[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówiono mi nawet, że sam król uważa je za cenneokazy.- Naprawdę?Przytaknęła.Stojący obok Quenton rzucił jej zdumione spojrzenie.- Król, panno St.John? Mam nadzieję, że ta informacja pochodzi z dobrego zródła?- Z najlepszego, od mojego ojca.Powiedział mi, żekról Karol ma ogromny zbiór motyli, ale wysłał do niegoprośbę o Lycaena helle, gdyż brakowało mu go do kolekcji.- Czy poślemy mu tego? - zapytał chłopiec.Miał tak poważną minę, że Olivia musiała się roześmiać.- %7łeby go wysłać, trzeba by go najpierw zabić.Chceszzabić motylka, Liacie?- O, nie, nigdy bym tego nie zrobił.- Oczy chłopcarozszerzyły się ze zgrozy- Cieszę się.Ja też nie.A może chciałbyś pracować takjak moja matka i ojciec? - Zapytała po chwili namysłu.- Rysowali motyle, opisywali ich kolory i odnotowywali,gdzie je znalezli.Chciałbyś narysować Lycaena helle?- Bardzo chętnie, proszę pani.- Więc chodzmy po przybory do rysowania.Gdy ruszyli z powrotem ścieżką, Liat skakał z przodu,ogar biegł za nim, Olivia i Quenton szli z tyłu, a Pembroke dyskretnie zamykał pochód.Olivii coraz bardziejciążyło złowróżbne milczenie Quentona.Jakby z najwyższym trudem hamował gniew.Gdy tylko doszli do fotelaBennetta, Liat rozgadał się, opisując motyla ze szczegółami.- Był różowy i lawendowy i panna St.John powiedziała, że nazywa się.hm.Lycae.Lycaena helle i żeto jeden z ulubionych motyli króla.Ale nie chciałem gozabić i wysłać królowi, więc przyniesiemy przybory dorysowania i naszkicuję go.- Odwrócił się do swojej opiekunki.- Myśli pani, że mógłbym posłać rysunek do pała-cu królewskiego? Król Karol mógłby go umieścić w kolekcji zamiast prawdziwego motyla.Olivia uśmiechnęła się do chłopca łagodnie.- Zastanowimy się nad tym.Co prawda, przypuszczam, że do tej pory król chyba już znalazł parę własnychLycaena.- Wyciągnęła do niego rękę.- Chodz, Liacie.Przyniesiemy te przybory.- Nie ma potrzeby, panno St.John - powstrzymał jąQuenton.Był zdumiony nie tylko potokiem słów, płynących z ustmilkliwego dotychczas chłopa, lecz także reakcją swegobrata na żywą paplaninę Liata.Oczy Bennetta rozszerzyłysię, gdy słuchał barwnego opisu motyla.Zledził każdyruch ręki chłopca, a nawet skinął z aprobatą głową namyśl o narysowaniu cennego okazu.Może dzieje się tucoś więcej nad zwykłą wizytę w ogrodzie?Spojrzał na Pembroke'a.- Niech służący przyniesie przybory do rysowaniapanny St.John - polecił.- Tak, milordzie.- Pembroke odwrócił się z kamiennątwarzą.- Może powinnam zabrać już panicza Bennetta na herbatę? - Minerva rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku domu.- Nie ma potrzeby.Pembroke! - zawołał Quentonw stronę oddalających się pleców kamerdynera.- Powiedz pani Thornton, żeby przyniosła nam herbatę i biszkopty.Kamerdyner przystanął i odwrócił się.- Herbatę i biszkopty? Do ogrodu, wasza miłość?- Tak, do ogrodu.- Quenton zignorował nutkę dezaprobaty w głosie Pembroke'a i odprawił go niecierpliwym gestem.Niebawem pojawiło się kilku służących, którzy nieślistół, obrus, nakrycie do herbaty, różne biszkopty i ciasteczka, a także mięsa, sery, konfitury i galaretki.Liat, wyciągnięty na brzuchu w trawie, rysował motyla, który fruwał z kwiatka na kwiatek.Fotel Bennetta ustawiono tuż obok, tak by mógł obserwować, jak szkic nabiera kształtu i wypełnia się kolorami.Minerva krążyławokół nich, okrywając chorego kocem, jeśli zsunął mu sięz ramion, i pilnując, by młodemu człowiekowi niczegonie brakowało.- Czy wasza miłość zostanie tu na herbacie? - zapytała pani Thornton.Quenton pomyślał o księgach rachunkowych w gabinecie dziadka.Nie chciało mu się stąd odchodzić.Nie ze względu na siebie oczywiście.Nie trzymała go też tutaj obecnośćmłodej guwernantki ani paplanina chłopca czy rozkosznearomaty kwiatów.Zostanie dla Bennetta, postanowił leniwie.Nie może przecież pozwolić, żeby te głupiutkie kobiety wyzuły jego delikatnego brata z całej energii.- Tak, oczywiście, pani Thornton - odparł i zasiadł najednej z ławek.Ogar ułożył się u jego stóp.Gospodyni nalała herbaty i rozdała filiżanki, a potempowiedziała:- Jeżeli wasza miłość niczego więcej nie potrzebuje,wzywają mnie obowiązki.- Dziękuję.- Quenton odprawił ją gestem i sączącherbatę, myślał, jak przyjemnie jest wygrzewać się nasłońcu.- Czekają na ciebie biszkopty, Liacie! - zawołałaOlivia.- Wiem, proszę pani.Mogę najpierw skończyć obrazek?- Oczywiście.- Biszkopta, Bennetcie?- Panicz Bennett nie spożywa południowego posiłku- rzekła cicho Minerva.- Może napiłby się herbaty?- Bzdura.- Gdy Minerva podawała choremu herbatę,Olivia nałożyła na talerz mięso, ser, biszkopty i ciasto.-Zwieże powietrze dobrze wpływa na apetyt - powiedziała,wręczając Bennettowi sporą porcję.Ku zdumieniu Quentona jego brat wziął talerz i zacząłjeść, przez cały czas przypatrując się rysunkowi Liata.Bezwiednie zjadł wszystko, co do okruszyny.- Miałbyś ochotę na coś jeszcze? - spytała Minerva.Z roztargnieniem skinął głową.Służąca podeszła do stołu, przy którym Olivia i Quenton delektowali się herbatą.- Nie mogę uwierzyć, że panicz Bennett tyle zjadł -wyszeptała.- Tak właśnie działa świeże powietrze - odparła Olivia.- Odkąd zaczęliśmy spacery na wrzosowiska i poogrodzie, Liat ma lepszy apetyt i śpi przez całą noc.- To byłby prawdziwy cud, gdyby panicz Bennettmógł przespać choć jedną noc bez tych swoich koszmarnych snów - powiedziała cicho Minerva, zerkając na lorda Stamforda.Quenton z trzaskiem odstawił filiżankę.Wzmiankao nocnych strachach brata pozbawiła go wszelkiego apetytu.Olivia spojrzała na młodą służącą.- Zostajesz na noc z paniczem Bennettem?- Zpię na podłodze koło jego łóżka, tak że zawsze jestem przy nim, gdy mnie potrzebuje.- Bardzo się starasz.Zauważyła, że nie tylko ją zaskoczyło wyznanie Mi-nervy.Również Quenton spojrzał na dziewczynę ze zdumieniem.- Zawsze podziwiałam panicza Bennetta.Kiedy byłjeszcze chłopcem i odwiedzał naszą wioskę z dziadkiem,odnosił się do mnie bardzo miło.Gdy więc stary lordStamford poprosił panią Thornton, by przydzieliła służącądo jego obsługi, sama się zgłosiłam.- Musisz być bardzo zmęczona, skoro troszczysz sięo niego dzień i noc bez chwili wytchnienia.- Olivia dotknęła jej dłoni.- Jestem pewna, że jeśli poprosisz panią Thornton, znajdzie kogoś, kto cię od czasu do czasu zastąpi.- O, nie, panienko.Nie chcę go odstępować ani nachwilę.Naprawdę.Nikt nie potrafi się nim zająć tak jakja.- Minerva napełniła swój talerz i pospieszyła dochorego.- Mój brat ma szczęście, że trafił na taką oddaną służącą - mruknął pod nosem Quenton, przyglądając siędziewczynie.Olivia przytaknęła, lecz przyszło jej na myśl, że Minerva jest być może dla Bennetta kimś więcej niż tylko wierną sługą.- Proszę mi opowiedzieć o swoim domu w Oksfordzie, panno St.John.- Quenton sączył herbatę i patrzył,jak twarz dziewczyny łagodnieje.- To uroczy mały domek, nie większy niż tutejsza obora.Ale czuliśmy się tam tak dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]