[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ci tłoczą się jedni przez drugich, tamci nie dają sięrozrywać.Jak dzik otoczony broni się białymi kłami i tnie zajadłą psiarnię, tak ów tabor wśród chmary tatarskiejbronił się z rozpaczą i nadzieją, że z obozu pomoc większa od Wierszułłowej mu przyjdzie.Jakoż wkrótce na równinie zamigotały czerwone kolety dragonów Kuszla i Wołodyjowskiego rzekłbyś: listkiczerwone kwiatów, które wiatr żenie.Ci dobiegli do chmary tatarskiej i wpadli w nią jak w czarny las, tak że pochwili wcale ich nie było widać, tylko kotłowanie uczyniło się jeszcze większe.Dziwno było nawet żołnierzom,dlaczego książę nie przyjdzie od razu z dostateczną potęgą w pomoc otoczonym, ale on zwłóczył chcąc dowodniepokazać żołnierzom, jakie to posiłki im prowadził i przez to serce im podnieść i do większych jeszczeniebezpieczeństw przygotować.Jednakże ogień w taborku słabiał; znać, już nabijać nie mieli czasu albo się rury muszkietów zbyt rozgrzały;natomiast wrzask Tatarów zwiększał się coraz bardziej, więc książę dał znak i trzy husarskie chorągwie: jedna jegowłasna pod Skrzetuskim, druga starosty krasnostawskiego, trzecia królewska pod panem Pigłowskim, runęły zobozu ku bitwie.Dobiegły i uderzywszy jak obuchem rozerwały od razu pierścień tatarski, potem spędziły go,zgniotły na równinie, wyparły ku lasom, rozbiły raz jeszcze i gnały o ćwierć mili od obozu, taborek zaś wśródradosnych okrzyków i huku dział zemknął bezpiecznie w okopy.Tatarzy jednak czując, że za nimi idzie Chmielnicki i chan, nie znikli całkiem z oczu: owszem, wkrótce zjawilisię na nowo i hałłakując obiegali cały obóz zajmując przy tym drogi, gościńce i wsie pobliskie, z których wkrótcepodniosły się słupy czarnego dymu ku niebu.Mnóstwo ich harcowników zbliżyło się pod okopy, przeciw którymsypnęli się zaraz pojedynczo i kupkami żołnierze książęcy i kwarciani, szczególniej z tatarskich, wołoskich idragońskich chorągwi.Wierszułł nie mógł brać w harcach udziału, albowiem sześć razy w głowę cięty przy obronie taborku leżał jaknieżywy w namiocie; natomiast pan Wołodyjowski, choć cały już jak rak od krwi czerwony, za mało miał jeszczeukontentowania i pierwszy wyruszył.Trwały owe harce aż do wieczora, na które z obozu piechoty i rycerstwo zgórnych chorągwi patrzyło jak na widowisko.Przebiegano więc sobie wzajemnie, potykano się gromadami albopojedynczo, chwytano żywcem niewolników.A pan Michał, co którego ucapił i odprowadził, to znów wracał;czerwony jego mundur uwijał się po całym pobojowisku, aż go wreszcie Skrzetuski panu Lanckorońskiemu jakoosobliwość z dala pokazał, bo ilekroć sczepił się z Tatarem, rzekłbyś: w Tatara piorun trzasł.Zagłoba, choć panMichał nie mógł go dosłyszeć, dodawał mu krzykiem z wałów ochoty, od czasu zaś do czasu zwracał się dostojących naokół żołnierzy i mówił: Patrzcie, waszmościowie! ja to uczyłem go szablą robić.Dobrze! dalejże po nim! Dalibóg niedługo mniedorówna!Ale tymczasem słońce zaszło i harcownik począł z wolna ściągać się z pola, na którym pozostały tylko trupykońskie i ludzkie.W mieście poczęto znów dzwonić na Anioł Pański.Noc zapadała z wolna, jednakże ciemność nie nadchodziła, bo naokół świeciły łuny.Paliły się Załościce,Barzyńce, Lublanki, Stryjówka, Kretowice, Zarudzie, Wachlówka i cała okolica, jak okiem sięgnąć, płonęłajednym pożarem.Dymy w nocy stały się czerwone, gwiazdy świeciły na różowym tle nieba.Chmary ptactwa zlasów, gąszczów i stawów podnosiły się z wrzaskiem okropnym i krążyły w powietrzu oświetlonym pożogą jakobypłomienie latające.Bydło w taborze, przerażone niezwykłym widokiem, poczęło ryczeć żałośnie. Nie może być mówili między sobą w okopie starzy żołnierze aby ów komunik tatarski takowe roznieciłpożary; pewnie to sam Chmielnicki z Kozakami i całą ordą się zbliża
[ Pobierz całość w formacie PDF ]