[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez ca ły ten czas Vane nie powiedział ani słowa.Nie musiał.Pa tience by ła pewna jego myśli tak cy-nicznych, jak jej własne.Gerrard ze śmiechem zbliżyłsię do Vane a. Chciałbym zapytać o pańskiego konia.Patience nie usłyszała odpowiedzi Vane a.W tym samym czasie Edmond zajął miejsce Penwic-ka obok Patience. Nareszcie! zawołał Edmond beztrosko, ignoru-jąc wściekłe spojrzenie swego rywala. Czekałem, abyzapytać o pani opinię na temat mo jego ostatniegowiersza.Mam na myśli tę scenę, gdzie opat zwraca siędo wędrujących braci.Zaczął deklamować.Patience czu ła się wewnętrznie rozdarta.Edmondoczekiwał, że in teligentnie skomentuje je go dzie ło,które traktował bardzo poważnie.Z drugiej strony, ko-niecznie chciała się dowiedzieć, co Va ne mówiłdo Gerrarda.Podczas gdy jedna część jej umysłu podą-żała za rymami Edmonda, druga starała się nadążaćza słowami Gerrarda. A więc to klatka piersiowa jest ważna? zapytałGerrard.5122225642Stłumiona odpowiedz Vane a. Och przerwał mu Gerrard sądziłem, że wagabędzie uczciwym wskaznikiem.I znowu tylko dudnienie niskiego głosu Vane a. Rozumiem.Więc jeśli są odporne&Gerrard jechał te raz tuż obok Vane a.Nie mogłasłyszeć nawet połowy rozmowy. Co pani o tym myśli? zapytał Edmond.Odchyliwszy głowę, Patience spojrzała na niego. Nie zainteresowało mnie to szczególnie.Być możemusi to pan jeszcze poprawić.Edmond zmarszczył brwi. Właściwie, myślę, że może mieć pani rację&Patience zignorowała go, przy suwając swo ją klaczbliżej siw Vane a.Va ne spoj rzał w jej stro nękai uśmiechnął się.Patience zignorowała to i skoncentro-wała się na jego słowach. Zakładając, że ma ją dobrą wagę, następnym bar-dzo ważnym kryterium są nogi. Długie? zasugerował Gerrard.Patience zesztywniała. Niekoniecznie odpowiedział Vane. Opróczdługości kroku liczy się odpowiednia siła.Wciąż rozmawiali o koniach do karety.Patience nie-mal odetchnęła z ulgą.Tylko konie.Nawet nie zakładyczy trasy wyścigu.Poprawiła się w siodle.Jej podejrzenia co do Va -ne a miały przecież jakieś podstawy, czyż nie? A możeprzesadzała? Opuszczę pań stwa tu taj. Deklaracja Penwickarozproszyła zamyślenie Patience. Dobrze. Podała mu dłoń. Jak to mi ło z pa -na strony, że pan nam towarzyszył.Powtórzę cioci, żepana spotkałam.5222225642 O tak.To jest, ufam, że przekaże pani moje usza-nowanie lady Bellamy.Patience uśmiechnęła się i pochyliła głowę.Dżentel-meni również pożegnali Penwicka.Penwick szybko odjechał. Co powiecie na wyścig z powrotem do stajni? za-proponował Gerrard. Jak najbardziej. Edmond chwycił wodze.Drogado stajni wiodła przez pola. Piszę się na to rzucił wesoło Henry.Gerrard spojrzał na Vane a. Dam ci fory.Gerrard nie czekał dłużej.Z okrzykiem wskoczyłna konia.Edmond zaczął go gonić, w pościg ruszył też Henry,ale kiedy Pa tience stuknęła obcasami w boki swojejklaczy, ruszyli z nią.Patience podążyła w ślad za bra-tem; Gerrard wyszedł mocno do przodu, niepokonany.Pozostali trzej mężczyzni trzymali konie z tyłu, nie od-stępując Patience ani na chwilę.Chciało jej się śmiać.Co mógł którykolwiek z nichzyskać, jadąc obok niej przez tych kilka chwil? Patien-ce walczyła ze sobą, by zachować powagę.Kiedy zbli-żali się do drogi, nie mogła się oprzeć, żeby przelotnienie zerknąć na Vane a, który również na nią spojrzał.Zbliżył się znacznie do jej klaczy.Klacz zareagowa-ła, wydłużając krok.Henry i Edmond pozostali z tyłu.Gerrard po wygraniu wy ścigu, śmie jąc się, zszedłz konia.Na tychmiast po jawili się Grisham i sta jenni.Vane zgrabnie zeskoczył z konia, natychmiast podcho-dząc do Patience, by pomóc jej zsiąść obejmując jąw talii.Niemal zaparło jej dech, kiedy podniósł ją z sio-dła, jakby była piórkiem.Powoli opuścił ją na ziemię,stawiając obok kla Bardzo bli sko siebie.Czu łaczy.5322225642się& zdobyta.Odsłonięta.Zwiat wokół niej zdawał sięwirować.To on był zródłem tych szczególnych wrażeń.Odetchnęła& Zobaczyła, jak dumny z siebie Ger -rard szedł w ich kierunku.Vane obrócił się, uwolniwszyją z ob jęć.Pa tience sta rała się opanować wi rowaniewgłowie.Uśmiechnęła się do Gerrarda.Pozostali dżentelmeni również zsiedli z koni.Henryskierował je den ze swych ser decznych uśmie chówdo Gerrarda. Gratulacje, mój chłopcze.Pobiłeś nas.Przez kilka chwil wszyscy czterej mężczyzni stali po-środku dziedzińca; przyglądała się im; trudno jej byłowinić brata, że właśnie Vane a wybrał na obiekt swoje-go uwielbienia.Jak gdyby wyczuwając jej myśli, Vane odwrócił sięi z gracją zaoferował jej ramię.Pa tience je przy jęła.Wspólnie po szli do domu; Edmond opu ścił ich przydrzwiach.Wspięli się głównymi schodami, potem Ger-rard i Henry rozeszli się do swoich pokoi.Wciąż wspar-ta na ramieniu Vane a, Patience podążyła korytarzem.Jej pokój był na tym samym piętrze, co sypialnia Min-nie.Pokój Vane a znajdował się piętro niżej.Patience zatrzymała się w miejscu, skąd mogli pójśćkażde w swoją stronę.Cofając rękę, spytała: Czy planuje pan długi pobyt w Hall? To zależy w dużej mierze od pani.Patience spojrzała w jego szare oczy i zamarła.Myśl,że bawił się nią bez poważnego zamiaru, zniknęła w tejsamej chwili, w któ rej dziewczyna na potkała je gowzrok.Uniosła brodę, chłodno się uśmiechając. Myślę, że wkrótce przekona się pan, jak bardzo sięmyli.5422225642Mrużąc oczy, Vane, przez chwilę stał w miej scui przyglądał się, jak Patience odchodziła.Dopiero gdyzamknęła za sobą drzwi, powoli, bardzo powoli rysy je-go twarzy się wygładziły.Skoro on nie mógł uciec prze-znaczeniu, to ipso facto, ona również.Co znaczyło, żePatience będzie jego.Rozdział 5Najwyższy czas, by zacząć działać.Pózniej tego wieczoru Pa tience, czekając w sa loniena pojawienie się dżen telmenów, dłu go rozmyślała.Obok niej Angela i pani Chadwick dyskutowały o mate-riałach na suknie.Niewyraznie potakując, Patience na-wet ich nie słyszała.Miała ważniejsze sprawy na głowie.Od samego rana czuła tępy ból w skroniach; nie spa-ła dobrze.Zżerały ją zmartwienia z powodu narastają-cych oskarżeń wycelowanych w Gerrarda.Niepokoił jąrównież wpływ, jaki Vane miał na jej brata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]