[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyło\ył aparat do ucha i zwrócił gosier\antowi.- Spróbujmy z samochodu.Radio w rangę roverze pracowało w oparciu o ten sam system cyfrowy.Nie pytającFrasera o zgodę, Brody pomajstrował przy nim i pokręcił głową.- Nie działa.Wichura musiała zerwać maszt.Jeśli tak, padła cała sieć.Popatrzyłem na smagany wiatrem jałowy krajobraz.Niskie ciemne chmury, któreprzysiadły na wyspie, jeszcze bardziej nas osaczały i przygniatały.- Co teraz? - spytałem.Brody nie wiedział.Pierwszy raz nie wiedział, co robić, nawet on.- Będziemy próbować.Prędzej czy pózniej naprawią którąś sieć, komórkową albonaziemną.- A do tego czasu?Z twarzą zalaną deszczem inspektor popatrzył na przyczepę.Zacisnął usta.- Do tego czasu jesteśmy zdani tylko na siebie.Rozdział 17Ja zostałem, a on i Fraser pojechali do miasteczka po młotek i paliki.Musieliśmyogrodzić przyczepę, a zu\yliśmy prawie wszystkie.Przeniesienie zwłok Duncana niewchodziło w rachubę, nawet gdybyśmy znalezli jakieś miejsce, \eby je przechować.Zeszczątkami Janice Donaldson nie mieliśmy wyboru, ale teraz sytuacja była zupełnie inna.Coprawda, oznaczało to, \e zwłoki będą wystawione na działanie \ywiołów.Ale - pomijającskutki szaleńczej grzebaniny Frasera - tym razem chciałem, \eby inspektor przeciwpo\arowyi członkowie ekipy dochodzeniowej mogli zbadać nienaruszone miejsce przestępstwa.Bo nikt z nas nie miał wątpliwości, co to jest.Chatę i przyczepę ktoś podpalił, taksamo jak podpalił przychodnię i świetlicę.Z tym \e w przeciwieństwie do mnie Duncan niezdą\ył uciec.Przed wyjazdem Brody i ja przystanęliśmy na chwilę na ście\ce i zmagając się zwiatrem, patrzyliśmy, jak Fraser próbuje połączyć się z Wallace em.Pogoda jeszcze bardziejsię pogorszyła.Krople deszczu siekły niczym śrut i błyszczącymi strugami spływały z mojegonadpalonego kaptura.Pędzące po niebie chmury marszczyły się i falowały jak przygniecionado ziemi trawa.Ale nawet wiatr nie potrafił zmienić faktu, \e Duncan nie \ył ani zabićwszechogarniającego smrodu spalenizny.Smród ten otulał wszystko niczym cuchnący kir iwysysał resztki ciepła z ju\ i tak zimnego powietrza.- Myśli pan, \e zrobił to przed świetlicą czy po? - spytałem.Brody popatrzył nawypaloną skorupę przyczepy.- Raczej przed - odparł.- Z jego punktu widzenia logiczniej było najpierw podpalić to,a potem przychodnię.Dzięki temu trochę zyskał na czasie.Gdyby najpierw podpaliłprzychodnię, zaalarmowałby całe miasteczko.Byłem zły i wstrząśnięty bezsensownością tej śmierci.- Po co? Przecie\ zwłok ju\ tu nie było.Zostawia je na kilka tygodni w chacie, naglewraca i wszystko podpala? Po co? To bez sensu.Brody westchnął, wycierając twarz z deszczu.- To nie musi mieć sensu.Wpadł w panikę.Wie, \e zostawiając zwłoki w chacie,popełnił błąd i próbuje go naprawić.Chce zniszczyć wszystkie ślady, które mogłybypowiązać go z morderstwem.Nawet kosztem kolejnego morderstwa.Spojrzał na mnie spokojnie.- Na pewno pan sobie poradzi? Mo\e pojedzie pan z Fraserem, a ja zostanę?Ju\ o tym rozmawialiśmy.Nie było sensu, \ebyśmy wracali do miasteczka we trzech,a zwa\ywszy stan Frasera, nie chcieliśmy, \eby jechał tam sam.Zresztą tylko Brody wiedział,gdzie mo\na zdobyć rzeczy, których potrzebowaliśmy.- Nie, nic mi nie będzie.- Tylko niech pan niepotrzebnie nie ryzykuje.Jeśli ktoś się tu pojawi, niech pan będziecholernie ostro\ny.Nie musiał mi tego mówić.Ale nie martwiłem się tym za bardzo.Nie było powodu,\eby morderca tu wracał.Ju\ nie.Poza tym chciałem coś zrobić.Przez chwilę patrzyłem, jak rangę rover podskakuje na wybojach, potem spojrzałemna spaloną przyczepę.Deszcz wystukiwał na kurtce alfabet Morse a.Zdą\ył ju\ zmoczyćpopiół i wiatr porywał teraz tylko nieliczne płatki sadzy.Na tle kamienistych zboczy BeinnTuiridh wypalona czarno-szara skorupa przyczepy zdawała się częścią jałowego krajobrazu.Od ognia zajęła się roślinność i otaczał ją krąg wypalonej trawy.Dr\ąc na lodowatymwietrze, próbowałem wyobrazić sobie, jak wyglądała przed po\arem, odtworzyć wydarzenia,które doprowadziły ją do obecnego stanu.A potem przyjrzałem się zwłokom Duncana.Nie przyszło mi to łatwo.Zwykle mam do czynienia ze szczątkami ludzi, których nieznam.Poznaję ich poprzez śmierć, ich \ycie jest dla mnie enigmą.W tym przypadku byłoinaczej i długo nie docierało do mnie, \e to zwęglone coś było do niedawna miłym młodympolicjantem.Le\ał w wypalonej przyczepie.Ogień zmienił go w sczerniałą marionetkę, zupełnienieprzypominającą człowieka.Kiedy wiózł mnie z przychodni do miasteczka, był dziwnierozkojarzony i zatroskany.śałowałem, \e nie pociągnąłem go wtedy za język.Szkoda.Wielka szkoda.Pozwoliłem mu odjechać i ostatnie godziny \ycia spędził tu sam.Nie, nie mogłem się rozpraszać.Musiałem skupić się na tym, co widziałem.Z kapturaspływał deszcz.Patrzyłem na zwłoki, próbując oczyścić umysł.I powoli, stopniowoprzestałem patrzeć na nie przez filtr emocji.Chcesz złapać zabójcę? Nie myśl o Duncanie.Nie myśl o nim jak o człowieku.Rozwią\ zagadkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]