[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panpodobno już niedługo pociągnie?- W każdym razie nie umrę, zanim pan nie skończy powieści.Jeśli mam skonać, to chcęskonać ze śmiechu.To będzie jakieś świństwo podobno; dusza się pewnie jakaś męczy wpańskiej powieści i filozofuje, tylko że pańska filozofia jest dobra do stajni albo do kuchni& Ateraz niech mi pan da papierosa.Tworowski podał mu papierosy udając, że się bawi.Blum zapalał powoli, mówiącrównocześnie.- A tak!& Zawsze to panu mówiłem i dziś to panu mówię: talentu pan nie masz tylenawet, ile go ma dziewica zatwardziała w panieństwie i pisząca książkę kucharską.Tak!&Powinien pan pisać w Tygodniku Mód i Powieści jako kierownik działu: Jak się podobaćkobiecie? albo Rady poufne dla pań.W literaturze pan jest eunuch, który niczego niespłodzi&- Cha! cha! cha! - zaśmiał się ktoś w tej chwili chrapliwie i niesamowicie.Blum spojrzał na Tworowskiego, Tworowski na Bluma, obaj mieli miny zdumione.- Czego pan się śmieje? - pytał Blum.Tworowski spojrzał niespokojny.- Wcale się nie śmiałem&- Bo i ja także nie.- Więc kto się śmiał?- Diabli go wiedzą, chociaż to zajmujące.Może pan ma gramofon albo może psa? Ztego, co ja mówię, to się nawet i psy śmieją.Poza tym mniejsza o to&Tworowski patrzył wciąż zdumiony.Blum zasię mówił dalej.- Serio mówiąc, co pan zrobi beze mnie?- Co zrobię? Obejdę się&- Naprawdę?- Naprawdę.Blum patrzył przez chwilę złośliwie, chociaż na próżno starał się zmrużyć wyłupiasteoczy, które - oślizgłe - wymykały się ciągle spod powiek.- W takim razie jest pan nieprawdopodobnie bezczelny, a ja myślałem, żeś pan tylkogłupi, za co pana uroczyście przepraszam.- Bałwan pan jest, panie Blum.- Tak, ale doktor filozofii i prawa.Aha!- Kończ pan, do stu diabłów.Po coś się pan tu przywlókł?- Jak to, po co?- Czego pan ode mnie chce?- Ja od pana? Kto tam odejmie co, ten będzie mądry & Ja przyszedłem w nadziei, żepanu czego potrzeba, a pan krzyczy&- Wcale nie krzyczę&- Bo się pan boi - kończył Blum.Tworowski porwał się z fotelu wściekły.- Blum - mówił cicho - pozwalam panu mówić wszystko, co się panu podoba, chociażpan jest kanalia niemożliwa, wstrętna kanalia, ale jeszcze raz mi pan powie coś podobnego, achwycę za kołnierz i zrzucę ze schodów tak, że pan nogi połamie.Blum! rozumiesz czy nierozumiesz?- Rzecz została wyłożona popularnie - rozumiem - może pan usiąść.- Czego chcesz?- Aby mi pan nie mówił ty.- Dobrze! czego pan chcesz?- Aby pan mówił nieco ciszej.Tworowski zbliżył się do strasznego swego gościa, spojrzał mu z bliska w oczy i patrzyłdługo; zdawało się, że mu roztrzaska nieforemny łeb jednym uderzeniem pięści.Blum patrzyłrównież, zadziwiająco spokojny, potem rzekł bardzo przyjaznie:- Pan ma bardzo piękne oczy, panie Tworowski, dopiero teraz zauważyłem.W Tworowskim załamała się wściekłość i osłabła.Spojrzał spode łba i odszedł jakposkromiony wzrokiem zwierz; patrzył teraz nienawistnie, dziko niemal, czasem tylko mignęłamu w oczach rozpacz, jak by mu się oczy na chwilę zalały krwią.- Pan jest niesłychany łotr, panie Blum! - szepnął.- To dziedziczne.Stary Blum, to jest mój ojciec, handlował żywym towarem.- I pan handluje&- I ja handluję, czym innym wprawdzie, ale to prawie że to samo.Prawie że to samo, takjest, prawie to samo.Zachłysnął się w tym miejscu.Potem mówił:- Panie Tworowski! mówmy serio& Z panem to wprawdzie trudno, bo pan szlacheckitemperament ma w rękach, ale mówmy serio.Może ja nagadałem trochę głupstw, ale to jużwina perfumowanego powietrza u pana; człowiek się tu czuje - jak w lupanarze, więc gada, comu przez usta tylko przejdzie.To pańska wina.Tworowski patrzył w Bluma uporczywie, wciąż z nienawiścią.Nie mógł mówić, jąkałtylko z wściekłości.- Pan przyszedł coś wyżebrać?Blum się rozradował.- Jeżeli wiesz, to czemu pytasz? - rzekł raz Agamemnon do Achillesa.Tylko że nieprzyszedłem żebrać - nazwijmy to inaczej.- Prosić?&- Jeszcze inaczej.- Wymusić?- Fi donc! Brzydkie słowo!- Więc ukraść?- To już lepiej.Pan ma duży zapas określeń.Ale ja mogę także żądać.- Ech?- Jak pan to rozumie?- Mów pan! O co panu idzie?- Powoli! Temperament jest rzecz cenna, ale nie w rozmowie między przyjaciółmi&Tworowski ważył w ręku jakiś ciężki przedmiot, co Blum obserwował z zajęciem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]