[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sali, gdziesiedzieliśmy, zrobiło się jeszcze bardziej mroczno od papierosowego dymu.Tak, to był zpewnością nocny klub nie najlepszej kategorii, skoro brakowało w nim wentylacji.Zjedliśmy nasze porcje bryzolu.Pani Joanna podniosła do góry swoją szklaneczkęcampari. Może przejdziemy na ty? zaproponowała. Oczywiście.Natychmiast podniosłem do góry swoją szklankę z coca-colą. Joanna. Tomasz.Joanna nie miała tak wyzywającej urody jak Anita, ale moim zdaniem była równie ładna.Przede wszystkim rzucały się w oczy jej gęste jasne włosy, oczy równie duże jak u Anity.Lubię kobiety raczej o jasnej cerze, a taką właśnie miała Joanna.I usta one byłyzdecydowanie ładniejsze niż u Anity, a także nie tak mocno wymalowane.Na dekolt starałemsię nie zwracać uwagi, pomny ostrzeżeń Marczaka, że zbytnio ulegam ładnym kobietom. No cóż, ja pójdę działać oświadczyłem. %7łyczę szczęścia szepnęła Joanna.Podniosłem się od stolika i ruszyłem do baru.Usiadłem na wolnym stołku i zwróciłem siędo pięknej Anity: Poproszę o campari z wodą sodową powiedziałem, bo w tym miejscu nie pijało sięnapojów chłodzących.Ja zresztą nie miałem zamiaru wypić tego campari, bo nienawidzęalkoholu.Po prostu zależało mi na tym, aby posiedzieć w pobliżu Anity.Nawet nie spojrzała na mnie, tylko po chwili postawiła przede mną szklaneczkę zbrązowym płynem. Pani Anita, prawda? zagadnąłem ją.Zatrzymała się przede mną po drugiej stronie lady barowej i dopiero teraz obrzuciła mnieuważnym spojrzeniem swych wielkich czarnych oczu. Tak, mam na imię Anita.Czy my się znamy? Nie.Przyjechałem z Warszawy i jeden z moich przyjaciół powiedział mi, że jeśli będęsię czuł samotnie w Sopocie, to mam przyjść tu i poznać się z panią Anitą. A niby w jakim celu? odburknęła, ale była wyraznie zaciekawiona moją osobą. Niejestem damą do towarzystwa, tylko ciężko pracującą kobietą. Mówiono mi, że poprzez panią mógłbym nawiązać kontakt z Kolekcjonerem. A kto pana o tym poinformował? Czy nie sądzi pani, że niektórzy nie chcą, aby wymieniać ich nazwiska? Ja też niepytam pani o nazwisko Kolekcjonera. A co ma pan do zaoferowania Kolekcjonerowi? Nie znam go, ale mogę panaskontaktować z kimś, kto zbiera starocie.Czy chodzi o starą biżuterię? Nie.Mam coś bardziej interesującego skłamałem.Wzruszyła ramionami i odeszła ode mnie, aby obsługiwać innych gości siedzących przybarze. No cóż, nie udało mi się pomyślałem, gdy piękna Anita zniknęła na zapleczu baru.I już miałam opuścić stołek barowy, gdy piękna Anita znowu się pokazała i podeszła prostodo mnie.Zbliżyła twarz do mojej i szepnęła: Jakiś facet, który interesuje się starociami, chce się z panem spotkać na plaży zahotelem.Tam, gdzie na brzegu leży dnem do góry stara łódz rybacka. Dziękuję kiwnąłem jej głową nie okazując radości.Wróciłem do stolika, otworzyłem swój portfel, wyjąłem z niego legitymację MinisterstwaKultury i Sztuki i dowód osobisty.Zatrzymałem tylko pieniądze i prawo jazdy. Umówiła mnie na plaży koło starej łodzi rybackiej wyjaśniłem Joannie. Nie chcę,aby jeśli zechcą mnie obszukać dowiedzieli się, gdzie pracuję.Proszę przypilnować moichdokumentów. Radzę panu ostrożność.Kolekcjoner to niebezpieczny człowiek.Rachunek ja zapłacę ipotem wyjdę na parking koło hotelu.Tam się spotkamy zaproponowała.Kiwnąłem głową, że się zgadzam i skierowałem się do wyjścia.Mijając szatnię namoment stanąłem jak wryty.Oto dwóch osiłków, tak zwanych bramkarzy , zagradzało drogęmojej siostrzenicy, Zosi, uszminkowanej i ubranej w jakąś elegancką szmatkę! Spływaj mała, bo nie masz jeszcze osiemnastu lat mówił do Zosi jeden z osiłków.Tu nie ma miejsca dla małolatek. Ja chcę tylko potańczyć w dyskotece upierała się Zosia. A ja ci mówię, żebyś szła do domu! burknął drugi osiłek. Tutaj przychodzi mnóstwotajniaków.Jak zobaczą, że wpuszczamy małolaty, to zamkną nam budę. Ja mam skończone osiemnaście lat piskliwie twierdziła Zosia.Domyśliłem się, że osiłki w obawie przed zamknięciem lokalu nie wpuszczą Zosi i będziemusiała wrócić na górę do naszego pokoju.Spokojny więc o jej los, nie zauważony przeznikogo wymknąłem się z hotelu.Noc była ciemna, bezksiężycowa.Gdzieś w górze zalegała chyba gruba warstwa chmur,bo z nieba zaczęło trochę pokapywać.Na hotelu żarzył się niebieskawy neon, lampyustawione na podjezdzie wokół budynku i na parkingu świeciły mdłym światłem.Przezuchylone okna z nocnego klubu dochodziły dzwięki muzyki, ale nie zdołały zagłuszyćuderzeń morskich fal z pobliskiej plaży.Ruszyłem w tym kierunku wolnym krokiem,powątpiewając, czy w tych ciemnościach znajdę na plaży przewróconą łódz rybacką.Ajednak, gdy oczy przyzwyczaiły się już do mroku i nogi zaczęły brnąć po nadmorskim piasku,wydało mi się, że dostrzegam jakiś ciemny kształt, chyba ową przewróconą łódz.Odnalazłem ją i, oparłszy się plecami o próchniejące dno, zapaliłem papierosa.Wsłuchiwałem się także w ciemność, czy nie nadchodzi ów ktoś, kto miał mnie skontaktowaćz Kolekcjonerem.Szum fal zagłuszał jednak wszelkie szmery dookoła.Obok przewróconej łodzi stałem chyba z dziesięć minut.Zdążyłem wypalić papierosa ijuż byłem zdecydowany powrócić do nocnego klubu i powiadomić Anitę, że nikt nie przybyłna spotkanie ze mną, gdy nagle ostre światło halogenowej latarki oślepiło mnie.Potemusłyszałem huk pistoletu gazowego, poczułem podchodzące do gardła mdłości.Gdy padałemna piasek, powoli tracąc przytomność, zdawało mi się, że słyszę: Obszukajcie go i sprawdzcie, co to za jeden.Nie wiem, jak długo leżałem nieprzytomny.Potem dowiedziałem się, że nie dłużej niżpół godziny.Ocuciło mnie chluśnięcie na twarz morskiej wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]