[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy jesteś szlachcicem? Tak i nie mam co do tego wątpliwości odrzekł Kwintyn. Zdaje mi się rzekła nieśmiało młodsza podróżna że cię widziałam w gospodzie,gdy król mnie wezwał, bym mu usłużyła.Kwintyn, także nieco onieśmielony, przytaknął. Myślę, kuzynko podjęła hrabianka Izabela, zwracając się do starszej damy żebędziemy bezpieczne pod opieką tego młodzieńca; nie wygląda on na człowieka, którego byużyto za narzędzie do spełnienia czynu przewrotnego lub okrutnego. Na mój honor rzekł Durward na cześć mego rodu, na prochy moich przodków,nie byłbym zdolny za cenę całej Francji i Szkocji, połączonych razem, do popełnienia zdradylub oszustwa względem waćpanny.Kwintyn, znając obyczaje dworskie i nie chcąc się naprzykrzać paniom, pojechał naprzódi dogonił wskazującego drogę żołnierza, udając, że chce się go wypytać o dalszą trasę.Niewiasty zaś jechały dalej w milczeniu, aż do chwili, gdy dzień zaczął świtać.Ponieważ jużod kilku godzin nie zsiadały z koni, Kwintyn, bojąc się ich zmęczenia, spytał niecierpliwieżołnierza, jak daleko jeszcze do pierwszego postoju? Za pół godziny tam staniemy. I wtedy oddasz nas pod opiekę przewodnika? Tak jest, panie łuczniku odrzekł.Księżyc zniknął od dawna za nieboskłonem i niebo na wschodzie poczęło się zabarwiaćżywymi kolorami, odbijającymi się w wodzie małego jeziorka, wzdłuż którego oddziałek sięposuwał.Można już było rozróżniać przedmioty, toteż Kwintyn, spojrzawszy na towarzysza,poznał pomimo szerokich brzegów kapelusza, rzucających cień na jego twarz, jowialną postaćJędrusia.Odczuł odrazę nie bez domieszki przykrego uczucia trwogi; w jego ojczyzniebowiem kat wywoływał uczucie przesądnego wstrętu.Zresztą wspomnienie zajścia, jakiemiał z nim nad brzegami rzeki Cher, i rola jaką odegrał Jędrek, zwiększały jeszcze to przykreuczucie.Toteż Durward ukłuł konia ostrogą i oddalił się od niemiłego towarzysza o kilkakroków. Ho! Ho! Ho! zawołał Jędruś. Na Najświętszą Pannę, nasz młody żołnierzpamięta mnie, jak widzę.Hej! Towarzyszu, nie masz chyba do mnie urazy.Każdy w tymkraju zarabia na chleb, jak może, a pochlebiam sobie, że dobrze nań pracuję.Mówiąc te słowa, popędził konia, aby się zbliżyć do Kwintyna. Precz! Nędzniku! krzyknął Kwintyn. Będę musiał cię chyba nauczyć różnicy,jaka jest między człowiekiem honoru, a hultajem twego pokroju. No! No! Co za gwałtowność! odrzekł tamten. Gdybyś był mówił o uczciwychludziach, byłbyś bliżej prawdy, co do ludzi honoru, mnóstwo ich przechodzi przez moje ręce,i ty byłeś tego bliski, ale nie dbam o ciebie, wystarczaj sobie sam.Chciałem wypić z tobąbutelkę wina, aby utopić w nim te niemiłe wspomnienia, gardzisz moją uprzejmością, aletwoja arogancja mało mnie też obchodzi.Nigdy się nie obrażam na moich klientów.Gdyjeszcze raz wpadniesz w moje ręce, przekonasz się o tym.Skończywszy swe przemówienie, rzucił na Kwintyna wyzywające spojrzenie, po czymodjechał na drugą stronę drogi, abyzostawić czas młodzieńcowi na przetrawienie obelżywych słów, o ile by mu na to jegogorąca szkocka krew pozwoliła.Lecz rozmyślania Kwintyna były prawie natychmiastprzerwane wołaniem obu dam. Spójrzcie za siebie! Na miłość Boską, patrzcie, pogoń za nami!Kwintyn obejrzał się szybko i zobaczył dwóch uzbrojonych ludzi, którzy ichrzeczywiście gonili. Może to tylko towarzysze Jędrusia w objezdzie lasu.Obejrzyj się rzekł do Jędrusia i powiedz, kto to może być.Jędruś posłuchał i ze zwykłą sobie wesołością rzekł, odwróciwszy się na siodle: Nie są to, mój piękny panie, ani moi, ani twoi towarzysze.Zdaje mi się, że mająszyszaki z opuszczonymi przyłbicami i pełne zbroje.Do licha z tymi zbrojami, nierazstraciłem godzinę czasu, zanim zdołałem porozwiązywać przy nich rzemienie. Szlachetne panie mówił Durward, nie zważając na gadaninę Jędrusia. Jedzcienaprzód, lecz nie tak prędko, aby myśleli, że uciekacie.Dosyć szybko jednak na to, bywykorzystać opór, jaki im stawię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]