[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopak umiał się cieszy ć i smucić, czuł strach i radość, poza ty m jednak by ł& pusty ?Trudno znalezć właściwe słowa, zwłaszcza gdy człowiek nie ma pojęcia o psy chologiii funkcjonowaniu mózgu.Napotkani w przeszłości lekarze bądz nie umieli Pamiętającemu tegowy jaśnić, bądz nie chcieli zrozumiał ty lko ty le, że nie ma co liczy ć na poprawę.Zmiany by łynieodwracalne: żaden cud nie sprawi, że Niemota obudzi się pewnego ranka i odzy ska utraconewe wczesny m dzieciństwie uczucia.Kalectwo, nawet tak mało widoczne, odpy chało ludzi.Zwłaszcza teraz, w spartańskim,postapokalipty czny m świecie, gdzie najsłabsze osobniki by ły naty chmiast eliminowane, aby niezabierały miejsca ty m, którzy mieli większe szanse na przetrwanie.Gdy by nie układ z Inny m,chłopak już dawno podzieliłby los setek dzieci, który ch pozby to się ze względu na wy kry teułomności.Z ty m że przy wódca enklawy zgodził się na ocalenie głuchoniemego chłopaka niez dobroci serca, lecz z czy stego wy rachowania.Wiedział, że Pamiętający, mając nawy chowaniu kalekiego sy na, nie zary zy kuje otwartego konfliktu.Układ ten pasował obu stronomi sprawdzał się przez dobre kilkanaście lat.Do chwili objęcia władzy przez albinosa, którego kowalz niewiadomy ch przy czy n zaczął nakłaniać do zerwania umowy.Co Stannis zamierzał ty mosiągnąć, na zawsze pozostanie tajemnicą.Ale jedno by ło pewne.Zanim zginął, udało mu się taknamieszać, że wszy scy na ty m stracili.A zwłaszcza on sa&Rura zatrzeszczała nagle, zachwiała się, po czy m opadła lekko w dół.Pamiętający zamarł,podobnie jak jego sy n.Przez moment w ciasny m wnętrzu panowała niczy m niezmącona cisza.Cała trójka uciekinierów wstrzy mała oddech, czekając, co jeszcze się wy darzy. Co to by ło? zapy tała w końcu dziewczy na. Nie wiem odparł zgodnie z prawdą Pamiętający. Ale raczej nic dobrego dodał,zastanawiając się, co puściło i czy rura pod takim obciążeniem nie wy łamie do reszty elementu,na który m została zawieszona prawie ćwierć wieku temu. To co robimy ? Idziemy dalej mruknął, nie tając złości.Co innego mogli zrobić, skoro według jego rachuby by li gdzieś w połowie mostu.Powróttrwałby dwa razy dłużej, o ile w ogóle by ł w ty ch warunkach możliwy. No to ruchy na sprzęcie, dziadzia ponagliła nieco radośniejszy m tonem, choć głos nadallekko jej się łamał.Nauczy ciel dał znak leżącemu przed nim sy nowi.Dwa klepnięcia w nogę idziemy dalej.Niemota naty chmiast ruszy ł przed siebie.Ojciec popełzł tuż za nim, by dzielący ich dy stanspozostał minimalny.Zanim jednak zdąży ł podkurczy ć nogę i przesunąć ciężar ciała, rozległ siękolejny zgrzy t, ty m razem dłuższy, bardziej przenikliwy i głośniejszy.Zaraz potem rura poleciaław dół, ale ty lko kilkanaście centy metrów i znów się zatrzy mała w asy ście głośnego trzasku, którynie ucichł całkowicie, ty lko przerodził się w serię chrupnięć, jakim towarzy szy ły dziwne wibracjemetalu. Do ty łu! wrzasnął Pamiętający, dając znak sy nowi.Niestety łatwiej by ło powiedzieć, niżsię cofnąć.Zwłaszcza jemu, ze względu na gabary ty i tobołek plączący się pod nogami.Czującnapór Niemoty z przodu i opór z ty łu, odwrócił głowę i wrzasnął do piszczącej gdzieś za nimdziewczy ny : Musisz mi pomóc! Złap za ten cholerny tobół i cofaj się, ciągnąc go za&Dalsze słowa uwięzły mu w gardle, trzaski narastały bowiem z każdą sekundą, a gdy osiągnęłynajwy ższy poziom, rura przed nim pękła z głośny m hukiem, dokładnie na wy sokości ramionNiemoty, i zaczęła przechy lać się coraz mocniej w dół.Chłopak spanikował.Kopiąc nogami,napierał na ojca, a ten, blokowany przez własny bagaż, nie miał się gdzie cofnąć.Nie pomagałyuspokajające klepnięcia, strach przed upadkiem by ł zby t silny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]