[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Policzki i brodę porastał mu krótki,rzadki zarost, a czaszkę wełnista czupryna.Coś w rodzaju miękkiego runapokrywało całe jego ciało.Nieduża głowa, niezbyt wystające szczęki i żywe,mocno błyszczące oczy charakteryzowały ponadto leśnego człowieka.Matka, ze swą miłą, łagodną twarzą, odznaczała się nawet pewnymwdziękiem; jej spojrzenie świadczyło o żywej grze uczuć, zęby miała równe iolśniewającej białości, a właściwa płci słabej kokieteria objawiała się wkwiatach wpiętych we włosy i paciorkach ze szkła i kości słoniowej;pochodzenia tych ozdób niepodobna było zresztą wytłumaczyć.MłodaWagdyska przypominała w typie Kafrów z Południowej Afryki dzięki swymkrągłym, jakby toczonym ramionom, delikatnym wiązaniom i małym stopom,których niejedna Europejka mogłaby jej pozazdrościć.Ciało, porośniętewełnistym meszkiem, okrywała tkanina z kory, przewiązana w pasie.Na jejszyi wisiał medal doktora Johansena, podobny do tego, który nosił Li Mai.Ku wielkiemu niezadowoleniu Johna Gorta nie można było w żadensposób rozmówić się z Lo Mai i La Mai.Najwyrazniej jednak te pierwotneistoty starały się na swój sposób ugościć przybyszów.Ojciec poczęstował ichowocami pewnej liany, zwanymi przez Murzynów matofe , o znakomitymsmaku.Goście przyjęli dar i zjedli kilka owoców, co rodzina Wagdysówprzyjęła z ogromnym zadowoleniem.W języku leśnych ludzi pytania i odpowiedzi były niezmiernie krótkie,złożone z dwóch albo trzech wyrazów, zaczynających się przeważnie odspółgłosek ,,ng ,,mg , jak w niektórych narzeczach Murzynów Konga.Matkazdawała się bardziej milcząca niż ojciec.Najwidoczniej język jej nie zdołałbywykonać owych dwunastu tysięcy obrotów na minutę, które stanowią normędla kobiet na całym świecie.Należy również podkreślić fakt, wywołujący corazwiększe zdumienie Johna Corta, że w mowie tych pierwotnych istotrzeczywiście powtarzały się niektóre słowa murzyńskie i niemieckiezniekształcone zresztą prawie zupełnie wskutek wadliwej wymowy.Spędziwszy jakieś piętnaście minut w lepiance Wagdysów, Chamis, MaksHuber, John Cort i Llanga opuścili ją w towarzystwie Lo Mai i jego synka.Wrócili do chaty, w której zamknięto ich po przybyciu do wioski i gdzie mieliprzebywać nie wiadomo jeszcze jak długo.Dręczyła ich ta sprawa, boorientowali się, że nie tylko od ich woli będzie zależało, kiedy skończy sięniezwykła przygoda.Przed chatą pożegnali się z nowymi przyjaciółmi.Lo Mai przytulił razjeszcze do siebie małego Murzynka i w sposób najzupełniej ludzki wyciągnąłobie ręce do jego towarzyszy.Cort i Huber ze szczerą serdecznością, aChamis z pewną rezerwą uścisnęli dłonie ,,leśnego człowieka.Rozdział XVTrzytygodniowe obserwacjeWędrowcy zastanawiali się, ile czasu przyjdzie im jeszcze spędzić wnapowietrznej wiosce.Czy jakiś niespodziewany wypadek zdoła odmienićsytuację, ogromnie niepokojącą w gruncie rzeczy? Czuli, że dziwnigospodarze pilnują ich bacznie, że niepodobna będzie stąd umknąć.Azresztą, gdyby nawet odzyskali wolność, w jaki sposób zdołają przedrzeć sięz tych ostępów do granicy puszczy albo odszukać Rzekę Johansena? MaksHuber, który tak gorąco pragnął niezwykłej przygody, uważał teraz, że straciona cały swój urok, jeśli się zacznie nadmiernie przeciągać.Toteż okazywałwiększą niż towarzysze niecierpliwość pilno mu już było wyruszyć kudolinie Ubangi, powrócić do faktorii w Libreville, skąd obecnie ani on, ani JohnCort nie mogli spodziewać się pomocy.Przewodnik, ze swej strony, wściekał się na zły los, który ich oddał w łapy(jego zdaniem były to niewątpliwie łapy) tych istot pośledniego gatunku.Niekrył głębokiej pogardy, jaką budziło w nim dziwaczne plemię, i równie gorącojak Huber pragnął co prędzej opuścić Ngalę.W tym celu gotów był zrobićwszystko, co leżało w jego mocy.John Cort natomiast wykazywał o wiele mniejszą niecierpliwość.Przestudiowanie życia prymitywnych mieszkańców puszczy wydawało mu sięrzeczą niezmiernie interesującą.Ale i on sadził, że wystarczy kilka tygodni,aby zgłębić ich obyczaje, szczegóły ich egzystencji, wartość pojęć moralnych iprzekonać się, w jakim stopniu należeli jeszcze do świata zwierzęcego.Tymczasem któż mógł przewidzieć, czy pobyt wśród Wagdysów nieprzeciągnie się o wiele dłużej, czy nie potrwa całych miesięcy lub nawet lat? Ijak się zakończy ta zdumiewająca przygoda? Na razie wyglądało na to, żeChamisowi i jego towarzyszom nie grozi złe traktowanie ze strony leśnychludzi , którzy niewątpliwie zdawali sobie sprawę z wyższości umysłowejprzybyszów.Ponadto rzecz osobliwa i zupełnie niepojęta nie dziwiło ich,rzekłbyś, zetknięcie z przedstawicielami rodzaju ludzkiego.Gdyby jednakwędrowcy próbowali wyrwać się z wioski siłą, na pewno spotkaliby się zaktami brutalnej przemocy, których oczywiście należało unikać za wszelkącenę. Trzeba koniecznie powiedział Maks Huber rozpocząć układy z Tatą Lusterkiem , władcą noszącym okulary, i postarać się, aby nam zwróciłwolność.Uzyskanie audiencji u jego królewskiej mości nie wydawało się ostatecznierzeczą wykluczoną, chyba że cudzoziemcom, nie wolno podnosić oczu na takdostojną osobę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]