[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Królewiczośmielił się stwierdzić, że nie uważa tak, ale miecz nie chciał go słuchać.Osta-tecznie wyskoczył zza pasa Czarusia i mówiąc: Zaraz wracam! , błysnął stalą,znikając w lesie.Wrócił po godzinie ociekając krwią i chwiejąc się na boki.Klął i ryczał sprośne piosenki niczym karczemny ochlaptus, a w końcu począłoskarżać Czarusia, że ten knuje przeciwko niemu coś złego, jak na przykład sto-pienie go w najbliższej odlewni.Było oczywiste, że miecz ma jakiś problem.Tego wieczoru, gdy Czaruś położył się, by trochę odpocząć, a miecz usnął,Królewicz wstał i uciekł chyłkiem od Excalibura tak szybko, jak tylko niosły gonogi.ROZDZIAA 2Uwolniwszy się od groznego towarzystwa Excalibura, Czaruś kontynuowałswoje poszukiwania zamku Księżniczki Scarlet.Poruszał się cicho przez las, po-konując otaczające go zewsząd ogromne drzewa, pnącza oraz liany zajmujące każ-dy skrawek wolnej przestrzeni.Wyglądało to niczym podmorski pejzaż, zielonyi wilgotny, pełen tajemniczych odgłosów dochodzących z każdej strony.Króle-wicz szedł pieszo, ponieważ nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności wielki czarnykoń Parsifala uciekł wraz z jego własnym wierzchowcem, kiedy porzucił Excali-bura.156W tym samym czasie Azzie, w Augsburgu, miotał się szaleńczo po pałacu,usiłując zebrać do kupy wszystkie rzeczy, którymi zamierzał obsypać Czarusia,gdy go tylko znajdzie. Szybko, Frike, spakuj flakon magicznej maści na rany. Cięte czy tłuczone? Najlepiej spakuj obie, nie mamy pojęcia, co go może spotkać. Lady Ylith wróciła, milordzie zaanonsował Frike. Tak? Myślałem, że ma oko na Scarlet.Więcej bandaży, Frike! I to właśnie robi.Jednak podczas pańskiej nieobecności czuła się zobo-wiązana do wypełniania waszej umowy wobec obserwatora i przekazywania muw pańskim imieniu regularnych, codziennych sprawozdań na temat rozwoju wy-padków. Obserwatorowi? To znaczy Babrielowi? Oczywiście.Dobra dziewczyna.Gdzie ona teraz jest? W saloniku, jak sądzę.Konferuje z obserwatorem nad filiżanką herbaty.Tu są bandaże. Zajrzę tam, zanim wyruszymy, by się przywitać.Dzięki, Frike.Ylith i Babriel zerkali na siebie ukradkiem spoza wysokich karafek do winai wymieniali spojrzenia poprzez mgiełkę otaczającą ich gorejące uczuciem głowy.Wyglądało na to, iż poczynili znaczne postępy i zasmakowali we własnym towa-rzystwie.W przypadku Ylith znać to było szczególnie po tym, jak nachylała sięku Babrielowi przy każdej sposobności; gdy zaś o tego ostatniego idzie, to rodziłosię w nim coś na kształt niebiańskiego pożądania.Azzie wpadł do pokoju, szczerząc się i krzywiąc stosownie do okoliczności,co spowodowało, że Ylith skoczyła na równe nogi. Azzie, mój drogi, sądziłam, że nadal przebywasz poza domem! oznaj-miła, śpiesząc mu na spotkanie i obejmując go. Właśnie korzystałam ze spo-sobności. Sposobności do czego? zapytał Azzie. No, by dowiedzieć się, jak stoją sprawy pod koniec całego przedsięwzięcia oznajmiła wiedzma. Jak ma się twój projekt? Chwila jest krytyczna zauważył Azzie, uwalniając się z jej objęć i moja osobista obecność na scenie wydarzeń stała się niezbędna.Sądzę, że byłobylepiej, gdybyś wróciła teraz do zamku Scarlet, by śledzić rozwój wypadków aż dofinału.Cześć, Bab.Co Dobro porabia w tych dniach? Jakby ci tu.Właśnie wymyśliliśmy bardzo interesujący i inspirującyszczegół naszego wystąpienia milenijnego.Nazywamy to witrażami.Bardzo bymchciał, abyś zobaczył je w najbliższym czasie. Przykro mi, ale bardzo się śpieszę.Witraże, powiadasz? Tak, bardzo piękne i moralnie pouczające.157 Uff! Brzmi to okropnie! Przepraszam, ale nie mogę tu stać i paplać bezkońca.Wez sobie kolejnego drinka, dobrze ci zrobi.Frike! Mamy wszystko, czegopotrzebujemy? Oto, panie, ostatnia z rzeczy zawołał służący, wkraczając do pomiesz-czenia; w rękach niósł buty jezdzieckie z miękkiej, czerwonej skóry.Nie byłow nich nic nadzwyczajnego poza małymi tarczkami umieszczonymi w obcasach. Moje Siedmiomilowe Buty! zawołał Azzie. Frike, jesteś geniuszem!Azzie wzuł je i spróbował ciężaru worka zawierającego zaklęcia, zapasowemiecze i różne różności.Poklepał się dwukrotnie po obcasach butów, uaktywnia-jąc je. Wychodzę! zawołał.Azzie dał jeden krok, z miejsca przechodząc przez frontowe drzwi i wznoszącsię w powietrze, a Babriel i Ylith skoczyli do okien, bowiem nigdy wcześniejnie widzieli Siedmiomilowych Butów w akcji.Obuwie, należące do Azziego, niebyło nowe, ale działało wciąż doskonale; demon wystartował w nich, co prawda,tuż ponad dachami Augsburga, ale wciąż nabierał wysokości, wznosząc się beznajmniejszych zakłóceń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]