[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja.też cię kocham - odparł ipożałował szczerze, że już dawno temu nie zebrał się na odwagę i nie wypowiedział tychprostych słów.- Cholerny smarkaczu - dodał, ściskając dłoń syna.Azy oślepiały Cody'ego.Otarł oczy, ale te znowu powilgot-niały.Spojrzał na drgającewciąż cielsko Stingera, a potem z powrotem na ojca.Curt miał zamknięte oczy.Wyglądał jakby spał.Ale w grzęzawisku poszarpanejtkanki i płuc Cody nie dostrzegał już bicia serca.Uścisk dłoni ojca osłabł.Cody trzymał godalej za rękę, choć wiedział już, że Curt odszedł, a właściwie uciekł do miejsca, gdzie nie maślepych zaułków.Obok stała Daufin.Zciskała w rączkach kulę, twarz miała znużoną i pociemniałą.Siłazmagazynowana w ciele nosicielki była niemal na wyczerpaniu.- Mam wobec niego i ciebie dług, którego nie zdołam nigdy spłacić - odezwała się.-Był bardzo dzielnym człowiekiem.- Był moim ojcem - odparł Cody.Rick podzwignął się wreszcie na nogi.Podtrzymywany przez Mirandę podkuśtykał doleżącej na podłodze kopii, postawił stopę na ramieniu stwora i przewrócił ciało na plecy.Psiłeb zwisł bezwładnie, bursztynowe ślepia były martwe.Naraz ciało drgnęło.Ocalałe niebieskie, wciąż otwarte, oko Macka Cade'a spoczęło naRicku z niewypowiedzianą nienawiścią.Usta otworzyły się i spomiędzy iglastych zębówwydobył się gasnący syk:- Wy.robaleee.Oko wywróciło się w głąb czaszki, a usta wydały ostatnie grzechotliwe tchnienie.Z powłoki Stingera również wydobył się śmiertelny charkot.Ogon uniósł się,kolczasta kula na jego końcu zachwiała się i runęła po raz ostatni w dół, jakby na urągowisko.Cielsko znieruchomiało.Tymczasem puls statku zdążył już narosnąć do grzmotu, a fioletowe słońce skrzyło sięenergią.Daufin odwróciła się do Jessie, która klęczała przy Tomie i rwała jego koszulę napasy, żeby obandażować mu pooraną głębokimi bruzdami rękę.- Czas się kończy - powiedziała Daufin.Przebiegła wzrokiem konsolęprogramowania, starając się odszyfrować kod zawarty w geometrycznych kształtach.- Silnikiosiągną wkrótce próg gotowości startowej.Przekroczenie tego progu może doprowadzić doich uszkodzenia.- Spojrzała na zespoły dzwigni w mniejszej piramidzie.- To sterownia.Potrafię opóznić start na tyle, żeby umożliwić wam wydostanie się z tuneli, ale nie będę jużmiała czasu na zmianę koordynat nawigacyjnych i wejście do komory hibernacyjnej.- Spróbuj to powtórzyć po ludzku - mruknął Tom.- Nie mogę już długo utrzymywać statku na Ziemi - wyjaśniła Daufin.- I nie mamczasu na wtopienie się w swoją kulę.Potrzebuję innego strażnika.Te ostatnie słowa zaparły Jessie dech w piersiach.- Co?!- Przykro mi.Potrzebuję fizycznej postaci, żeby odwlekać start statku dopóty, dopókinie wydostaniecie się z tuneli.Fala uderzeniowa by was zabiła.- Błagam cię.oddaj nam Stevie.- Jessie wstała.- Błagam!- Chcę to zrobić.- Twarzyczkę dziewczynki ściągało cierpienie, małe rączki tuliły dopiersi czarną kulę.- Muszę mieć innego strażnika.Zrozumcie to, proszę.Staram się ocalić nietylko siebie, ale i was wszystkich.- Nie! Nie dostaniesz Stevie! Chcę moją córkę z powrotem!- Czy ten strażnik to coś jak wozny?Daufin obróciła główkę w prawo i podniosła wzrok na Sierżanta Dennisona.- Co taki strażnik robi? - spytał ostrożnie.- Strażnik - wyjaśniła - ochrania moje ciało i przechowuje mój umysł.Noszęstrażnika jak pancerz i również szanuję i ochraniam jego ciało oraz umysł.- Wygląda mi to na robotę na pełny etat.- Bo tak jest.Strażnik zaznaje spokoju w miejscu poza snami.Ale powrotu na Ziemięjuż dla niego nie będzie.Z chwilą, kiedy ten statek wystartuje.- To poleci aż do nieba - mruknął Sierżant.Kiwnęła główką, obserwując go znadzieją.- I jak wezmiesz sobie tego innego strażnika, to.no.zrzucisz skórę? I państwoHammondowie dostaną z powrotem swoją córeczkę? Tak?- Tak.Sierżant milczał, myślał intensywnie, marszcząc w skupieniu czoło.Spuścił wzrok nadłonie i przyglądał się im przez kilka sekund.- A Scootera będziemy mogli zabrać? - spytał w końcu.- Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go zostawić -odparła.Sierżant wydął wargi i wypuścił z sykiem powietrze.- A co z jedzeniem i wodą?- Nie będą nam potrzebne.Ja będę w komorze hibernacyjnej, a ty tutaj.- Uniosłakapsułę.- Ze Scooterem, jeśli sobie życzysz.Sierżant uśmiechnął się niepewnie.- Trochę się.ten, tego.boję.- Ja również - przyznała Daufin.- Zbierzmy się razem na odwagę.Sierżant popatrzył na Toma, na Jessie, na pozostałych.Przeniósł wzrok z powrotem nadziewczynkę i spojrzał w jej pełne napięcia błyszczące oczy.- Dobra - zadecydował.- Będę twoim strażnikiem.- Przyłóż tu palce - powiedziała Daufin i Sierżant ostrożnie dotknął kuli.- Nie bój się.Czekaj.Tylko czekaj.Po czarnej powierzchni zaczęły pełzać błękitne żyłki.- Hej! - Głos Sierżanta był zdenerwowany, piskliwy.- Patrzcie no tylko!Błękitne żyłki łączyły się ze sobą i przepływały pod dłońmi niczym mgiełka.Daufinzamknęła oczy, odcinając się od wszystkich bodzców zewnętrznych i natarczywego,grzmiącego pulsowania statku.Koncentrowała się całkowicie na otwieraniu ogromnegorezerwuaru energii zmagazynowanej w kuli i czuła, jak kula działa na nią niczym oceanicznepływy jej świata, omywa ją, wciąga głębiej w ich królestwo i coraz dalej od ciała StevieHammond.Wokół palców Daufin strzelały błękitne iskierki.- Boże! - wymamrotał Sierżant.- Co to.- Iskierki zatańczyły teraz i wokół jegopalców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]