[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I skończyć raz na zawsze ze wspomnieniami o Richardzie, wszystko jedno - zły-mi czy dobrymi.Skręciła w kolejny korytarz i na jego końcu ujrzała Antona.W czapce i pelerynie,trzymał łyżwy przerzucone przez ramię.On także ją zauważył i twarz rozjaśnił muuśmiech.Po chwili jednak uśmiech ustąpił rezerwie, jakby ciemne chmury zakryły słoń-ce.Rosamund to nie obchodziło.Musiała się znalezć blisko niego, poczuć jego spo-kojną siłę i wiedzieć, że jest bezpieczna.Wiedzieć, że przeszłość odeszła w niebyt, a Ri-chard jej nie zagraża.Ruszyła w jego kierunku, lawirując między wszechobecnymi dworzanami, ażprzed nim stanęła.Lekko dotknęła jego dłoni, wyczuwając na palcu złoty pierścionek zrubinem.Odwzajemnił jej uśmiech.- Zlizgałeś się na łyżwach po rzece? - zapytała.Cofnęła rękę, żeby nikt nie dostrzegł jej gestu.- Tak.To piękny dzień, lady Rosamund.Powinna się pani pózniej ze mną wybrać,wypróbować nowe łyżwy.- Niczego bardziej nie pragnę - odpowiedziała - ale obawiam się, że po południubędę zajęta przy królowej.Kończymy przygotowania do rozdawania podarków.- Nie będę zatem odrywał pani od jej obowiązków - oświadczył.RLTSpojrzał ponad jej ramieniem i jego oczy się zwęziły.Rosamund się obejrzała.Nadrugim końcu korytarza stał Richard, obserwował ich.- Może zajmują też pani czas jej starzy przyjaciele? - zapytał.Badała wzrokiem jego twarz.Znał Richarda? No tak, oczywiście.Przecież na dwo-rze wszyscy wiedzą wszystko.Nic się nie utrzyma w tajemnicy.Niemal nic.- Raczej.nie - odpowiedziała.- Owszem, znam Richarda.Jest naszym sąsiadem iznam go od dawna.Zaczynam jednak uważać, że pomyliłam się co do jego charakteru.Zbyt dużo czasu upłynęło, od kiedy się ostatnio widzieliśmy.- Chyba ucieszył się na twój widok - rzekł Anton.- A zresztą, któż by się nie ucie-szył?- Antonie, czy możemy się pózniej spotkać?- Kiedy? - zapytał.W jego głębokim głosie zabrzmiała nuta rezerwy, Rosamund wiedziała już jednak,że Anton się jej nie oprze.Podobnie jak ona nie oparłaby się jemu.- Po podarunkach będą dziś fajerwerki.Na pewno nikt nie zwróci na nas uwagi.- W komnacie kuzyna lorda Langleya?- Tak.Rosamund chciałaby go pocałować, poczuć jego usta.W jego oczach wyczytała ta-kie samo pragnienie.A może znów sobie coś wyobraża? Wolałaby zostać, porozmawiaćz nim.Miała jednak do wykonania zadanie i musiała poprzestać na ukradkowym muśnię-ciu jego dłoni i na uśmiechu.- Do zobaczenia.Ruszyła w dalszą drogę, rada, że jednocześnie oddala się od Richarda.Anton odprowadzał wzrokiem Rosamund, widział, jak energicznie zawinęła spód-nicą i skręciła w inny korytarz.Potem skierował uwagę na Richarda Suttona.Wiedział od Anne Percy, że coś go łączyło z Rosamund.Wiedział też z całą pew-nością, że nie aprobowali go jej rodzice, bo przecież wysłali ją na dwór właśnie po to,żeby ich rozdzielić.Czy teraz w jakiś sposób jej zagrażał?RLTKiedy Rosamund do niego podbiegła, dostrzegł w jej oczach błysk strachu, jak wdzień św.Stefana, podczas gonitwy za lisem.Cieszył się, że uciekła do niego, doprowa-dzało go jednak do furii to, że ktoś wzbudza w niej obawy.Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.Obserwował Richarda Suttona.Tenwdał się w rozmowę z Celią Sutton.Na jej spokojnej zazwyczaj twarzy malowało się na-pięcie.On coś do niej mówił, ona kręciła głową, on aż poczerwieniał ze złości.Anton musiał w duchu przyznać, że Richard sprawiał wrażenie silniejszego niż on.Szerokie ramiona zabijaki z angielskiej tawerny, potężna klatka piersiowa.Zdradzał jed-nak oznaki tycia, podczas gdy Anton był szczupły i zwinny, dzięki jezdzie na łyżwach iuprawianiu szermierki.Może powinien wyzwać tego prześladowcę dam na pojedynek?I rzeczywiście dręczył damy.Ujął nadgarstek Celii i mocno ścisnął, podczas gdyona nadal kręciła głową i próbowała wyszarpnąć rękę.To wystarczyło.Anton oderwałsię od ściany i ruszył w ich kierunku.- Przepraszam - rzucił, wślizgując się zręcznie pomiędzy nich.Chwycił mocno rękę mężczyzny i oderwał ją od cienkiego nadgarstka Celii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]