[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż nie.W jego wzroku było dużo więcej namiętności.- Lucy - szepnął, gładząc lekko jej piersi i potrząsając przy tymgłową, jakby sam dobrze nie rozumiał, co się z nim dzieje.- Czekałemna ciebie.Przez całe życie.A wcale o tym nie wiedziałem.Zrozumiała.Oddech Gregory'ego przyspieszył.- Będę ostrożny - zapewnił ją, sięgając ręką ku spodniom.-Obiecuję.- Nie boję się - szepnęła słabo, usiłując zdobyć się na uśmiech.- Wyglądasz jak ktoś, kto się lęka.- Nie! - spojrzała gdzieś poza niego.Położył się obok.- To może boleć.Mówiono mi, że tak bywa za pierwszymrazem.- Wszystko mi jedno.Powiódł dłonią po jej ramieniu.- Pamiętaj, że jeśli cię nawet zaboli, to potem będzie już lepiej.- Czy dużo lepiej? - spytała zduszonym głosem, który jej samejwydał się obcy.Uśmiechnął się, a jego palce odnalazły jej biodro.- No.słyszałem, że trochę.- Trochę? - zapytała ponownie.- Czy.może.o wiele więcej?315RS- Raczej o wiele więcej - odparł, dotykając lekko jej karku.-Wgruncie rzeczy o wiele, wiele więcej! Całe mnóstwo.Czuła, że lekko rozchyla jej nogi i kładzie się między nimi.Czuła, jak twarde i gorące jest jego ciało.Cała zesztywniała.Musiałoto jakoś do niego dotrzeć, bo szepnął jej do ucha:- Lucy!A potem zagłębiał się w nią coraz bardziej i bardziej.Och, dobry Boże! Drgnęła pod nim gwałtownie.Zaśmiał się cicho.Złapał ją za ramię i unieruchomił ją, ciągnącdalej tę torturę.Przerywał ją tylko po to, żeby przechylić się na drugibok.- Gregory! - jęknęła.Nie mogła mówić ani myśleć.To byłanajbardziej przerażająca, wspaniała i niesłychana zarazem rzecz, jakąmogła sobie wyobrazić.- Dotykaj mnie - poprosił schrypniętym głosem.- Wszędzie!Dopiero teraz dotarło do niej, że kurczowo gniecie rękami pościel.- Przepraszam! - odparła.A potem, zdumiona, zaczęła się śmiać.- Będę musiał oduczyć cię tego brzydkiego nawykuprzepraszania za wszystko - mruknął z nikłym uśmiechem.- Nie chcesz, żebym cię przeprosiła? - spytała, przesuwającdłońmi po jego plecach.- Nie za to! - wymruczał.- A za to? - Tym razem przesunęła stopami po jego łydkach.Wtedy jego ręce zaczęły wyczyniać z nią jakieś niesłychane wprostrzeczy.316RS- A może chcesz, żebym to ja cię przepraszał?- Nie! - Nabrała gwałtownie tchu, bo dotknął jej w takimmiejscu, o którym nawet nie śmiała myśleć, a co dopiero go dotykać.Powinna to była uznać za coś najokropniejszego w świecie, atymczasem wcale się tak nie stało.Nie miała pojęcia, co właściwieczuje.Nie umiałaby tego opisać, gdyby nawet była samym Szekspirem.Wiedziała tylko, że chce jeszcze więcej.- Proszę cię.- wyrwało się jej.- Proszę.Lecz on powtarzał jedynie raz po raz jej imię, jakby nie pamiętałżadnego innego słowa.Dotknęła go.Delikatnie, z wahaniem.- Przepraszam! - Jęknęła, cofając zaraz rękę.- Nie przepraszaj! - wymamrotał głucho.Nie dlatego, żeby sięgniewał, ale po prostu ledwie mógł wydusić z siebie jakiekolwieksłowo.Przyciągnął jej dłoń ku sobie.- Jakże ja cię pragnę! - szepnął, manewrując jej ręką tak, by goobjęła.Niemalże stykali się twarzami, a ich oddechy się złączyły.- Kocham cię - wyrzucił z siebie, zmieniając pozycję.- Ja ciebie też - odparła i szeroko otworzyła oczy, jakbyzdumiona własnymi słowami.Gregory nie przejął się tym.Powiedziała to przecież wcześniej inie mogła cofnąć swoich słów.Należała do niego.A on do niej.Poczuł się tak, jakby zawisł nad brzegiem jakiejś przepaści.Jego życiebyło podzielone na dwie połowy - przed tą nocą i po niej.Nigdy nie317RSpokocha innej kobiety.Nie mógłby kochać żadnej innej.Nie będziejuż żadnej innej.Przepaść wydała mu się przerażająca, ale skoczył w nią.Lucy jęknęła, kiedy jednak na nią spojrzał, cały ból gdzieśzniknął.Głowę miała odchyloną do tyłu, a każdemu oddechowitowarzyszył cichy, zdławiony dzwięk.- Nie chcę ci zrobić krzywdy - szepnął, choć całe jego ciałopragnęło jedynie przeć do przodu.Nigdy jeszcze niczego nie pragnąłtak, jak Lucy w tej chwili, ale musiał być jednak ostrożny.Nie mógłpozwolić, żeby przez niego cierpiała.- Nie robisz jej - wyszeptała.I wtedy nie mógł się jużpowstrzymać.Przebił ostatnią barierę.Wniknął w głąb jej ciała.Jeśli nawet poczuła ból, nie dbała o niego.Wydała tylko krótkiokrzyk i przycisnęła do piersi jego głowę, poruszając się w rytmieniekontrolowanym przez żadną myśl.- Lucy, Lucy, Lucy.- szeptał jej imię bez przerwy.To było cośzanadto potężnego, zbyt przemożnego.Zaczerpnął chciwie tchu.Powinien był poczekać, próbował to zrobić, ale ona przyciągnęłago do siebie i całe jej ciało wygięło się w łuk, a świat po prostueksplodował.- Kocham cię! - zawołał i opadł na nią.Myślał, że nie potrafiznalezć właściwych słów, a jednak udało mu się to.Te dwa krótkiewyrazy będą mu teraz towarzyszyły.Już go nigdy nie opuszczą.318RSRozdział 20w którym nasz bohater musi się zmierzyć z bardzo przykrymporankiem.Zasnął na chwilę.Pózniej znów się z nią kochał, po czym niespał już, tylko leżał spokojnie i cicho.Wreszcie kochali się jeszczeraz, jakby wykorzystując ostatnie chwile.W końcu jednak musiał odejść.Okazało się to najtrudniejsząrzeczą, jaką przyszło mu kiedykolwiek zrobić.A jednak zdołał jejdokonać, w dodatku z radością - bo wiedział, że to wcale nie koniec.Nawet nie pożegnanie.Zrobiło się jednak niebezpiecznie pózno.Nadchodził świt, achoć Gregory miał zamiar poślubić Lucy najszybciej, jak tylkomożna, nie naraziłby jej nigdy na ryzyko skandalu, w sam dzień ślubu.%7ładen z domowników nie mógł zaskoczyć jej z innym mężczyzną.Trzeba też było się liczyć z tym, że istnieje Haselby.Gregory nieznał go zbyt dobrze, ale zawsze wydawał mu się człowiekiemsympatycznym, który nie zasługiwał na publiczne upokorzenie.- Lucy - szepnął, trącając jej kark czubkiem nosa - już dnieje.Mruknęła coś niewyraznie, ale zaraz odwróciła się ku niemu ipowiedziała:- Tak.Tylko Tak", a nie Jak to nieładnie z twojej strony" albo Niepowinieneś mnie w ten sposób budzić".To była cała Lucy.Rzeczowa,ostrożna i czarująco wręcz rozsądna.On zaś kochał ją za te cechy - i319RSza wszystko inne również.Nie chciała zmieniać świata, tylko uczynićgo miłym i dobrym dla tych, których kochała.Pozwoliła mu spędzić ze sobą noc i zamierzała zerwaćzaręczyny w dniu ślubu, co dowodziło, jak bardzo jej na nim zależało.Nie chciała bynajmniej stać się powodem dramatu.Szczerze pragnęłazwykłego, spokojnego życia.A do kroku, na jaki się ważyła,konieczna była odwaga.Uznał, że go to upokarza.- Powinnaś stąd odejść razem ze mną, zanim wszyscy wstaną.Usta jej drgnęły, jakby chciała powiedzieć: Och, kochany".Musiał ją pocałować, zresztą bardzo lekko, bo czas naglił.Ale tym, coLucy chciała powiedzieć, było:- Nie mogę.Cofnął się, zdumiony.- Nie możesz tu pozostać.Lucy jednak potrząsnęła tylko głową.- Ja.muszę postąpić, jak należy.Honorowo.- Siadła na łóżku itak mocno zacisnęła palce na jego brzegu, aż jej zbielały kostki.Wydała się zdenerwowana, czemu trudno się było dziwić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]