[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I cóż pan na to?- A niechże robi, co się jej żywnie podoba.Co mnie to obchodzi? Mnie wystarczy mój pokój.Nic się więcej nie zdarzyło w moimwłasnym domu?- Nic szczególnego.Pan aptekarz wyjechał wczoraj, a dzisiaj wyjeżdża pani Marta zpanną Janiną.- Ale pani zostanie? - zapytał szybko.- Jeśli pan pozwoli, to z przyjemnością.Ja odpoczywam, a Maciuś ma rozrywkę.Panna Katarzyna i trzej młodzieńcy będą szukać skarbu, oczywiście w porozumieniu zpanem.Jeszcze jedno& Czy obie wyjeżdżające panie mogą pana pożegnać?- Wolałbym, żeby nie - odrzekł z zakłopotaniem.- Po tym wszystkim& Niech je paninajuprzejmiej pożegna w moim imieniu.a ten przeklęty Dziurawiec niech się wszystkimzajmie.Już pani odchodzi? Czy ja& czy ja mogę ucałować pani ręce?Pani Zofia z uradowanym zdumieniem podała mu rękę, którą ucałował niemalnabożnie.- Idę po służącego! - zaśmiała się wesoło, odchodząc.- Co pan będzie jadł na obiad?- Jakiś tam drobiazg&- Bo my podobno sarninę! - oznajmiła z dziecinną dumą.- Nie może być! - zawołał niemal przerażony.- Jak? Skąd? To znaczy& nic, nic!Bardzo dobrze& Prawda, prawda, sarninę.Bardzo się cieszę, że ten diabelskiDziurawiec wpadł na dobry pomysł& Dziękuję pani, dziękuję!Pani Zofia uśmiechnęła się do niego raz jeszcze ode drzwi i szybkim krokiem udałasię na poszukiwanie generała, vulgo panny Katarzyny, aby jej zdać sprawę, pochwalić sięwłasnym bohaterstwem.Była przejęta i mocno wzruszona.Wróciła żywa ze smoczej jamy,nagadawszy smokowi mnóstwo niemiłych rzeczy.A smok ją całował po rękach! Przestała gosię obawiać, poczuła nawet jakby wdzięczność za to, że zapytał o Maciusia.Mocno się zdziwipanna Katarzyna!Zdziwiła się istotnie, nie spodziewała się bowiem, żeby w tym opasłym cielemieszkała jakaś dusza.Uśmiechnęła się, usłyszawszy, jakiego mniemania jest pan Wojciech oniej i że niezbyt głośno ryczał na wieść o zapowiadanym robieniu porządków.- Doskonale! Nie pozna własnego domu.Nic więcej nie mówił?- Ach, prawda& Nie mogę zrozumieć, czemu go tak wzruszyło, kiedy mupowiedziałam, zresztą wesoło, że będziemy mieli na obiad sarninę.Począł mówićnieporządnie ni to, ni owo&Nie mogę niczego pojąć!Panna Katarzyna roześmiała się tak hucznie, jakby się jej wydarzyła najzabawniejszaawantura w życiu.- Oczywiście, oczywiście, drogi panie! mówiła wciąż się śmiejąc ciocia Kasia.- Wiepan, co się stało? Pan Wojciech dowiedział się przypadkiem, że pan kazał na naszą cześćzgładzić w lesie koziołka.- Nie może być! Otóż i nowy ambaras.- %7ładen ambaras! Niech pan prędko zawiadomi kucharza, aby najlepszy kęsek podałna obiad panu Mościrzeckiemu.Czy ten kucharz to roztropny człowiek?- Nawet bardzo, ale tylko wtedy, kiedy jest pijany, a nigdy nie jest naprawdę trzezwy.Upił się potężnie przed trzydziestu laty i dotąd nie wytrzezwiał, bo wciąż dolewa.Aco ma teraz zrobić?- Niech zełże na własny rachunek, że to nie był wasz kozioł, ale taki, co przywędrowałz lasu sąsiada.Ręczę panu, że pan Mościrzecki chętnie uwierzy!- Może być, może być& - jąkał zafrasowany Dziurawiec.- Będzie mnie to kosztowałoflaszkę wódki.bo kucharz nie zechce taniej obciążać sumienia.To straszliwy opryszek!Nigdy nie miał odwagi zjeść tego, co sam zgotował, ale zawsze W)-pije to, czego niegotował.Biegnę, biegnę czym prędzej!- Co to wszystko znaczy? - zapytała po jego odejściu pani Zofia.- To straszliwie zawikłana sprawa! Tak niemal, jak historia ze skarbem.Dawno mi niebyło tak wesoło! Bo, uważasz.ta sarnina jest wielką tajemnicą pana Dziurawca.a ty go, oniczym nie wiedząc.zdradziłaś.Ja go teraz muszę ratować.Przy obiedzie się dowiemy, jakisię z tego zrobił bigos.Całe towarzystwo powiadomione o pana Dziurawcowej zbrodni oczekiwało zniecierpliwością jego pojawienia się.A on się zjawił promieniście uśmiechnięty! Szeptemstraszliwego spiskowca oznajmił wspólnikom krwawej tajemnicy, że pan Mościrzecki przyjąłsarnie łgarstwo do wiadomości nie tylko z zadowoleniem, ale nawet z żywą uciechą. Skoroto nie nasze, wszystko w porządku! - tak powiedział.Skąd pani jednak, szanowna pannoKatarzyno, mogła to wszystko tak wybornie przewidzieć?- Jak to: skąd? Znam przecie pana Mościrzeckiego nie od dzisiaj, tylko od wczoraj!Ale , czy zostały i dla nas jakie kości? Tam.gdzie przegoni Tatar, nie porośnie trawa, a tam,gdzie ucztował pan Mościrzecki& Proszę mi podać ramię, panie Adamie, bo idziemy naobiad! Ale nie z tej strony prowadzi się damę!Wesoły nastrój cioci Kasi udzielił się wszystkim.Nawet Maciuś śmiał się szczęśliwie.gdy mu jego nowy przyjaciel, czarny kundel, wyrywał z ręki jedzenie.Nawet smętnibratowie, Jan i Józef, uśmiechali się blado, chociaż ich ciężkie trapiły myśli.Ciocia Kasiawydała rozkaz dzienny, że nie należy pogody prześlicznego dnia oczerniać rozprawianiem natemat rejenta i jego skarbu.Po wczorajszej burzy należał się wszystkim radosny odpoczynek.Przyjdzie czas i na te mroczne sprawy.Zdawało się, że poweselała i ta ciemna sala z katafalkiem stołu w środku.Nie dziwprzeto, że Dziurawiec, któremu kamień sarny spadł z serca, rozwinął niebywałe towarzyskietalenty i gotów był nawet odtańczyć jakiś zawrotnie dziki taniec, gdyby go tylko o topoproszono, że jednak nikomu to do głowy nie przyszło, więc tokował i zawijał dowcipasy,weselił się i ucztował! Wszyscy patrzyli na niego z miłym zdziwieniem, on zaś patrzył nawszystkich - równocześnie.Najwyrazniej jednak oddał się na usługi szanownej pannieKatarzynie , chociaż jędynie w obłąkanym śnie mógł uchodzić za pazia królowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]