[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To musi się stać tutaj - wyznał.- Natychmiast.- Tak, och, tak - zamruczała Amy, wciskając kolano pomiędzyjego uda.Nagle chwycił głowę kochanki i niemal siłą przyciągnął do siebie.Zaczął ją całować z całą pasją i namiętnością, a gdy ich płonące wargirozstały się, stanął za nią, przytulając jej smukłe ciało.Czarny ogier walił kopytami w ziemię i rżał głośno.- Czy wiesz, jak kochają się konie? - zapytał Luiz zdławionymgłosem.Usta Amy otwarły się mimowolnie, kiedy ujął cienkie ramiączkajej koszulki i zsunął w dół.Nie odpowiedziała.Wizja ogromnego,podnieconego ogiera pokrywającego przerażone i drżące klacze,pociągała ją i odpychała na przemian.Luiz zaczął zmysłowymgłosem:- Najpierw ogier gryzie klacz.Obrócił smagłą twarz ku łagodnej krzywiznie jej szyi.Rozchylonymi ustami dotknął jasnej, wilgotnej skóry, przez chwilęcałował ją, zataczając językiem ogniste, wilgotne kręgi.Szerzejotworzył usta i zatopił w miękkim ciele ostre, białe zęby.Amyzadrżała, odrzuciła głowę do tyłu czując, że brakuje jej powietrza, gdykoszulka z szelestem zsunęła się po napiętych piersiach i zwisła upaska.Przymknęła oczy i wydala cichy, gardłowy szloch.Luiz ssał delikatną skórę, potem przysunął usta do jej ucha.- Po ugryzieniu ogier pieści i uspokaja klacz - szepnął.Ciemne, cieple dłonie objęły jej nagie piersi, koniuszkami palcówskubiąc stwardniałe z namiętności sutki.Całował i pieścił szyję Amy,a ona, niezdolna ustać spokojnie, wiła się i drżała z podniecenia ioszołomienia.Nie przerywając pieszczot i pocałunków, powiódł ją zręcznie wgłąb mrocznej stajni, tam, gdzie rozrzucona słoma miękkimkobiercem okrywała drewnianą podłogę.Przyciskał Amy corazmocniej, ale nie wypuszczał z ramion, gdy, dysząc cicho, usiłowałaobronić się przed tym, co miało nastąpić.Dotarli do środka stodoły.Luiz zatrzymał się, okrywającszamoczącą się kobietę uspokajającymi pocałunkami.Wreszcie siępoddała i oparła głowę na jego ramieniu.- Kiedy klacz już nie usiłuje uciekać - podjął Luiz - ogier wie, żenależy do niego.Leciutko ścisnął jej piersi i przesunął dłonie niżej.- Czy należysz do mnie, Amy?- T.tak.Należę do ciebie.- Pozwolisz, abym cię wziął tak, jak ogier kryje klacz?Pozwolisz, żebym kochał cię w tej pozycji?Luiz zamilkł i wstrzymał oddech w oczekiwaniu.Z dłońmi naszorstkiej materii okrywającej jego uda, z głową bezwładnieopadającą na ramię, Amy wyszeptała wreszcie.- Tak.Tak.Smukłe ciało Luiza zadrżało nową falą podniecenia.Stał wmroku, bojąc się nawet drgnąć.Amy obróciła się w jego ramionach,twarde sutki otarły się o jego pierś, a smukłe ramiona otoczyły szyjęLuiza.- Pokażesz mi, jak? - wyszeptała w ciemności.- Nie jestempewna, czy wiem.Nigdy.- Ach, kochanie - wymruczał.- Pokażę ci.Stali patrząc na siebie przez długą chwilę.Nagle, jakby na danyznak, oboje cofnęli się o krok i zaczęli pospiesznie zrywać z siebieubranie.Na zewnątrz czarny ogier wciąż skakał i rżał jak szalony wsrebrzystym świetle księżyca, a w mrocznej stajni dwojepodnieconych ludzi rozbierało się gorączkowo.Nie chciane ubranie zostało odrzucone na bok.Luiz był całkiemnagi.Tylko uparty węzeł czerwonej szarfy wokół talii Amy nie dał sięrozluznić.Wzdychając cicho z irytacji, spojrzała na swego partnera.Luiz natychmiast odsunął jej dłonie i zajął się szarfą.Wilgotny materiał nie ustępował.Luiz nie tracił więcej czasu.Owinął sobie długie końce szarfywokół dłoni i przyciągnął Amy do siebie.Ucałował jej twarz iwyszeptał:- W porządku.Zajmę się tym.Znowu obrócił ją tyłem do siebie.Przesunął czerwoną szarfęwokół jej wąskiej talii, aż oporny węzeł znalazł się na plecach iprzeciągnął długie, zwisające końce za własne plecy, skrzyżował izwiązał na brzuchu.Przyciągnął Amy jeszcze bliżej i wyszeptał z twarzą wtuloną wjej włosy.- Lubię to.Lubię, kiedy jesteś ze mną związana.- Ja też - westchnęła cicho.- Ja też.Przymknęła oczy.Ciepła, pewna dłoń Luiza przesuwała sięwzdłuż jej brzucha aż do trójkąta wilgotnych włosów między udami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]