[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pachnie tu wilgocią,ciemnością i pleśnią.A potem, nagle, pojawia się coś jeszcze.W nosie i w gardle czuję zapach dymu.Trzask płomieni.Krzyk kobiety.I to jest prosto przede mną.To malowidło z sieci.Twarz.Moja twarz.I teraz widzę, jaki ten obraz jest wielki, olbrzymi - od samego chodnika do sufitu i długościwielu metrów.- O cholera.- Mój głos odbija się głośnym echem od ścian.Zobaczyć to na monitorze w kawałkach było szokiem, ale teraz to kompletnie co innego.Chciałbym zrobić parę kroków w tył i objąć wzrokiem wszystko naraz, ale nie mam siędokąd cofnąć - tunel ma tylko kilka metrów szerokości.Zamiast tego wyciągam ramię.Moja ręka się trzęsie, cały aż dygoczę.Skórę mamrozpaloną, pot wsiąka w czapkę, spływa mi między łopatkami.Kładę dłoń na ścianie.Litery sąogromne.Rozpłaszczam palce na farbie, rozczapierzam je, ale nie przykrywają nawet dolnejpołówki cyfry 7.Mur jest taki zimny, a moja skóra taka gorąca.Zdejmuję kaptur, ściągam czapkę ipodchodzę jeszcze bliżej.Kładę obie ręce na murze i opieram się o niego głową, dotykając cegiełczołem.To jak jakieś przeżycie religijne.Tak długo trzymałem numery w tajemnicy, a tu jest dowódna to, że nie jestem sam.Jeszcze ktoś o nich wie.2027 mnie prześladowało.Ale tutaj -w zimnym i ciemnym tunelu w zachodnim Londynie, z tym obrazem śmierci i zniszczenianade mną i wokół mnie - wiem, że ktoś dzieli ze mną ten ból.To jak wrócić do domu po długiej podróży.Cegła pod moją skórą jest żywa.Czuję ją przez palce.Coś mruczy mi w uszach i przenikaprzez podeszwy stóp.Znowu słyszę dzwięki, krzyki, płomienie, potężny huk, głośniejszy igłośniejszy.Już wypełnia mi głowę.Stoję bez ruchu, zaciskam powieki.Wibracje i hałas narastają wokół mnie i we mnie.Są płomienie i twarze - wykrzywione,zniekształcone, przerażone.Otwieram usta i krzyczę.To taki sam dzwięk, jaki wydałem, kiedy wpadłem do ognia- zwierzęcy skowyt wydobywający się gdzieś ze środka mnie.Tunel to już nie tylko cegły ikamienie.To dzika, żywa i rycząca bestia, żyjący koszmar.Mój krzyk trwa, aż brakuje mi tchu.Biorę oddech i znowu krzyczę.Huk i hałas ucichają.Zostaję z własnym głosem odbijającym się echem od ścian iogłuszającym stukotem ekspresowego pociągu, przechodzącym w pomruk i znikającym całkiem.Odsuwam się od ściany i otwieram oczy.Nie wiem, co mi się przed chwilą stało, ile z tegobyło naprawdę.Ręce mi zmarzły.Rozcieram je, unoszę do ust i chucham.Kręgi światła na obu końcach tunelu są szare i widać w nich deszcz.Oczy płatają mi figle,ogłupione przez ten obraz naprzeciwko mnie, tak blisko w mroku, i przez światło na zewnątrz, więcdopiero po chwili dociera do mnie, że ktoś stoi na drugim końcu tunelu.Nie idzie, tylko stoi.Widzęjedynie sylwetkę: luzne spodnie, jakaś kurtka i sterczące włosy.Nagle uświadamiam sobie, jakie tomiejsc6 jest odludne i odizolowane od wszystkiego.Cholera, teraz oberwę.Nie trzeba mi dodatkowych kłopotów, więc ruszam w drugą stronę.Tylko spokojnie.Nie pokazuj, że się boisz.Na zewnątrz odwracam się na moment, żeby zobaczyć, czy tenktoś idzie za mną.On wciąż tam jest, gapi się.Zatrzymuję się i zmuszam, żeby obejrzeć się naniego.Obaj tkwimy nieruchomo w deszczu, obaj patrzymy.I wtedy czuję, jak włoski na karku stająmi dęba.Jesteśmy od siebie całkiem daleko, ale nasze spojrzenia się spotykają i czuję przypływciepła.To nie chłopak, to dziewczyna.Dziewczyna, która mnie nienawidzi.Dziewczyna, którą zatrzydzieści lat będę trzymał w ramionach, kiedy odejdzie ode mnie. Sara.Zobaczyłam go, zanim on zauważył mnie.Najdziwniejsze jest to, że skądś wiedziałam, żeon tam będzie, jeszcze zanim skręciłam za róg.To nie było kompletne zaskoczenie.I zaczęłam sięzastanawiać, po co szłam w tę stronę.Padał deszcz, do sklepu szybciej by było przez osiedle, a nieokrężną drogą.Ale poszłam tędy.Dlaczego?Gdy go widzę na żywo - we własnej osobie, nie jako obraz w mojej głowie czy na ścianie -dostaję gęsiej skórki.Boję się go.I jestem zachwycona.Co się ze mną, kurwa, dzieje?!Powinnam się odwrócić, zanim on mnie zauważy.Odwrócić się i odejść.Nie, zwiać jaknajdalej.Przecież to chłopak z mojego koszmaru.Chłopak z mojej przyszłości, który zabiera mojedziecko i wchodzi w płomienie.Jest czystym złem, więc dlaczego wciąż tu stoję?AdamSara!Nie rusza się, więc zaczynam iść w jej stronę.Zbliżam się na dziesięć metrów, kiedy onareaguje.- Stój.Nie podchodz bliżej.Wydaje się niepewna.- Chcę tylko z tobą pogadać.- Nie mam nic do powiedzenia.- To ty, prawda? Ty mnie tu namalowałaś.Dlaczego mnie namalowałaś na tym murze?- Przecież wiesz.Wiesz, co zrobisz.Jej głos jest niski i cichy, ale słyszę w nim jad.Ona mnie nienawidzi.Myśli, że jestempotworem.- Nie wiem! Naprawdę nie wiem!Robię kolejny krok.Ona się cofa i schyla po kamień.- Nie podchodz bliżej!- Sara, ja naprawdę nie wiem, o co chodzi.Nic ci nie zrobiłem.Nie rozumiem.Ale wiem oNowym Roku.Teraz słucha, naprawdę słucha.- Co wiesz?- Ja też je widzę, numery ludzi.Setki i tysiące ludzi mają datę pierwszego, drugiego albotrzeciego.To coś wielkiego, Sara, stanie się coś naprawdę wielkiego.- Numery.?- No, te numery, które widzisz, kiedy na kogoś spojrzysz.I wtedy do mnie dociera, że ona na mnie patrzy, nawet w tej chwili.Mój numer musi staćprosto przed nią.- Numery.? - powtarza.- Co ty chrzanisz?- Daty śmierci.No, wiesz.Ty też je widzisz.- Zamknij się.Nie widzę żadnych numerów.Nie znasz mnie.Niczego o mnie nie wiesz.A ja myślę: Tak, tak, wiem.Widzę, jak przed tobą rozciągają się twoje lata.Czuję ciebie wmoich ramionach, czuję, jak się kochamy, ty i ja.Ona patrzy na mnie groznie, ale w oczach ma nie tylko nienawiść.Jest tam też ogromnystrach.Nawet na tym zimnie się poci.- Przymknij się! Nic nie mów! Odwal się ode mnie!- Proszę, tylko ty to rozumiesz.Nie możemy spokojnie pogadać?Robi zamach i rzuca we mnie kamieniem.Unoszę ramiona, żeby się osłonić.Za pózno- kamień trafia mnie w czubek głowy.- Cholera! - krzyczę.Pochylam się, usiłując oddechami opanować ból, podczas gdy świat przede mną robi sięczerwony i czarny.Podnoszę wzrok i widzę, jak Sara znika w bocznej uliczce. Próbuję się wyprostować, ale ból w głowie przygniata mnie jak ciężar.Wlokę się więc zanią, potykając się jak pijany.Rzędy za rzędami blizniaczych domków, a na ich tyłach biegną alejki.Za to ani śladu jej.Już jestem gotowy się poddać, ale wtedy dostrzegam stos puszek po farbie w koszu w jednej zalejek.Patrzę na stojące tam domy i wydaje mi się, że widzę poruszającą się furtkę.Ledwie wisi na jednym zawiasie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]