[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Magdalenawidziała, jak zdejmuje kilka suchych liści i głaszczekamień dłonią.Nie poruszyła się, dopóki Barbro nie wstała i niezaczęła schodzić w dół.Kiedy wyrzuciła papierowetorby do śmietnika, odwiesiła szpadel i starannie podlałaświeżo posadzone rośliny, podeszła do grobu Barbro.Nagrobek był prosty, obsadzony wysokimi, bujnymikwiatami.%7ładnych zeschniętych liści ani najmniejszegochwastu.Sture Holm-gren.Ingemar Holmgren.Wodstępie dwóch lat.Magdalena spojrzała na zegarek.Nie, teraz jużnaprawdę musi się pospieszyć.- Wrócę, mamo - powiedziała do nagrobka na górze.-Niedługo.- Jak było dzisiaj w szkole? - spytała Magdalena,wyjmując deskę do krojenia i nóż.- Dobrze - odpowiedział szybko Nils.Za szybko.Zaczął w skupieniu kroić leżącą przed nimkiełbaskę.- Co robiliście?Nie pytać, z kim się bawił.Nie robić z tego wielkiejsprawy.- Pracowaliśmy z książką do matematyki -powiedział Nils, nie przerywając krojenia.- Fajnie było?- Tak, dosyć.Zdążyłem zrobić trzy strony.- Nilsprzestał kroić.- Mamo, kim właściwie jest strażnikmoralności?- Hmm, jak to wytłumaczyć? - zastanawiała sięgłośno Magdalena.- To ktoś, kto chce, żeby wszyscydobrze postępowali.Dlaczego pytasz?Postawiła patelnię na kuchence i włączyła ją.- Oskar mówi, że ty nim jesteś.- %7łe ja nim jestem?- Tak.Choć to przecież dobrze - powiedział Nils,wracając do kiełbaski.Magdalena wrzuciła na patelnię kawałek margarynyi patrzyła, jak rozpuszcza się powoli pod wpływemciepła.Strażnik moralności, doprawdy.Widocznie kimśtakim była.- Nils - powiedziała.- Jeżeli ktoś jest dla ciebieniedobry w szkole, musisz to komuś powiedzieć.- Tak.- A jeśli ktoś zacznie się bić czy coś takiego, nieoddawaj ani nie rzucaj kamieniami.Lepiej poprosićkogoś dorosłego o pomoc.Nils nie odpowiedział.- Pamiętaj o tym.Niedobrze jest się bić.Właściwie chciałabym powiedzieć, że dobrze.Trzeba dać im nauczkę.Rn7rbiał 17 Kjell-0ve z dalekazobaczył morze kwiatów.Chociaż grób nie miał jeszczenagrobka, wiedział, że dobrze trafił.Serce z czerwonych róż.Kochanej mamie.Wielkiróżany wieniec.Dziękujemy za wszystko! Koledzy zpracy.I jego mały, żółty.Rozejrzał się wokoło i uklęknął.Pogłaskał lekkoziemię.- Jestem tu, Mirjam.Wreszcie przyszedłem.Dotknął ostrożnie jedwabnej szarfy.Spoczywaj wpokoju.Czy naprawdę go zazna?- Cecilia odeszła ode mnie - powiedział, sam niewiedząc dlaczego.- Teraz już nie ma żadnych przeszkóddla nas dwojga.Krótki szloch, a potem łzy.- Brakuje mi ciebie, Mirjam.Twoich miękkich dłoni,twojego śmiechu w mroku.Otarł łzy wierzchem dłoni.- Mam nadzieję, że przynajmniej jest ci dobrze tam,gdzie jesteś.I mam nadzieję, że mi wybaczysz, że niemiałem odwagi wybrać ciebie.Ostatni raz dotknął świeżo zagrabionej ziemi.Potemwstał i odszedł.Magdalena mrugała z niewyspania, próbując sięprzekopać przez stos bieżącej prasy i korespondencji.Jaksobie poradzi z niemowlęciem, kiedy jest wykończona,wstając parę razy w ciągu nocy do toalety?- Tobie też nalać herbaty? - zapytała Barbro z pokojusocjalnego.- Chętnie - odrzekła Magdalena.Podjechała do segregatora z dokumentami i włożyłazaproszenie do biblioteki - na spotkanie w sprawiejesiennych wydarzeń kulturalnych.Potem wyciągnęłanastępną kopertę, która była zaadresowana do niej.- Proszę - powiedziała Barbro, stawiając herbatę nabiurko.- Dziękuję, to miło z twojej strony.Włożyła rękę do koperty i wyjęła złożoną kartkę A4.Rozłożyła ją niedbale, podnosząc filiżankę. Nie słyszysz, gdy przestaję płakać.Gorąca herbata chlapnęła na biurko.- Co.Odstawiła filiżankę najostrożniej, jak mogła.Drżałajej ręka.- Co się stało? - zapytała Barbro.- Zobacz sama.Barbro wzięła kartkę i przeczytała.- To przecież to samo zdanie jak to, o którymmówiłaś.to na schodach.- Nic z tego nie rozumiem - szepnęła Magdalena.- Oco tu chodzi?Ręce nadal jej się trzęsły.- Powinnaś chyba iść na policję - powiedziałaBarbro.- Tak - odrzekła Magdalena z trudem łapiąc oddech.-Chyba powinnam.Wyjęta z torby komórkę i wybrała numer do Pettera.Kiedy nie odebrał, zostawiła wiadomość w poczcie: Cześć, to ja.Stało się coś cholernie dziwnego.Teżdostałam list z tym zdaniem, na adres redakcji.Zadzwońdo mnie.Idę na policję.- Pokaż - powiedziała Petra Wilander i wyciągnęłarękę po kopertę, którą Magdalena wyjęła z torby.Magdalena ostrożnie wydobyła kartkę i rozłożyła ją.- Ty wiesz lepiej ode mnie, jak wyglądał list doMaud Pehrsson - czy charakter pisma jest podobny?Magdalena wzruszyła ramionami.- Może trochę.Ale to, co dostała Maud, byłonapisane bardziej pochyłym pismem, a to jest proste.Niepamiętam jednak, czy same litery są podobne.Christerma moją kopię.- Okej.Popatrzymy na to i porównamy.Przez chwilę studiowała list, po czym znówspojrzała na Magdalenę.- Jak się czujesz?- Kiedy to otworzyłam, naprawdę sięprzestraszyłam.Wiesz, robi się ciemno przed oczami itrudno utrzymać równowagę, ale teraz jest całkiemdobrze.Kiedy dłużej o tym myślę, trudno mi uwierzyć,że to jest na poważnie.- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała Petra.- Cóż, ten, kto to napisał, wie przecież, że ja wiem,co to oznacza.I na pewno liczy na to, że od razu przyjdęz tym tutaj.Nie pójdę przecież do domu zaczekać, aż gopodpali.Sądzę, że to fałszywy trop.- Naprawdę?- Albo chce tylko mnie nastraszyć, albo chce,żebyście zwrócili uwagę na mnie, a on w tym czasiespokojnie podpali inny dom.Albo po prostu zupełniektoś inny napisał to, żeby z nas wszystkich zażartować.Petra myślała intensywnie.- Tak, możesz mieć rację.Ale może jest to człowiek,który niedługo się podda i nie ma nic do stracenia.Naprawdę nie chcę cię straszyć, ale tak może być.Petra miała tak poważny wyraz twarzy, że strach,który Magdalenie udało się odpędzić własnymi teoriami,zaczął ogarniać ją na nowo.Petra wstała.- Idę po Munthera.Magdalena została sama w pokoju.Naprawdę niechcę cię straszyć? Czuła, jakby ktoś prowadził z nią grę,prowadził ją ze wszystkimi.Bawił się.Więcej niezdążyła przemyśleć, bo Petra i Sven Munther weszli dopokoju.Munther miał list w ręku i okulary na czubkunosa.- To bardzo dziwne - stwierdził, patrząc na nią znadoprawek.- Tak - odrzekła Magdalena.- Nie wiadomo, czy tokiepski żart, czy nie.Petra i Munther stali na środku pokoju.- Nie wiadomo - powiedział Munther.- Uważamjednak, że nie powinnaś mieszkać w domu wnajbliższym czasie.Czy mogłabyś przenieść się gdzieśindziej?Magdalena zaczęła się zastanawiać.Nie chciałamieszkać u ojca i Kerstin.Hotel też nie wydawał siędobrym pomysłem.Jak by to wytłumaczyła Nilsowi?Rozważała wszystkie możliwości.Jeanette? Nie.- Myślisz, że letni domek Pettera byłby dobry? -zapytała w końcu.- Właściwie należy do jego rodziców.Trudno tam trafić.Poza tym droga jest zamkniętaszlabanem.- Tak, to dobry pomysł - zgodził się Munther.- Amy będziemy obserwować twój dom i dom Pettera,stwarzając pozory, że ktoś tam jest.- Więc uważasz, że on też nie powinien zostać wdomu?- Tak uważam.Lepiej dmuchać na zimne.Zwinięta gazeta wysunęła się i drzwi redakcji znówsię zamknęły.Magdalena przykucnęła z nieobecnymwyrazem twarzy i włożyła ją na miejsce.Terazpotrzebowała jak najwięcej powietrza.- Jak poszło?To Barbro.Magdalena rozejrzała się, ale miejsce zakontuarem recepcji było puste.- Co powiedzieli?Znów Barbro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]