[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będę ją bardzo lubiła.Ona już teraz przychodzi do mnie po jabłka.Pomyślał, że sam by do niej przychodził i trafiłby do niej wszędzie, choć niespodziewałby się od niej jabłek. Ona przychodzi po smakołyki powiedział. A wiesz, co zrobię? Kiedy tuprzyjadę, przywiozę ci psa, który będzie za tobą biegał przez cały dzień, nieupominając się o jabłka.Tymczasem na żwirze przed domem rozległ się turkot wolantu i Belton musiałsię pożegnać.Przez chwilę zastanawiał się, czy jako kuzyn ma prawo ją pocałować.Miał pod tym względem wątpliwości, jakie w podobnym wypadku miewająwszyscy kuzyni; ostatecznie postanowił, że tego nie zrobi, gdyż ucałowałby jąbynajmniej nie po kuzynowsku.Toteż raz jeszcze się powstrzymał. Do widzenia powiedział tylko wyciągając do niej dużą rękę. Do widzenia, Will, i niech cię Bóg prowadzi.Uważam, że mógł był jąpocałować nie zadając sobie pytań, w jaki sposób ją całuje.Spojrzawszy na nią zauważył w jej oczach łzy i gdy myśląc o tym siadał dopowozu, poczuł, że i jego oczy stają się wilgotne.Na Boga, mimo wszystko możeją jednak zdobędzie! Był człowiekiem, który przeczytał niewiele romansów.Wszelkie wyimaginowane tajemnice namiętnej miłości były mu obce, gdyż niezaznajomił się z nimi przez czytanie całych stosów powieści, wiedział jednak, żekobietę można zdobyć wbrew niej samej i że to się zdarza.Wiedział, że nie możeporwać jej siłą, może jednak pokonać jej wolę siłą własnej woli.Kiedyprzypomniał sobie łzy w jej oczach, ton głosu, uścisk ręki i serdeczność, z jakąwyraziła swą wdzięczność, czuł, że mądrze zrobi, jeśli nie przestanie jej kochać.Mądrze czy głupio, ale kochał ją jeszcze i nie będzie jego winą, jeżeli Klara niezostanie jego żoną.Gdy tak jechał, nie widział piękności wzgórz Quantock,bogactwa pastwisk Somersetshire ani całego uroku wczesnego sierpniowegoporanka.Widział tylko jej oczy zroszone łzami i zanim dojechał do Taunton,niejeden raz robił sobie wyrzuty, że przed wyjazdem jej nie pocałował.Klara stojąc w drzwiach patrzyła na oddalający się powóz, zanim nie znikł jej zoczu patrzyła, o ile pozwalały jej na to łzy.Cóż to za wspaniały kuzyn! Jakaszkoda, po stokroć szkoda, że ten przykry epizod musiał zniweczyć braterskąmiłość i siostrzaną ufność, jaka powinna była ich połączyć w tak doskonałysposób! Klara wiedziała a może zdawało się jej, że wie jak mężczyzni ikobiety różnią się w ocenie miłości.Gdyby ona kogoś raz pokochała, niezmieniłaby się nigdy.Tego była pewna.Miłość jej mogła być szczęśliwa czynieszczęśliwa.Mogła być wzajemna czy nie odwzajemniona wtedyzniszczyłaby całą nadzieję na szczęście w tym życiu.Bez względu jednak na to,jaka byłaby jej miłość, taka czy inna, owocna w dobro czy w zło, w każdymwypadku byłaby miłością wierną. Ale mężczyzni myślała są pod tymwzględem inni." Kiedy Will wyznał jej swą miłość, był bez wątpienia najzupełniejszczery w swym uczuciu.I gdyby go przyjęła gdyby mogła go przyjąć wierzyła, te byłby ją kochał miłością wierną i stałą; taką już miał naturę.Wierzyłajednak także, że ta nie odwzajemniona miłość nie wywrze na niego trwałegowpływu, zdawało się jej również, że Will z całą mądrością i męstwem postanowiłuważać ten krótki okres namiętności za miniony i pogrzebany.Jedna nocwystarczyła, by pogrzebał to uczucie.Gdy tak nad tym rozmyślała, łzy spływałyobficie po jej policzkach, a powróciwszy do swego pokoju nie przestawała dalejpłakać, aż do chwili kiedy musiała obetrzeć ślady łez i pójść do ojca.Mimo wszystko była zadowolona, och, bardzo zadowolona, że Will zniósł to takspokojnie.Teraz już kuzyn będzie unikał dalszych zalotów.ROZDZIAA VIIPanna Amedroz jedzie do PerivaleOd dawna już ustalił się zwyczaj, że w listopadzie panna Amedroz jezdziła napewien czas do Perivale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]