[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cudownie było czuć jegobezpieczną bliskość.Nagle Kaleb pochylił się i podniósł z ziemi coś, co dostrzegł dzięki światłu księżyca.- Co to jest? - zapytał Mattias.- Też się zastanawiam.Długi cienki rzemień.Czy nie zgubiłaś tego kiedyś, Hildo, gdyzbierałaś jagody?- Nie, nie wydaje się, by leżał tu od dawna.- To prawda.Był powiązany w węzły, w wielu miejscach jeszcze widać ślady posupłach.- Znów czary? - uśmiechnął się Mattias.- Wątpię, chociaż nigdy nic nie wiadomo.Mam ochotę uciąć sobie pogawędkę zczarownicą, którą jakiś czas temu złapali w sąsiedniej wiosce.- Jeżeli jeszcze żyje - mruknął Mattias.- Wy dwaj.Kalebie, i ty, Mattiasie, wydajecie się dobrymi przyjaciółmi? - zapytałaHilda.- Bo nimi jesteśmy.Pamiętasz, jak wspominałem o kopalni? Tam właśnie spotkaliśmysię wiele, wiele lat temu.Ten czas złączył nas nierozerwalnie.Zwróciła się do Kaleba:- Czy ty też masz ranę w duszy taką jak Mattias?Kaleb odpowiedział z powagą:- Ten, kto by jej nie miał, musiałby być zrobiony z drewna.Byli koło ścieżki.Przed nimi dotarł tam już jeden z mężczyzn i usiłował teraz obudzićwójta i jego ludzi.Niektórzy z wolna wracali do przytomności.Poproszono Mattiasa, by ich obejrzał, a kiedy pochylał się nad mężczyznami, Hildatrzymała się kurczowo jego ręki.Ciepło, choć ze zdziwieniem popatrzył na nią.- Przepraszam - szepnęła, natychmiast go puszczając - zachowuję się jak histeryczka.- To nic.- Mattias uspokoił ją uśmiechem.- Trzymaj mnie za kaftan, jeśli ci topomaga!Odważyła się wtedy na nieśmiały uśmiech.Mężczyzni budzili się jeden po drugim.Brand i człowiek, który z nim poszedł, wróciliprowadząc między sobą chwiejnie stąpającego, na wpół uśpionego Andreasa.Wójt ocknął sięrozwścieczony na wszystko i wszystkich, a zwłaszcza na Hildę.- Jak mogłaś pobiec w las, dziewczyno? - wrzeszczał groznie, zbliżając twarz do jejtwarzy.- Miałaś przecież iść ścieżką w kierunku drogi! Wtedy byłabyś uratowana.A mypojmalibyśmy potwora.- Ale ja.- Znów wybuchnęła płaczem, wciąż roztrzęsiona.- Ta.bes.tia mnie.powstrzymywała.I.zgubiłam.ścieżkę.- Uspokójcie się - ostro odezwał się do wójta Mattias.- Hilda przeżyła wstrząs, bardzogłęboki wstrząs, i absolutnie nie wolno jej ganić za to, czemu nie mogła podołać.- Przepraszam - wymamrotał wójt.- Ale wcale nie jest zabawne zostać wyłączonym zgry przez jakiegoś idiotę podczas wypełniania tak ważnych zadań.Nie myślę o was,panienko - teraz wyraznie starał się okazać Hildzie uprzejmość.- Chodzi mi o tego, który nasoszołomił.Jak to się, do diabła, mogło stać?- To musiało być piwo - orzekł Kaleb.- Andreas wziął je z domu, na pewno byłodobre, bo po trochu posmakowaliśmy.Ktoś musiał wsypać do niego środek nasenny czyoszałamiający, i to wtedy, kiedy stało w lesie.Gdzie je trzymaliście?- Baryłka stała tu, wśród drzew, niedaleko ścieżki - wyjaśnił jeden z mężczyzn.- Czy któryś z was leżał w pobliżu?- Nie, chyba nie.- Ktoś więc mógł przekraść się i wsypać coś do baryłki?- Tak, to było całkiem możliwe.- Kiedy piliście piwo?Odpowiedział wójt:- Najpierw obeszliśmy cały odcinek i wskazałem, gdzie kto ma się położyć.Potemzebraliśmy się wszyscy po raz ostatni tuż przed tym, jak miała pojawić się Hilda.Wtedykażdy wypił po łyku i powtórzyliśmy, co należy zrobić, gdyby pojawił się wilkołak.- Andreas był wtedy z wami?- Byli wszyscy, którzy mieli obstawiać las i zagrodę.Z tych, co leżeli w zbożu, tylkodwóch, może trzech.Ci ze stanowisk najbliżej lasu.Nie mogliśmy przecież posłać po tychprzy gościńcu i dalej.%7łartowaliśmy sobie nawet, że nie dostaną piwa.I dzięki Bogu, że taksię stało!- Tak - powiedziała Hilda - bo myślę, że wystraszyły go krzyki.Mattiasie, a twój koń?- Koń? O co ci chodzi?- A jeżeli go zaatakuje?- Boisz się, że wilkołak rzuci się na konia? Zostawiłem człowieka na straży.Są naskraju lasu, tam gdzie zaczyna się żyto.- To dobrze.Nagle wójt zaczął podejrzliwie przyglądać się Mattiasowi.- No właśnie, jak tam, doktorze? Wy znacie się środkach nasennych, czyż nie tak?- Tak, ale nie wiem, co zastosowano w tym przypadku.W każdym razie środek musiałbyć mocny.- Nie o to mi chodzi.Nie każdy może mieć takie mikstury pod ręką!Mattias uśmiechnął się.- Jeśli sądzicie, że to ja byłem w lesie i wsypałem proszek do baryłki, to radziłbymprzejechać się po gospodarstwach, które odwiedziłem dziś wieczorem, i sprawdzić.Myślę, żenie znajdziecie żadnej luki w czasie.Byłem bowiem bardzo, bardzo daleko, zahaczyłem okilka parafii.- Hm - mruknął wójt.Hilda spytała po cichu:- Czy wolno mi już iść do domu? Chyba nie zniosę dłużej tego lasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]