[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On.miał takie same znaki na przedramio-nach.Ubrany był równie dziwnie jak oni wszyscy, ale rękawy kaftana miał ucięte,by mieć pewność, iż widać owe znaki. To podarunek, który otrzymałem w Pustkowiu oznajmił Rand.Upewniłsię, że jego dłonie wciąż spoczywają na łęku siodła, rękawy kaftana skrywały jegowłasne Smoki, oprócz ich głów, dostrzegłby je każdy na wierzchach jego dłoni,kto przyjrzałby się uważniej.Aril zdążyła już zapomnieć o tym, co przed chwilązrobiła dla niej Moiraine, cała trójka wyraznie miała ochotę rzucić się do ucieczki. Jak dawno temu odeszli? Sześć dni temu, mój panie odparł Tal. To, co zrobili, zajęło im całąnoc i dzień, następnego dnia zaś odeszli.Poszlibyśmy również, ale co by było,gdybyśmy natknęli się na nich, jak będą wracać? Z pewnością musieli zostać od-parci pod Selan.To było miasto po drugiej stronie przełęczy.Rand wątpił, by Selan znajdowałosię obecnie w lepszym stanie nizli Taien. Czy oprócz waszej trójki komuś jeszcze udało się przeżyć? Jest nas jakaś setka, mój panie.Może więcej.Nikt nie liczył.Nagle zawrzał w nim gniew, choć starał się utrzymać go na wodzy. Setka? Jego głos przypominał zlodowaciałe żelazo. I minęło sześćdni? To dlaczego zostawiliście swych zmarłych krukom? Dlaczego zwłoki wciążzdobią mury miasta? To ciała waszych ludzi wypełniają odorem rozkładu waszenosy! Zbili się w niepewną gromadkę, odsuwając się od jego wierzchowca. Baliśmy się, mój panie ochryple odrzekł Tal. Odeszli, ale przecieżmogą wrócić.A on nam powiedział.Ten ze znakami na rękach przykazał nam,byśmy niczego nie ruszali. Wiadomość głuchym głosem dodał Ander. Wybierali tych, którychmieli powiesić, zwyczajnie wyciągali ich z tłumu, dopóki nie otoczyli całych mu-313rów miasta.Kobiety, mężczyzni, nieważne. Jego oczy wciąż utkwione byływ sprzączce przy pasie Randa. Powiedział, że to jest wiadomość dla jakie-goś człowieka, który idzie za nim.Oraz że chce, aby ten człowiek wiedział.wiedział, co zamierzają robić po drugiej stronie Grzbietu Zwiata.Powiedział.powiedział, że temu człowiekowi zrobi jeszcze gorsze rzeczy.Oczy Aril rozszerzyły się raptownie, a cała trójka spojrzała gdzieś za plecyRanda i zamarła.Potem z wrzaskiem rzucili się do ucieczki.Przy skałach, spozaktórych wyszli, pojawiła się sylwetka zamaskowanego Aiela, skierowali się więcw inną stronę.Ale tam również czekał na nich kolejny Aiel, a wtedy padli bez-władnie na ziemię, szlochając i tuląc się do siebie, jakby się poddawali.Moirainemiała twarz chłodną i opanowaną, ale w jej oczach nie było śladu spokoju.Rand odwrócił się w siodle.Rhuarc i Dhearic nadchodzili po stoku, w marszuodpinając zasłony i zdejmując shoufy z głów.Dhearic był nieco bardziej krępy odRhuarka, miał wydatny nos, jego złote włosy znaczyły pasma siwizny.Przypro-wadził Reyn Aiel, dokładnie tak jak to Rhuarc przewidział.Timolan i jego Miagoma przez trzy dni podążali równolegle do trasy ich mar-szu, od północy, wymieniając od czasu do czasu wieści przez posłańców, ale niezdradzając nawet śladu swych zamiarów.Codarra, Shiande i Daryne wciąż byligdzieś na wschodzie, szli ich śladem, tego dowiedziały się Amys i pozostałe pod-czas rozmów w snach z ich Mądrymi, ale wędrowali powoli.Tamte Mądre niemiały większego pojęcia o zamiarach wodzów swoich klanów nizli Rand o inten-cjach Timolana. Czy to było konieczne? zapytał, kiedy dwaj wodzowie podeszli bliżej.Najpierw sam postraszył trochę tych ludzi, ale miał ku temu powody, lecz niechciał przecież, by myśleli, że zaraz zostaną zabici.Rhuarc zwyczajnie wzruszył ramionami, Dhearic zaś powiedział: Niepostrzeżenie rozstawiliśmy włócznie wokół tego miejsca, jak sobie za-życzyłeś, ale wyglądało na to, że nie ma powodu dłużej czekać, skoro nie zo-stał nikt, kto byłby w stanie zatańczyć włócznię.Poza tym, to są tylko mordercydrzew.Rand wciągnął głęboko powietrze.Zdawał sobie sprawę, że ta kwestia do pew-nego stopnia może nastręczyć równie poważne problemy, jak poczynania Coula-dina.Blisko pięćset lat temu Aielowie podarowali Cairhienianom sadzonkę, od-rośl Avendesory wraz z prawem, którego nie zyskał żaden inny naród swobod-nej przeprawy karawan kupieckich przez Ziemię Trzech Sfer do Shary.Nie po-dali żadnych powodów ich stanowisko wobec mieszkańców mokradeł możnabyło w najlepszym przypadku określić mianem obojętnej niechęci ale postą-pili zgodnie z wymaganiami ji e toh.Podczas trwającej wiele lat tułaczki, któraw końcu przywiodła ich do Pustkowia, tylko jeden lud ich nie zaatakował i po-zwolił im swobodnie czerpać wodę z nielicznych pozostałych zbiorników, pod-czas gdy cały świat piekł się w żarze.Na koniec znalezli wreszcie potomków tych314ludzi.Cairhienian.Przez pięćset lat Cairhien bogaciło się dzięki napływającym doń jedwabiomi kości słoniowej.Pięćset lat Avendoraldera rosła w Cairhien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]