[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był ogromny i czerwony, jego czubek zaś wilgotny.Twarzniewolnika robiła się coraz bardziej purpurowa.%7łołnierze dokoła wydali pełen podniecenia pomruk.Różyczka słyszała, jak poruszają się ichodzą w ciemnościach, poza kręgiem światła rzucanym przez ognisko.Czuła, że zbliżają siędo Laurenta.Kapitan gestem nakazał podnieść niewolnika.Różyczce zaschło w gardle.%7łołnierze unieśli w górę piękionnego księcia, rozsunęli jego nogii nadziali go sprawnie na drewniany fallus.Jęknął ochryple.%7łołnierze wydali radosny okrzyk, w którym dzwięczało podniecenie.Teraz niewolnik jęczał przeciągle, gdyż jego szeroko rozstawione nogi zostały zgięte iułożone na równoległych do ziemi ramionach krzyża.Na sam ten widok Różyczka czuła bólw udach, książę Laurent został następnie przywiązany mocno do belki.Jego zaczerwienionepośladki przyciśnięte były do drewna, a fallus tkwił głęboko w jego ciele.To jednak nie był jeszcze koniec.Podczas gdy jego ramiona zostały przywiązane za krzyżem,głowę odgięto daleko w tył i przyciśnięto do belki, po czym przeciągnięto mu przez usta długiskórzany pas i spięto pod belką poniżej jego uszu tak, że bezradnie wpatrywał się w niebo.Różyczka zobaczyła, jak jego splątane, lśniące włosy opadają na plecy, a krtań unosi się wrytm bezgłośnych łkań.Najgorszy jednak widok stanowił jego nabrzmiały organ.Kiedy już zdjęto zeń rzemiennepasy, drżał i kołysał się na boki pod wpływem przyczepionego doń ciężarka.Różyczkapoczuła, jak jej płeć budzi się do życia.Wszyscy żołnierze zgromadzili się dokoła, podczas gdy Kapitan sprawdzał wykonanieroboty.Książę Laurent drżał na całym ciele i prężył się na krzyżu, a odważnik kołysał się najego naprężonym członku.Różyczka widziała, jak jego pośladki unoszą się i zaciskają nagrubym drewnianym fallusie.Cała konstrukcja nie była wyższa od niskiego człowieka, Kapitan zaś stał teraz obok ispoglądał w dół, w twarz niewolnika.Szorstko odgarnął jego włosy z czoła.Różyczkawidziała, jak jego powieki poruszają się i jak usiłuje zamknąć usta na szerokim pasie, który jerozwierał. Jutro odezwał się Kapitan w takiej właśnie pozycji zostaniesz wstawiony na wóz iprzewieziony przez wioskę i okoliczne ziemie.%7łołnierze będą iść przed tobą i za tobą i będąbić w bębny, żeby zwrócić uwagę gawiedzi.Wyślę posłańca do królowej z wiadomością, żezostałeś pojmany.Możliwe, że będzie chciała na ciebie spojrzeć.Możliwe, że nie.Jeślizechce, pojedziesz do zamku w tenże sposób i zostaniesz ustawiony w ogrodzie, dopóki JejWysokość nie wyda wyroku.Jeśli nie zapragnie cię zobaczyć, będziesz bezzwłocznie skazanyna spędzenie reszty swego czasu tu, w wiosce.Zostaniesz batogami popędzony przez ulice iwystawiony na licytację.Teraz zaś ja cię wychłoszczę.%7łołnierze znowu wydali radosne okrzyki.Kapitan ujął rzemień, który nosił przymocowany do pasa, cofnął się o krok, by mieć więcejmiejsca do zamachu, i rozpoczął chłostę.Nie był to pas zbyt ciężki ani szeroki, lecz Różyczkaskrzywiła się i zakryła twarz dłońmi, zerkała jednak potajemnie przez palce i widziała, jakpłaski pas spada na wewnętrzne strony ud niewolnika, wyrywając z niego ochrypłe jęki isapnięcia.Kapitan chłostał go bez litości, nie oszczędzając ani jednego kawałka ciała na jego nogach:rzemień spadał na kostki, łydki i uda.Potem zabrał się za chłostanie brzucha księcia Laurenta.Miękkie ciało drżało i podskakiwało; książę jęczał zza knebla, a łzy spływały po jegopoliczkach.Zdawało się, że całe ciało niewolnika wibruje na krzyżu.Jego pośladki unosiły się i opadałyspazmatycznie, ukazując podstawę fallusa.Kiedy jego ciało od włosów łonowych do kostek nóg przybrało różowy odcień, a tors i brzuchpokryły się nabrzmiewającymi pręgami, Kapitan podszedł z boku do krzyża i ujmującrzemień bliżej końca, tak że z jego dłoni wystawało może pięć lub sześć cali skóry, począłchłostać podskakujący członek niewolnika.Książę wiercił się i wił, żelazny odważnikpodrygiwał, a członek rósł do niewiarygodnych rozmiarów i robił się coraz bardziejczerwony.Kapitan przerwał chłostę.Spojrzał niewolnikowi w oczy i ponownie położył dłoń na jegoczole. To wcale nie była taka zła chłosta, prawda, Laurent? spytał.Pierś niewolnika unosiłasię spazmatycznie.Mężczyzni zgromadzeni dokoła roześmiali się cicho. Tyle że taką samąotrzymasz o świcie, potem w południe i jeszcze raz o zmroku.Kolejny wybuch śmiechu.Książę westchnął głęboko, a łzy dalej spływały mu po policzkach. Mam nadzieję, że królowa podaruje mi ciebie dodał Kapitan cicho.Strzelił palcami na znak, że Różyczka ma pójść za nim do namiotu.Kiedy wchodziła naczworakach do ciepłego, rozjaśnionego wnętrza pod białym płótnem, obok niej szybkoprzeszedł oficer. Chcę zostać sam rzekł doń Kapitan.Różyczka potulnie przycupnęła nieopodal wejścia. Kapitanie odparł tamten zniżonym głosem nie wiem, czy to może czekać.Kilkachwil temu, kiedy chłostałeś zbiega, wrócił ostatni patrol. Tak? Nie odnalezli księżniczki, panie, lecz przysięgają, że w nocy, w lesie widzieli konnych.Kapitan, który właśnie oparł się łokciami o niewielki stolik, spojrzał na niego zniedowierzaniem. Co takiego? spytał. Panie, przysięgają, że widzieli ich i słyszeli.Mówią, że była ich spora gromada.%7łołnierz zbliżył się do stolika.Przez otwarte poły namiotu Różyczka widziała dłonie księcia Laurenta zaciskające się podnapiętymi pętami i pośladki nadal unoszące się i opadające na fallusie, jakby nadal siębuntował. Panie kontynuował oficer chłopcy są prawie pewni, że to łowcy. Przecież chyba nie ośmieliliby się tu wrócić tak szybko mruknął Kapitan. I to wksiężycową noc.Nie wierzę. Panie, księżyca jest raptem ćwiartka.Minęły już dwa lata od ich ostatniego najazdu.Setnik mówi, że słyszał coś nie opodal obozu.Całkiem niedawno. Podwoiłeś warty? Tak jest, panie, podwoiłem je natychmiast.Oczy Kapitana zwęziły się.Przechylił głowę na bok. Moi chłopcy mówią, panie, że prowadzili konie przez las za uzdy; byli nie oświetleni.Mówią, że starali się poruszać bezszelestnie.To musieli być oni!Kapitan zastanawiał się przez chwilę. Dobrze, zwijamy obóz.Załaduj pojmanego niewolnika na wóz i wracaj do wioski.Wyślijposłańca, żeby podwoili straże przy bramach.Lecz nie chcę wzbudzać alarmu w wiosce.Topewnie nic takiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]