[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwilach zwątpienia wmawiał sobie, że nic z nią niewskóra, zaraz jednak jego przekorna natura kazała mu próbować dalej.W dniu, kiedy Indiańska Księżniczka zacumowała u nabrzeża w Nowym Orleanie, Duncan doszedł downiosku, że nadszedł decydujący moment.Jeśli i dzisiaj na nic się nie zda jego osobisty urokw połączeniu z romantyczną scenerią tego niezwykłego miasta - to koniec.Tymczasem niczego nieświadoma ofiara budziła się właśnie i przeciągała rozkoszniena wąskim łóżku w miniaturowej kajucie, skąpanej w jasnym świetle porannego słońca.Wciągu tygodnia, który spędziła na rzece, nauczyła się bezbłędnie rozpoznawać wszystkieodgłosy i ruchy statku.Delikatne, miarowe kołysanie było nieomylnym znakiem, że przybilido portu.Dotarli więc do Nowego Orleanu, niezwykłego miasta, które czekało na nią zeswoimi francuskimi piekarniami, powodzią barwnych kwiatów i jazzem.Obiecała sobie, żemusi znalezć czas na samotną wędrówkę wąskimi uliczkami Dzielnicy Francuskiej, że zajrzydo każdego sklepiku, popróbuje pysznego jedzenia i posłucha muzyki ulicznych jazz bandów.Przede wszystkim zaś ucieknie jak najdalej od statku, gdzie wciąż była narażona na zalotyDuncana.Ostatnimi czasy miała okazję przekonać się, jak bardzo niebezpieczny może być tenpewny siebie, zaborczy, a przy tym niezwykle szarmancki mężczyzna.W życiu nie spotkałafaceta, który potrafiłby zabiegać o względy kobiety w równie skuteczny i ujmujący sposób.Przy całej swojej klasie i mistrzostwie zawodowego podrywacza, Duncan był bardzoprzystojny i fizycznie atrakcyjny, więc walka z nim była naprawdę niełatwym zadaniem.Momentami Cat miała wrażenie, że bawi się nabitym pistoletem, który w każdej chwili możewystrzelić.Dlatego uznała, że im dalej od tej broni, tym lepiej.Problem polegał jednak na tym, że łatwo to było powiedzieć, trudniej zrobić.Stojącpod prysznicem, przypominała sobie zdarzenia ostatniego tygodnia.Wystarczyło, żezamknęła oczy, a rozgorączkowana wyobraznia podsuwała jej tysiące obrazów, któreprzyprawiały ją o żywsze bicie serca.Chcąc nie chcąc, musiała przyznać, że Duncan patrzyna kobiety w naprawdę wyjątkowy sposób.W jego oczach o barwie gorzkiej czekolady czaiłysię słodkie obietnice i zachwyt, który sprawiał, że w jego towarzystwie każda musiała czućsię królową.Mówił głosem o tak erotycznym brzmieniu, że kolana same się uginały.Sprawiałwrażenie, jakby całe życie czekał na tę właśnie osobę, jedyną i niepowtarzalną, wybranąspośród dziesiątek innych.Jeden przelotny dotyk, delikatne muśnięcie powodowało, że jejciało ogarniała gwałtowna gorączka.Nie było wątpliwości, że ten cholerny czaruś miał swojediabelskie sztuczki, które potrafiły odebrać rozum nawet najmądrzejszej kobiecie.DlategoCat, która za taką się uważała, walczyła zawzięcie i każdego dnia setki razy powtarzała, żenie może pozwolić sobie na najmniejszą nawet chwilę słabości.Kiedy wyszła z łazienki, jej wzrok padł na ogromny bukiet świeżych kwiatów,pierwszy tego dnia podarunek od Duncana.Wiedziała doskonale, że wszystko, co robił, całyten rytuał podboju, jest klasyczny.Kwiaty, kolacje przy świecach, spacery przy księżycu -chwyty stare jak świat, ale właśnie dlatego tak bardzo skuteczne.Czy i ona nie zachowywałasię jak adorowana wybranka? Czy nie zanurzała twarzy w pachnącym bukiecie, nie rozkoszo-wała się zapachem perfum, które jej podarował? Co chwila brała do ręki flakon i wcierała wskórę kolejną kroplę cudownej esencji.A przy okazji myślała o Duncanie.Niewiele brakowało, a zdołałby pokonać ją w tej nierównej walce.Stało się to w dniu,kiedy podarował jej pudełeczko na biżuterię.W całym swoim życiu nie widziała równieślicznego i bezużytecznego cacka.Ponieważ sama mogła pozwolić sobie tylko na przedmiotypotrzebne i praktyczne, to porcelanowe pudełeczko, symbol luksusu i zbytku, całkowiciepodbiło jej serce.Nawet teraz, owinięta ręcznikiem, podeszła do nocnej szafki i ostrożniewzięła je do ręki.Wciąż było puste, bo na razie nie miała co do niego włożyć.Naszyjnik byłjedynym prezentem, którego nie zgodziła się przyjąć, więc pudełeczko musiało poczekać nagodną siebie zawartość.Nawet jednak puste sprawiało jej ogromną przyjemność i budziłouśmiech na twarzy, ilekroć na nie spojrzała.Wiesz, kotku, jak zabrać się do rzeczy, pomyślała i pokręciła głową z podziwem orazodrobiną dezaprobaty.Odstawiła pudełeczko na miejsce, po czym sięgnęła do szafy.Wyciągnęła z niej zwykły biały podkoszulek i czarne, luzne szorty, najlepszy strój napiekielne upały i duchotę Nowego Orleanu.Wiedziała, że jeśli chce umknąć przed Duncanem, musi się pospieszyć.Nie miaławątpliwości, że będzie czatował na nią, zwarty i gotowy do kolejnego ataku.Jego zabiegitrochę ją śmieszyły, bo przypominały prowadzoną świadomie kampanię.Myśl, że Duncantraktuje ją jak fortecę do zdobycia, rozbawiła ją do łez.Mrugnęła porozumiewawczo doswojego odbicia w lustrze i powiedziała:- Widocznie zawodowi podrywacze tak działają.Na szczęście życie ją nauczyło, jak radzić sobie z takimi spryciarzami.Pewna swego,sięgnęła po czapkę i okulary.Otworzyła drzwi szerokim gestem i tuż za progiem wpadłaprosto na swojego prześladowcę.Stał z ręką uniesioną do góry, jakby właśnie miał zamiarzapukać.To nagłe spotkanie zaskoczyło ją mimo wszystko, głównie dlatego, że myślała onim tak intensywnie.Może przywołała go za pomocą telepatii albo czarnej magii? W końcubyli w tajemniczym Nowym Orleanie.- Witaj.Już na nogach? - uśmiechnął się ze swobodą.- Co w tym dziwnego?- Zpisz zwykle do południa.- Co w takim razie robisz pod moimi drzwiami o dziewiątej rano?- Przyszedłem cię obudzić.Ale skoro już jesteś na nogach, do tego ubrana i gotowa dowyjścia, tym lepiej.Będziemy mieli więcej czasu.Chodzmy.- Dokąd?- Byłaś kiedyś w Nowym Orleanie? - spytał i zamknął drzwi, jakby był u siebie.- Nie.Ale właśnie się wybieram.- To się doskonale składa.W takim razie zaczniemy od śniadania w Caf du Monde,jak rasowi turyści.Masz wygodne buty?- Zaraz, zaraz.- powstrzymała go ruchem ręki - chciałam iść sama.- Ale pójdziesz ze mną.- Wziął ją bezceremonialnie za łokieć i pociągnął w stronęschodów.- Sporo czasu spędziłem w tym mieście i nigdzie nie czułem się tak dobrze, jak tu -mówił, prowadząc ją na pokład, a potem w stronę trapu.- Zdecydowanie najpiękniej wyglądaw nocy, ale za dnia także nie brak mu uroku.Lubisz owoce morza?- Lubię każde jedzenie.- Zwietnie.Znam rewelacyjną restaurację, zjemy tam lunch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]