[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liniaoblężnicza z jednej strony biegła nierównym ciągiem wzdłużmurów, poczynając od nowej bramy Mikołajskiej aż do bramyFloriańskiej, a z drugiej szła Kleparzem aż do klasztoru Karmelitówna Piasku.Na wpół spalony kościół Karmelitów, słynny cudami iotoczony czcią, nieprzyjaciele bezcześcili wojskowymiprzedsięwzięciami.Przy pomocy wind wciągali nań działa, zaśbudynki klasztorne, ocalałe poprzednio z pożaru, z których niemieli żadnego pożytku, splądrowawszy spalili.Przygotowywanostamtąd atak na bramę Szwiecką; ażeby go móc odeprzeć, trzebabyło zburzyć kościół Zw.Kazimierza wraz z klasztoremreformatów, ponieważ stały tuż przy murach i swym położeniemutrudniałyby obronę.Mimo to jednak nieprzyjaciel zdołałprzedostać się do ruin, gdzie krył się za kamiennym ogrodzeniem iwśród stosów kamieni.Aż do pierwszego pazdziernika Szwedzi niezaniedbywali niczego, co ułatwiłoby im szturm miasta, szczególniezaś nieustannym ostrzeliwaniem z dział starali się naruszyć muryoraz robili podkopy.Warto upamiętnić, że wycieczka naszej załogi z majorem na czele,przeszedłszy z rozkazu komendanta mur, wtargnęła dokrólewskiego młyna w sąsiedztwie obwarowań, gdzie w samopołudnie posiekała kilku Szwedów, zamroczonych winem ibezsilnych wskutek pijaństwa.Na uczyniony zgiełk inni Szwedzinadbiegli z pomocą napadniętym; Polacy śmiało stawiają czołaprzeważającemu liczebnie nieprzyjacielowi, a wówczas kapitanszwedzki, zwracając się do jednego z nich, rzecze: Polacy, cóż za szaleństwo was ogarnęło, że wolicie dobrowolnieginąć, niż ocalić się dzięki naszej łaskawości? Brak wamprowiantów, załoga wasza topnieje, sił walczącym ubywa, czemużwięc nie zapobiegacie ostatecznej swojej zgubie i wciąż wierzycie,że szaleniec Czarniecki razem z jednorękim Wolffem ocalą miastood zagłady?Na to Polak: Bądz pewien, że w mieście żywności mamy pod dostatkiem,dwakroć dzisiaj jadłem, zaś siłę murów mogłem ocenić, gdy mnie znich na linie spuszczano.Przekonasz się też, że walecznychżołnierzy w Krakowie nie brakuje, jeżeli przypuścicie szturm, któryodwlekacie ze strachu.Rozgniewany tą odpowiedzią Szwed wyzwał Polaka na pojedynek.Polak wnet kulą go przeszył i na ziemię obalił, a potem chciał muodebrać rapier, ale przeszkodziło mu nadejście innych Szwedów imusiał zadowolić się tym, że pokonał przeciwnika i ie mu się udałoszczęśliwie powrócić do miasta.Dnia siódmego pazdziernika król Karol, nie chcąc dłużejbezczynnie trawić czasu i pragnąc, żeby się nie wydawało, iż krwiąswoich ludzi zbytecznie szafuje, stosownie do wojskowegoobyczaju wysłał trębacza z oznajmieniem, że jeżeli miasto się niepodda, to czeka je zagłada.Okazanej przez króla łaskawości ani nieodrzucono, ani też nie przyjęto; komendant odpowiedział, żewychował się na wojnach, a wśród huku dział zestarzał, toteż i teraznie przerażają go ich ryki; co więcej, spostrzegł, że nie zdołały onenapędzić stracha nawet chłopcom, którzy biegając po mieście,chwytają kule szwedzkie, jak gdyby to była zabawa, i do niegoprzynoszą, żeby je kazał wystrzelić z powrotem.Wkrótce przybył drugi trębacz, z listem od kanclerza Oxenstierny,który niby to przez grzeczność pisał do Czarnieckiego z przestrogą.Komendant, stanąwszy w pośrodku rynku, wśród zbrojnych gro-mad mieszczan i żołnierzy, odczytał to pismo, brzmiącenastępująco:W mieście, którym rządzisz, składałeś, komendancie, aż do tej porywspaniałe dowody swej dzielności; doznali Szwedzi twego męstwaw otwartym polu, doświadczyli twej odwagi i hartu w otoczeniuwałów i murów.Ale nie popisuj się śmiałością ponad potrzebę,cnota zawsze znajduje się pośrodku.Król wasz uszedł z kraju,wojsko się rozproszyło, województwa skapitulowały albo zdały sięna łaskę z tobą więc jednym mamy walczyć jako z wrogiem?Czy nie dosyć, żeś raz i drugi przeciwstawił się tym, którzy cipobłażali? Czy nie wystarczy ci do chwały, żeś tylekroć oparł sięniezwyciężonemu Karolowi? Szaleństwem byłoby nadużywać jegocierpliwości.Miej sobie za nic bombardowanie, wytrzymujszturmy, lekceważ sztuki pirotechniczne z tym wszystkimbędziesz przelewał krew, wyginie szlachta, przerzedzą się szeregiżołnierzy i mieszczan, potem zaś głód, na koniec śmierć cięzwojuje; wówczas to, co teraz uchodzi za cnotę, zacznie sięnazywać ślepym uporem.Bacz, żebyś tych, których dziękiłaskawości najlepszego z królów możesz jeszcze ocalić, przez swójupór nie przyprowadził do zguby; przecież Kazimierz po topowierzył ci nad nimi zwierzchnictwo, żebyś ich zachował, nie zaś,żebyś ich wygubił.Obrona miasta nie powinna mieć na celu jegozagłady, jeżeli więc orężem obronić go nie możesz, w odpowiedniejchwili ocal je kapitulacją.A zatem słuszność nakazuje, żebyśmiasto, Zamek i ludzi z zaufaniem poddał zwycięzcy, póki jeszczezachowane są w całości.Na ten list Czarniecki na razie nie odpowiedział, każąc trębaczowinatychmiast wracać, ponieważ wzmagający się huk dział akomendant na najdrobniejsze rzeczy zwracał uwagę odwoływałgo gdzie indziej.Kiedy oblężenie wkroczyło w drugi miesiąc i gdy stało sięwidoczne, że nieprzyjaciel trzema podkopami podsunął się podmury, co groziło miastu bliskim i nieuchronnymniebezpieczeństwem, wielu (jak to bywa) spokorniało, a niektórzynawet odważali się strofować komendanta, że jest okrutny wobectych, których podjął się bronić; powinien uprzedzić zagładę, skoroSzwedzi gotowi są okazać łaskawość, inaczej bowiem będziemusiał zdać rachunek z przelanej krwi przed Bogiem i przedświatem.Było w mieście sporo ludzi, których Czarniecki zwykł zapraszać nasekretne narady, między innymi Szymon Starowolski, kanonik,który naonczas z polecenia biskupa Gembickiego miał pieczę nadsprawami kościelnymi; Aleksander Płaza, starosta rabsztyński,wielkorządca krakowskiego Zamku; Jan Klemens Branicki, starostaChęciński; Krzysztof Rupniowski, wojski krakowski, który wedlestarego prawa wraz z dwunastoma burgrabiami zamkowymiroztaczał opiekę nad Zamkiem; nadto wielu spośród szlachty,którzy uważali, że im i ich rodzinom będzie bezpieczniej w murach,niż gdyby zostali na wsł w swoich domach, wystawieni na swawoleplądrującego wojska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]