi, jak i gł owie Ałcasana, używającobosiecznego argumentu, który we śnie wydawał się nie do odparcia, ale którego nigdy pózniej niemógł sobie przypomnieć, został gwałtownie obudzony przez kogoś, kto potrząsał go za ramiona.Nagle zdał sobie sprawę, że przemarzł, a lewa noga całkiem mu zdrętwiała.Potem ujrzał przed sobątwarz Dennistona.Wydawało mu się, że w zmywalni jest pełno ludzi.Byli tam również Dimble iJane.Wszyscy troje byli mokrzy, ubłoceni i obszarpani.- Dobrze się czujesz? - zapytał Denniston.- Próbowałem cię obudzić przez kilka minut.MacPhee przełknął parę razy ślinę i zwilżył wargi językiem.- Czy dobrze się czuję? - powtórzył.- Tak, nic mi nie jest.- Wyprostował się.- Tu był jakiś.ee.człowiek.- Jaki człowiek? - zapytał Dimble.- No.jeśli o to chodzi.Nie jest to takie łatwe.Prawdę mówiąc, zasnąłem, kiedy z nimrozmawiałem.Nie mogę sobie przypomnieć, o czym rozmawialiśmy.Tamci wymienili spojrzenia.MacPhee lubił sobie wypić trochę gorącego grogu z whisky wzimowe wieczory, ale znany był z trzezwego umysłu.Jeszcze nigdy nie widzieli go w takim stanie.Nagle zerwał się na nogi.- Wielki Boże! - zawołał.- Przecież on.zaczął rozmawiać z Przewodniczącym.Szybko!Musimy przeszukać dom i ogród! To jakiś oszust albo szpieg.Już wiem, co się ze mną stało.Zostałem zahipnotyzowany.Był też jakiś koń.Pamiętam!Ten ostatni szczegół wywarł na słuchaczach natychmiastowy skutek.Denniston skoczył dodrzwi kuchni, otworzył je i wszyscy wpadli do ś rodka.W ciemnoczerwonym świetle dogasającegoognia na kominku majaczyły jakieś niewyrazne kształty, a kiedy Denniston znalazł kontakt i zapaliłświatło, ujrzeli cztery kobiety siedzące przy stole
[ Pobierz całość w formacie PDF ]