[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiś gołąb, dziko uderzającskrzydłami, zerwał się z belkowania i pofrunął w dół.W powietrzuzafurkotały jego pióra.Po kilku pospiesznych okrążeniach znalazł wkońcu otwór okienny i wyfrunął na dwór.Adelaide przesadnie wachlowała ręką przed swoją twarzą.Zmarszczony nos zdradzał odrazę, jaką odczuwała na widok ptaka.- Chyba już dawno nikogo tu na górze nie było.- ZadowolonaMagdalena wdychała zapach rozgrzanego słońcem drewna.- Czy nieszkoda, by tak wspaniałe pomieszczenie pozostało niewykorzystane?Może powinnam to potraktować jak szczęśliwe zrządzenie losu.AniErick, ani Vinzent dotychczas nie odkryli go i nie wykorzystali jakomagazynu dla swojego kantoru.Mogę więc objąć go w posiadanie ipostawić obydwu przed faktem dokonanym.- Co chcesz robić tu na górze? Urządzić salę balową? - Adelaidetwardo stała przy drzwiach.- Rozejrzyj się dookoła! Czy serce ci nie rośnie, kiedy widzisz, jakwspaniale to wszystko nadaje się do przechowywania ziół, minerałów itego rodzaju rzeczy? Jeśli się nie mylę, do niedawna do tego służyło.Hedwig mi opowiedziała, że wieczorem przed naszym przyjazdemwłasnoręcznie wrzuciłaś ostatnie resztki do ognia.- Podeszła doAdelaide, która machinalnie cofnęła się o krok.Magdalena zauważyłacień lęku albo przynajmniej lekkiego przestrachu na jej twarzy.- Ach, to znów głupie gadanie tej staruchy! Wszystko jej się myli.Spaliłam wtedy stare szmaty, nic więcej.Dlaczego w ogóle opowiadaszmi o twoich dziwnych pomysłach? Wprawdzie od dawna jestem żonąkupca, ale o przechowywaniu i wszystkich tych rzeczach nie mamzielonego pojęcia.To domena Vinzenta, ja przezornie trzymam się odtego z daleka.- Adelaide się odwróciła.Ale Magdalena chwyciła ją zarękę i zmusiła do pozostania.- Szkoda, myślałam, że też interesujesz się leczeniem.- Skąd ci to przyszło do głowy? - W czarnych oczach Adelaide znówbłysnął zdradziecki wyraz lęku.Tym razem Magdalena była pewna, że gowidziała.Zdecydowanie pociągnęła za sobą wyższą o dobrą głowę kuzynkę jak małe, zle wychowane dziecko.Opór tejdrugiej utwierdził ją w jej działaniu, podejrzewała bowiem całkiemkonkretny powód: Adelaide obawiała się odkrycia jakiejś tajemnicy!Magdalena z uśmiechem zmierzała do tylnego z trzech murowanychfilarów.Drewniane dyle tuż przed nim były luzne.Lekka wibracja, gdystąpnęło się na nie nogą, zdradziła jej to już wczoraj.Zwinnieprzykucnęła i podniosła drewno.W pustce pod nim można było zobaczyćmałą szkatułkę.- Nie! - Adelaide wyrwał się ostry krzyk.Powoli opadła tuż obokMagdaleny.- Jak to znalazłaś? - Jej zazwyczaj tak mocny, melodyjny głosprzypominał już tylko chrapliwy charkot.Tym razem bladość jejpoliczków nie była skutkiem używania jasnego pudru, tylko strachu,który ją ogarnął.- Nie byłaś w stanie spalić również tej szkatułki, nieprawdaż?-Magdalena uspokajająco położyła jej dłoń na ramieniu.Adelaideszorstko ją odsunęła i skrzyżowała ramiona na piersi.Magdalenapoczekała, aż tamta się może namyśli.Gdy kuzynka się nie poruszyła,podniosła szkatułkę i otworzyła ją.Ukazał się w niej kilkakrotnie złożonykawałek papieru, a także owinięte filcem małe, żelazne cęgi, srebrnałyżeczka do odmierzania składników i kilka igieł.Wstążka, którąposłużono się do związania tych rzeczy, była z tego samego materiału, cosuknia Adelaide.Magdalena ostrożnie wygładziła papier.Regularnymi,pięknie wykaligrafowanymi literami były na nim zapisane przepisy nasporządzanie plastrów na rany i lecznicze maści.- Jak wpadłaś na to, że to należy do mnie? - Adelaide wyjęła jej z rękiszkatułkę i głaskała ostrożnie długimi, smukłymi palcami.Ten gestzdradzał więcej, niż mogłyby wyrazić słowa.Magdalena spuściła wzrok,żeby kuzynka nie zauważyła jej uśmiechu.- Tutaj, spójrz na ten lok.- Wskazała palcem zawartość szkatułki.Adelaide zmarszczyła czoło.Magdalena szybko wyjaśniła: - Tak czarnewłosy dotychczas - poza tobą i twoim synem - widziałam tylko u jednegojedynego człowieka.A on od dawna nie żyje.Na chwilę przerwała i wspomniała swego dawnego towarzyszaRupprechta.Przez wiele lat uczyła się wraz z nim felczerskiego rzemiosła u mistrza Johanna.Wielokrotnie uratował jej życie.Pozakończeniu wielkiej wojny zginął w wypadku, kiedy osunął się na niegomur.Jej usta zadrżały, krtań się zacisnęła.Dzielnie kontynuowała:- Poza tym Hedwig opowiedziała mi, jak pielęgnowałaś starego wuja ifachowo zajmowałaś się nim do końca.Bez pewnych umiejętności nieprzychodziłoby ci to z taką łatwością.Nawet Hedwig bardzo cię chwaliła,że wiedziałaś, jak mu podawać napary i krople, aby uwolnić go od bólu iulżyć mu przed śmiercią.Jeszcze raz położyła Adelaide dłoń na ramieniu.W końcu kuzynkapodniosła głowę i uśmiechnęła się.- Chyba jednak niezbyt dokładnie posprzątałam.Tak może być.Aleczego chcesz ode mnie? Jeśli myślisz, że następnej wiosny zacznę razemz tobą zbierać zioła za miastem i tu na górze przyrządzać tynktury, muszęcię rozczarować.Nawet jeśli jestem córką aptekarza i w oficynie mojegoojca pomagałam mu dostatecznie długo, teraz już z pewnością nie będę tusortować roślinnych, zwierzęcych i mineralnych składników [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Warren Adler Wojna państwa Rose 02 Dzieci państwa Rose
    Benzonnni Juliette Fiora 02 Fiora i zuchwały
    § Łajkowska Anna Wrzosowisko 02 Miłoœć na wrzosowisku
    Coulter Catherine Gwiazda 02 Dzika gwiazda
    Trigiani Adriana Valentine Roncalli 02 Brawo,Valentine(3)
    Gauze Jan Brazylia 02 Brazylia mierzona krokami(1)
    Reynard Sylvain Piekło Gabriela 02 Ekstaza Gabriela
    Christine Dorsey [Sea 02] Sea of Desire (epub)
    Ortolon Julie Prawie idealnie 02 Po prostu idealnie(1)
    Tracy Anne Warren Kochanki 02 Przypadkowa kochanka
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ninue.xlx.pl