[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja.to znaczy Jasmine i ja.pomyśleliśmy, żeby pana poprosić.bo widzi pan, jajuż próbowałem go przymocować, ale on ciągle spada.- A, skoro oboje o to prosicie, zaraz się do niego wezmę.Muszę tylko przynieść zszopy odpowiedni klucz.Benji spojrzał na niego, mrużąc oczy w słońcu.- Klucz? Do czego?- Zaraz zobaczysz.- David wyjął mu pedał z dłoni.- Mógłbyś w tym czasie zająćDodie rzucając jej piłkę?Już podczas porannej wizyty w szopie zauważył, że jego poprzednik może i nie miałręki do roślin, lecz z pewnością dobrze wiedział, jak urządzić warsztat.Każda rzecz miałaswoje miejsce; narzędzia ogrodnicze wisiały rządkiem na kołkach wbitych w poprzecznąbelkę, klucze i śrubokręty tkwiły w metalowych uchwytach nad stołem.Każdy zostałobrysowany, żeby łatwiej go było odłożyć na to samo miejsce lub już na pierwszy rzut okastwierdzić, czego brakuje.David wybrał na chybił trafił płaską trzynastkę, która jak sięokazało, idealnie pasowała do nakrętki.Zabrał pedał i wyszedł z szopy, zasuwając skobel.Odstrony basenu dobiegł go głośny plusk.Zaśmiał się do siebie.Typowy chłopak, już się znudziłzabawą z psem.Dodie nie było przy rowerze.Po chwili nad basenem rozległo się jej szczeknięcie. David zostawił rower i podszedł do furtki w żywopłocie.Coś mu tu nie grało.Basen byłpusty, a przecież przed chwilą słyszał plusk.Dodie znów zaszczekała.Ruszył w jej kierunku.Siedziała, wpatrując się ze zdumieniem w gładką taflę wody.Benjiego nigdzie nie byłowidać.David odwrócił się, by odejść, lecz przy tym jego spojrzenie podążyło za wzrokiemDodie i nagły zastrzyk adrenaliny zaszumiał mu w żyłach.Na dnie basenu w jego głębszymkońcu dostrzegł niewielką ciemną postać, skróconą jeszcze przez załamanie światła wwodzie.- Jezu, nie! - wrzasnął i zerwał się do biegu, zdzierając po drodze buty.- Boże, nie!Jasmine!!!Skoczył do wody, zanurkował aż na dno, chwytając nieruchomego chłopca podramiona.Pociągnął mocno, przygotowany na opór bezwładnego ciała, kiedy nagle chłopiecożył, odbił się nogami i obaj wynurzyli się jednocześnie.Benji odgarnął z oczu mokre włosy,wypluł trochę wody i zerknął na Davida.- Co się stało? - zapytał niewinnie.David podpłynął do krawędzi basenu i uchwycił się jej, z trudem łapiąc oddech.Spojrzał na chłopca, który najspokojniej unosił się na wodzie.- Co ty u licha ciężkiego wyprawiasz?! - ryknął.Benji wdrapał się na drabinkę przy płytszym brzegu.Pogłaskał witającą go radośnie Dodie i obejrzał się ze zdumioną miną.- Ale o co chodzi?David wydzwignął się z wody.Siadł na brzegu basenu, z niedowierzaniem potrząsającgłową.- Co ty najlepszego wyprawiasz, smarkaczu! Myślałem, żeś się utopił! W życiu nieprzyszłoby mi do głowy, że ktoś może stroić takie idiotyczne żarty!- Wstrzymywałem oddech.- Dolna warga chłopca zadrżała.- Potrafię to robić przezpółtorej minuty.- To rób to przy kim innym, ale ostrzegam cię, nie próbuj więcej przy mnie takichwygłupów, rozumiesz?W tejże chwili z domu nadbiegła Jasmine.- Co tu się dzieje? - spytała bez tchu, wodząc wzrokiem od Davida do chłopca i zpowrotem.Benji minął ją jak chmura gradowa.- On jest głupi - warknął ze złością i obejrzał się na Davida, powstrzymując łzycisnące się do oczu.- To tylko.zwykły głupi robol! Pobiegł do domu.W ciszy, która zapadła, słychać było jego urywane łkania.Gospodyni wzniosła ramiona ku niebu.- Czy mogłabym cię prosić o wyjaśnienie?David z irytacją wierzgnął trzymaną w wodzie nogą.- Poszedłem do szopy po narzędzia, żeby przykręcić mu ten pedał, a kiedy wróciłem,znalazłem go na dnie basenu.Myślałem, że się utopił!Jasmine przymknęła oczy i uderzyła się ręką w czoło.- Przepraszam cię - powiedziała cicho, okrążając basen i podchodząc do niego.- Benjiwymyślił sobie taką idiotyczną zabawę.Nie wolno mu tego robić, i matka, i ja wielokrotniemu zakazywałyśmy.Och, dobry Boże, tak mi przykro!David potrząsnął głową i machnął ręką.- Darłem się jak opętany, no bo.prawdę mówiąc śmiertelnie się przeraziłem.- Nic dziwnego.- Jasmine przykucnęła obok i położyła mu rękę na ramieniu.Trwalitak może minutę, po czym David przekręcił się i wstał.- Wybacz, Jasmine.Nie powinienem był tak na niego wrzeszczeć.- Wybaczyć? Jestem ci wdzięczna, że zareagowałeś właśnie w taki sposób.A gdybynaprawdę trzeba go ratować?- Może powinienem go przeprosić?- O nie.Sama z nim pózniej porozmawiam.A na razie niech trochę pocierpi, to będziedla niego dobra nauczka.- Ujęła go za ramię.- Chodz, dam ci jakieś suche ubranie.I jedz dodomu, należy ci się odpoczynek.- Mrugnęła łobuzersko.- Dość już dziś zrobiłeś jak na jedendzień.Kiedy wszedł do biura  Pomocnej Dłoni , Clive i Dotti popatrzyli na niego zniedowierzaniem, a potem jak na komendę wybuchnęli śmiechem.David, sam niezbytubawiony, wzniósł oczy ku niebu.Oczywiście zdawał sobie sprawę, że wygląda komicznieodziany w jaskrawą hawajską koszulę i spodnie sięgające trzy cale powyżej kostek - a nadomiar wszystkiego z pudelkiem na smyczy.- Hm - mruknął kwaśno.- Osobliwe: w sklepie też dziwnie na mnie patrzyli.Clive wydostał się zza biurka, teatralnym gestem ocierając łzy z oczu i zmierzył gowzrokiem z góry na dół.- To niesamowite! A więc pani Newman kazała panu nosić li.liberię! - wydusił iznów zgiął się w pół ze śmiechu.David też się uśmiechnął i tylko pokręcił głową. - Ojej.nie, bo umrę! - kwiczał Clive.- Przepraszam, Davidzie, nie chciałem byćokrutny.No nie! No nie! - Poklepał się w pierś, żeby złapać oddech, potem pochyliłopierając ręce na kolanach i przyjrzał się Dodie.- A cóż to za miłe stworzonko?- Wabi się Dodie - rzekł ostrożnie David, nie chcąc się narażać na dalsze dowcipnekomentarze.- Niestety, musiałem ją zabrać ze sobą, inaczej zżarłaby mi całą tapicerkę wsamochodzie.- O, jaka jestem śliczna! - zagruchał Clive, gdy Dodie podskoczyła, by polizać go porękach, i zaraz wyprostował się pospiesznie, albowiem owionął go jej soczysty oddech.- Oj-joj! - westchnął.- Pieseczek ma mały problem, co?- Aagodnie powiedziane.- David ściągnął smycz.- Pigułki czosnkowe - szepnął mu na ucho Clive.- Słucham?- Pigułki czosnkowe.Doskonałe na psią niestrawność!- O, dzięki za radę.Kupię jej cały wagon.- Proszę opowiadać, jak panu dzisiaj poszło! I czyje, na Boga, nosi pan ubranie?David zrelacjonował swe przeżycia, wprawiając oboje słuchaczy w szczerą zgrozę,kiedy w końcu wyjaśnił, jak doszło do tego, iż zmuszony jest paradować w tak dziwacznymprzyodziewku.- Jasmine uprzedzała, że pan Newman jest nieco niższy ode mnie, ale nie miałemwyboru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Jo Ellen Grzyb and Robin Chandler The Nice Factor, the Art of Saying No
    Marzenia nie tracš mocy 06 Wells Robin Sięgaj aż do gwiazd
    Robin Cook Nosiciel (Larie Montgomery i Jack Stapelton 04)
    LaFevers Robin Jego nadobna zabójczyni 02 Mroczny Triumf(1)
    Skynner Robin, Cleese John Żyć w rodzinie i przetrwać
    Cook Robin Zabójcza kuracja
    Robin Cook Polisa œmierci
    Cook Robin Czynnik krytyczny
    Adrian, Lara Midnight Breed Gejagte der Dammerung (2)
    Matthews Sadie Obietnice po zmierzchu