[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nasza sprawa przegrała z kretesem, towarzyszu sekretarzu, wy odchodzicie, my zostaje-my powiedział ojciec.Pan Trąba aż prychnął z zachwytu, aż się zachłysnął, aż się podniósł z miejsca. Majstersztyk, po prostu majstersztyk, rzadko, trzeba powiedzieć, się pan odzywa, ale jakjuż, to majstersztyk. Jak zwykle cytuję Trybunę Ludu ojciec uśmiechał się posępnie. Dobre użycie cytatu nieraz więcej warte niż myśl oryginalna, a już użycie każdego cytatuz Trybuny Ludu , tak by był on dorzeczny, wzmaga jego sens i czyni myśl oryginalną.Takczy tak, to są mrzonki ciągnął pan Trąba po chwili milczenia tak czy tak.Być może jeste-śmy urodzonymi negocjatorami, ale my zabójcy in spe jesteśmy też zwyczajnie dobrymi iłagodnymi ludzmi.I gdybyśmy nawet doszli do niego, i gdybyśmy nawet wyłożyli mu swojeracje, my zostajemy, wy odchodzicie i tak dalej, to przecież potem on by nas z kolei jąłwszechogarniać swoją ślusarsko-leninowską logoreą, jął by nas przekonywać, wydobywszy zkredensu butelkę francuskiego koniaku, pani Gomułkowa podałaby własnoręcznie upieczoneciasto.A tak, panie Naczelniku, ona gotuje i piecze w domu, w tym sensie nasz cesarz żyjeskromnie.Istnieją świadectwa członków Komitetu Centralnego, którzy w tysiąc dziewięćset pięć-dziesiątym szóstym roku odwiedzili Gomułkę w domu celem przekazania mu władzy nadkrajem, otóż wyglądało to w ten sposób: w jadalni trwały obrzędy koronacyjne, natomiast zkuchni dochodził cały czas potworny łomot, to pani Gomułkowa tłukła na desce kotlety wie-przowe.I teraz zapewne także aura domowości poczęłaby nas uwodzić, od słowa do słowa,powoli, powoli, jęlibyśmy potakiwać, tyran z bliska jąłby się nam wydawać coraz mniej fa-talny, coraz mniej krwawy, a w końcu przekonani i pokonani wyszlibyśmy z niczym, on zaśby pozostał i, co więcej, pozostałby umocniony w swojej władzy.Nie ma rady westchnąłpan Trąba nie ma rady, trzeba go zabić.Pan Trąba podniósł do ust kolejną rurkę z kremem, zjadł ją powoli, wykwintny kęs za wy-kwintnym kęsem, wypił łyk kawy, wypił łyk lemoniady i mówił dalej: Nie mam wyboru.Ponieważ niczego nie umiem, nie mogę wybrać dziedziny, w którejmógłbym czegoś przed śmiercią dokonać.Nie umiem tańczyć, nie umiem prowadzić samo-chodu, nie umiem jezdzić na nartach, nie umiem pływać, nie mówię językami, nie władamsiekierą ani żadnym innym narzędziem, nie znam się na przyrodzie, ani ze mnie technik, ani75humanista, nie znam się na sztuce ani na literaturze, nie jestem majsterkowiczem ani kolek-cjonerem, nie jestem nawet wbrew pozorom kokietem, co kokietuje spisem swoich nieumie-jętności.Od maleńkości moje życie układało się fatalnie, po ukończeniu zaś dziewiątego se-mestru teologii jąłem upadać fizycznie i duchowo.Mój kompan z ławy szkolnej, najprzewie-lebniejszy ksiądz Biskup, wytrwał, ukończył, obronił, pisał, pracował, prowadził działalność,kierował parafiami, wspiął się po szczeblach, aż został biskupem Kościoła.Nie zazdroszczęmu, choć przecież ilekroć myślę o nim, myślę też, że gdyby moje życie nie było życiem fatal-nym, a budującym, jego życie byłoby moim życiem.Choć i to nieprawda, że mu nie za-zdroszczę, zazdroszczę mu, zwierząco mu zazdroszczę, że może ze wszystkich stron światawysyłać widokówki do pani Naczelnikowej, i zazdroszczę mu pieczołowitości, z jaką pańskamałżonka, panie Naczelniku, gromadzi, przechowuje i porządkuje tę ulotną korespondencję.Oczywiście bywały w moim zmarnowanym życiu chwile, kiedy to przychodził mi do gło-wy ryzykowny pomysł, by poza piciem opanować jeszcze jakąś z ziemskich umiejętności, ponamyśle wszakże wszystkie te pomysły odrzucałem.Piłem całe życie i picie było moją pracą imoim wypoczynkiem, moją miłością i moim hobby.Picie było moją sztuką, moim koncertemi moim kunsztownie napisanym sonetem.Picie było moim poznaniem, moim opisem, mojąsyntezą i moją analizą.Tylko amatorzy, laicy i grafomani twierdzą, że pije się po to, aby zła-godzić potworność świata i stłumić nieznośną wrażliwość.Przeciwnie, pije się, by pogłębićból i wzmóc wrażliwość.Zwłaszcza w takim przypadku jak mój: kiedy niczego nie ma pozapiciem, należy z picia uczynić sztukę, należy poprzez wódkę dotknąć sedna rzeczy, a sednemrzeczy jest śmierć.Skoro człowiek jest skazany na ból, skoro człowiek sam skazuje się na ból,należy stać się wirtuozem bólu.I ja, Józef Trąba, arcymistrz własnego bólu, teraz, kiedy mojamdła cielesna powłoka odmawia dopełniania jedynej umiejętności, którą posiadła, ja, JózefTrąba, postanowiłem, zanim umrę z powodu jednej z siedmiu niezawodnych przyczyn, posta-nowiłem posiąść jeszcze jedną i jednorazową z ziemskich umiejętności, a jest to, jak od daw-na wiemy, umiejętność zabicia pierwszego sekretarza Władysława Gomułki.I aby panowała absolutna jasność pan Trąba nieznacznie podniósł głos aby panowałaabsolutna jasność, z całą mocą pragnę podkreślić, iż ja za swój los nieszczęsny nie winię Mo-skwy.Pana, panie Naczelniku, upodliła Moskwa, mnie w żadnym wypadku.Poza mną nikt zamój los nie ponosi winy.Gdybym był prawdziwie wielką indywidualnością, poradziłbymsobie ze wszystkim.Moskwa, owszem, rozkłada ten kraj, udaremnia wszelkie inicjatywy iprzedsięwzięcia, gnoi oraz zeszmaca ludzi, ale prawdziwie wielkie indywidualności radząsobie z Moskwą.Przecież na dobrą sprawę nie da się nawet powiedzieć, że Moskwa stanowiprawdziwe wyzwanie dla prawdziwie wielkich indywidualności, bo nie stanowi, nie jest żad-nym partnerem, nie jest żadnym przeciwnikiem, można w gruncie rzeczy z nią sobie poradzićz dziecinną łatwością.Prawdziwie wielka indywidualność łatwo, wbrew Moskwie, nauczy sięjęzyków obcych, będzie studiować klasyków, zgłębiać filozofię, słuchać wielkich kompozyto-rów, nawet podróżować.Prawdziwie wielka indywidualność radzi sobie z aksamitną rusyfi-kacją tego kraju w ten sposób, iż perfekcyjnie opanowuje język Gogola, bo przecież nie językStalina.Tak jest, panie Naczelniku, gdybym był ciut, ciut mocniejszym człowiekiem, suwe-rennie panowałbym nad sobą i swoimi niezliczonymi umiejętnościami.Ponieważ jednak jestzgoła inaczej, wchodzę do historii wąską ścieżką barbarzyńców.Pan Trąba spojrzał na zegarek, potem powiódł spojrzeniem po nas i po ciemnym wnętrzucukierni, jakby szukał tam smukłego cienia najpiękniejszej kelnerki świata i powiedział: Trzeba zapłacić rachunek i czynić naszą powinność.76*Staliśmy w przenikliwym chłodzie, pod bezlistnymi topolami, deszcz przestał padać, listo-padowe gwiazdozbiory kręciły się nad nami. Już niedługo powiedział pan Trąba i delikatnym ruchem zdjął kuszę z moich ramion.Po powrocie ochroniarze na parterze zasłonią okna, żeby nikt nie widział, jak chleją wódę igrają w karty.Natomiast u niego na piętrze zasłony, a nieraz i firanki są do póznej nocy od-słonięte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]