[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko wyszliśmy na górę i zanurzyliśmy się w parkowej ciemności.- Panowie - szepnąłem do nich - zachowujmy się cicho.Jeśli Drago i jego szwagierzorientują się, że zniknęliśmy, od razu pobiegną w okolice przystani i będą szukać łodzi.Naszczęście mamy łódkę.Przedzieraliśmy się przez park w kierunku łódki.Przeszliśmy obok monasterudosłownie na paluszkach, ale zdawało się, że w pobliżu nikogo nie ma.Od zejścia na brzeg w miejscu pozostawienia łódki dzieliło nas dwadzieścia metrów.Szliśmy już szybciej, nerwowo i zachłannie, aby prędzej znalezć się na brzegu i odpłynąć zwyspy łódką.Ale oto od strony monasteru usłyszeliśmy czyjeś kroki.Dopiero po chwilidostrzegliśmy biegnących alejką Drago z niższym, chudym mężczyzną o ciemnych włosach.Człowiek ten poruszał się identycznie jak złodziej uciekający z krzesłem na tyłach muzeum, a kiedy przedostający się przez dziurę w koronie drzew księżyc oświetlił na moment jego twarz,rozpoznałem w nim mężczyznę z portretu pamięciowego Clare a.To był nasz TajemniczyCzytelnik!Drago wraz z nim musieli zorientować się, że ktoś nas uwolnił z tunelu i biegli nawyczucie w stronę przystani.Daliśmy drapaka w stronę zejścia na brzeg; biegliśmy ile sił w nogach po schodkach wkierunku morza, ale kiedy pokonaliśmy szpaler krzaków, nagle kazałem się zatrzymać.Przy naszej łódce stał Batura.Tak, to był on.Czekał na nas.Nerwowy i czujny.Już wiedziałem, że to on był owymcudzoziemcem, który z Drago i jego szwagrem okradł Muzeum Miejskie w Rovinju.A terazwraz z nimi łaził po wyspie z wykrywaczem metali.Byliśmy w poważnych opałach.Jerzy pilnował łódki, a za nami biegło dwóchgroznych bandytów.Mieliśmy odcięty odwrót.- Wycofujemy się - szepnął zdenerwowany Anglik.- Ale nie schodkami.Pójdziemyskalistym brzegiem i potem odbijemy w górę w kierunku alejki.Nie było czasu na dyskusję, ale był to dobry pomysł.Szliśmy po skałach, potykaliśmy się, kalecząc się do bólu, ale metr po metrzeoddalaliśmy się od niebezpiecznego miejsca.Za sobą słyszeliśmy głosy mężczyzn.Szybkoposzliśmy w górę wyspy i znalezliśmy schronienie w gęstych i kaleczących nasze ciałakrzakach.Znajdowaliśmy się około dwudziestu metrów od zejścia na brzeg; zbyt blisko, abyryzykować przebicie się do alejki.Mężczyzni mogli nas tam łatwo dogonić.Nagle usłyszeliśmy, że ktoś idzie skałkami naszym tropem.Pewnie się rozdzielili, toznaczy jeden szedł skałkami, a pozostali ruszyli w górę po schodkach do alejki.Nie było innej rady, jak przedrzeć się przez zdrewniałe i kolczaste krzaki do alejki iratować się ucieczką w górę wyspy.Słyszałem, jak Anglik syknął z bólu.Sowa był bardziej odporny zważywszy naczęściowy stan znieczulenia, w jakim się znajdował.Już po chwili dotknęliśmy stopami kamiennej alejki.Rzuciliśmy się do ucieczki wkierunku pałacu.Tam nic nam nie groziło, ale do przebiegnięcia mieliśmy około dwustumetrów.I wszystko pewnie zakończyłoby się powodzeniem, gdyby nagle nie zapiszczał telefonkomórkowy Sowy.Co prawda Sowa natychmiast go wyłączył, ale ten charakterystyczny pisk telefonumusiał być przez intruzów usłyszany. Rzuciliśmy się do szaleńczej ucieczki.I tak jak się spodziewałem, już po chwili zanaszymi plecami zaczęły dudnić kroki naszych prześladowców, wyrazne i nie pozostawiającezłudzeń co do ich zamiarów.Kroki za nami były coraz głośniejsze, a ja z Sową słabliśmy zsekundy na sekundę.Zauważyłem też, że biznesmen stracił gdzieś swoje sandały i biegł terazna bosaka, posapując niczym stara lokomotywa.Od kompleksu wypoczynkowego przylegającego do restauracji i pałacu dzieliło nasjuż tylko pięćdziesiąt metrów i oto z prawej strony wyłoniła się odnoga alejki prowadząca naśrodek wyspy wprost na budynki hotelowe przy dziedzińcu.Wtedy to na naszej drodze stanęła para starszych ludzi.Dickinsonowie! Nie tak dawnopodsłuchiwali ze skarpy moją rozmowę z Drago, ale teraz znajdowali się już tutaj.Clarewpadł na starszego pana i o mały włos go nie przewrócił.Ale ten przytrzymał inspektora załokieć, a kiedy dobiegliśmy do nich, Dickinson wyszeptał po angielsku:- Za basenem w lewo.Tam mają motorówkę.Jazda.Porzuciliśmy starszą parę i dalej uciekaliśmy.Za sobą słyszałem przekleństwa Drago ijego szwagra i wiedziałem, że państwo Dickinsonowie zaaranżowali małe zamieszanie.- Uważaj pan! - skrzeczała pani Dickinson.- Bandyta!- Zamknij się! - padło po włosku.To odezwał się szwagier Lukovicia, Tajemniczy Czytelnik, co wskazywało, że był onjednak Włochem.Naprzeciwko muru kompleksu wypoczynkowego wpadliśmy w boczną alejkęprowadzącą na stare, betonowe molo.Tam stała motorówka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    34. Przygody Hana Solo II Zemsta Hana Solo (Daley Brian) 5 2 lata przed Era Powstania Imperium
    PS17. .Pan.Samochodzik.i.Kindzal.Hasan.Beja. .Szumski.Jerzy.(osloskop.net)
    Lumley Brian (2006) Nekroskop 14 Nowe przygody Nekroskopa 1 Dotyk
    Zbigniew Nienacki (Andrzej Pilipiuk) Pan Samochodzik i sekret alchemika Sędziwoja
    Pilipiuk Andrzej (Olszakowski Tomasz) Pan Samochodzik i Mumia Egipska
    (18) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i... Bursztynowa Komnata tom 2
    PS84 Pan Samochodzik i Knyszyńskie Klejnoty Krzysztof Zagórski
    Zieliński Tadeusz ÂŚwiat antyczny [2] Grecja niepodległa
    Farmer Philip Jose Swiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt (MR)
    Górnicki Łukasz Dworzanin Polski
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tabl.keep.pl