[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rayne stłumił rozbawienie.- No có\, przypuszczam, i\ posiadam pewne skromne przymioty - rzekł, modląc się w duchu, \eby Jouznała go za choć trochę atrakcyjnego.- Och, jak najbardziej - zapewniła.- Jesteś odwa\ny i dobry, a przy tym szalenie przystojny.- Cieszę się, \e tak mnie oceniasz.Wiele nam to uprości.- Przysunął się do niej na kanapie.- A \ebyprzekonać się, czy koncept ma szansę powodzenia, mo\e cię teraz pocałuję?Bo\e, marzył o tym od wielu dni.Starczyło, i\ wyobraził sobie, jak dotyka ustami jej pełnych warg, by krewzaczynała wrzeć w jego \yłach.Ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją.Nie spodziewał się, \e jej wargi będą a\ tak miękkie.I ciepłe.Pragnął zanurzyć język w aksamitną słodycz jej ust, a potem rozpiąć jej suknię, ujmując w dłonie drobne,jędrne piersi.Zamiast tego delikatnie ugryzł jej dolną wargę, językiem popieścił kącik ust, a\ wreszcie stopił sięnią w pocałunku.Aagodnie przyciągnął ją ku sobie, a Jocelyn uległa z ochotą, oplatając ramionami jegoszyję i oddając pocałunek, choć w jej staraniach wyczuwało się wahanie, efekt braku doświadczenia.Musnąwszy jej plecy, Rayne odkrył, \e cała dr\y.Jej oddech przyspieszył, wyraznie ogarniało jąpodniecenie.Biorąc pod uwagę jej ognistą naturę, ju\ wcześniej zakładał, i\ będzie namiętna.Obecniezyskał co do tego pewność.Rayne pierwszy się odsunął, oddychając łapczywiej nawet ni\ Jo.- Mój Bo\e, ale\ jesteś słodka - wykrztusił.Jakby w zadziwieniu wodziła palcami po opuchniętych odpocałunku wargach.Pózniej uśmiechnęła się do Rayne'a.- Jeśli tak to ma wyglądać, powinno być całkiem znośnie - stwierdziła.- Będzie nawet lepiej.Obiecuję.W drodze powrotnej oboje tonęli w zadumie.Jeśli wszystko pójdzie dobrze i Brownie da się obłaskawić, jutro Rayne powiadomi prawnika, aby tenzałatwił formalności w związku z rezydencją.Niewykluczone, i\ ju\ pojutrze Jocelyn Asbury znajdzie się wjego objęciach.Rayne'a zalała fala gorąca.Na samą myśl o dziewczynie stawał się jurny niczym jakiśprzeklęty satyr.Skrzywił się.Stanowczo zbyt długo nie miał kobiety.Co mu przypomniało, i\ przynajmniej nie otrzymał \adnych wieści od lady Campden - bądz jej mę\a.Dzięki Bogu, najwyrazniej Genevieve opamiętała się i zachowała ich romans w tajemnicy.Spojrzał na siedzącą obok dziewczynę, szczupłą, pełną gracji.J ocelyn w niczym nie przypominała kobiet oobfitych, zmysłowych kształtach, jakie zwykle pociągały Rayne'a.Przez lata jej ciało, podobnie jakpodczas wojny jego własne, dostosowało się do wymogów walki o przetrwanie, nabierając mocy isprę\ystości, pozbywając się zaś zbędnych "naddatków".Choć sporo wody upłynęło, odkąd opuścił pułk, Rayne, o dziwo, zachował doskonałą formę.Wydawało sięto tym bardziej zaskakujące, i\ nieszczególnie się oszczędzał - pił na umór, hulał do póznej nocy, sypiał zdziesiątkami bezimiennych, pozbawionych twarzy kobiet.Bogactwem dorównywał Krezusowi - posiadał kilka rozległych majątków ziemskich oraz wiele mniejszychposiadłości, zbyt licznych, by je spamiętać.Reprezentował potęgę, z którą liczył się ka\dy w towarzystwie.Przepuszczał w karty niewielkie fortuny, kilka razy w tygodniu upijał się do nieprzytomności, zaś resztęczasu spędzał na miłosnych igraszkach.I ka\dego dnia od chwili powrotu do Londynu czuł się bezu\yteczny i znudzony.W rzeczy samej, owa bezczynność go zabijała.Z chęcią pozostałby warmii, miał jednak obowiązki względem rodziny, tytułu i przynale\nych doń włości.Wszechobecna nuda go wycieńczała.W tracie minionych trzech lat napotkał tylko jedno godne uwagizjawisko - siedziało właśnie obok niego w karecie.Zaintrygowała go ta nieszczęsna dziewczyna o oczach barwy letniego nieba.Po\ądał Jocelyn Asbury.Chciał odkryć wszystkie jej tajemnice, najbardziej intymne sekrety.Pragnął dokładnie poznać jej ponętnekrągłości, wejść w nią i ją tak\e rozpalić do szaleństwa.Jeśli szczęście mu sprzyjało, tego wieczoru Jo zgodzi się zostać jego kochanką.Rayne spacerował w tę iz powrotem po sypialni, niecierpliwie odliczając upływające godziny, zdenerwowany niczym uczniak.Zdawał sobie sprawę, i\ to czysty obłęd, jednak, do diabła, marzył tylko o tym, \eby jego agonia wreszcieustała.*Jocelyn weszła do Salonu Czerwonego, ubrana w srebrzystą suknię z materii tak delikatnej, \e a\przejrzystej - najpiękniejszą spośród kreacji, jakie nosiła do tej pory.Z początku nie chciała jej przyjąć,uwa\ała bowiem za niewłaściwe dalsze zawłaszczanie strojów siostry wicehrabiego.Rayne roześmiał sięna te jej obiekcje, potem zaś wyjaśnił, i\ Alexandra od jakiegoś czasu naciskała nań w sprawie zakupunowej garderoby, a tym sposobem jej \yczenie wreszcie zostanie spełnione.Wstał z kanapy, by powitać Jo.W kremowych bryczesach, nieco dłu\szych, uszytych wedle preferowanejprzezeń najnowszej mody, we wspaniale skrojonej złotej brokatowej kamizelce oraz ciemnozielonym fraku,które optycznie powiększały jego i tak szerokie bary, wydał się J o bardziej ni\ kiedykolwiek przystojny.Gdy ku niej szedł, po\erając ją wzrokiem, oczy pociemniały mu tak, i\ przez jej ciało przelała się falagorąca.Wygiął usta w uśmiechu.Zawisła spojrzeniem na jego ustach, zmysłowych, wspaniale wyrzezbionych przez naturę.Na samowspomnienie smaku Rayne'a pojawiła się w całym jej ciele dziwna miękkość.W drodze powrotnej do Stoneleigh Jo przynajmniej tuzin razy odtworzyła w pamięci ów słodki pocałunekoraz emocje, jakich zakosztowała, kiedy wicehrabia trzymał ją w mocarnych ramionach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]