[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie zabawię tu tak długo odparła Karris.Zmarszczyła brwi.Czy on właśnie powiedział, że wygląda jak zagłodzony pigmej? Karris, moja droga.Czekałem na ciebie piętnaście lat.I czy o tym wiesz, czy nie, ty teżna mnie czekałaś.%7ładne z nas nie zgodziłoby się na kompromis.Dlaczego inaczej jeszcze niewyszłaś za mąż? Możemy więc poczekać kilka miesięcy.Odwiedzę cię, kiedy już twoja sukienkabędzie gotowa. Rozejrzał się. Och, zauważyłem, że nie masz tu żadnych rozrywek.Musiszsię nudzić.Kobiecie dobrze robi doskonalenie się w sztukach pięknych.Każę ci przynieśćpsalterium mojej matki.Na tym grywałaś, prawda?Uśmiechnął się i wyszedł.Najgorsze z tego wszystkiego było to, że Karris rzeczywiście była mu wdzięczna.Trochę.Aajdak.ROZDZIAA 53Kip i Liv poszli prosto do Czarnogwardzistów pilnujących windy. Musimy zobaczyć się z Pryzmatem powiedziała Liv. Kim jesteście? spytał mężczyzna.Był niskim i rzecz jasna potężnie zbudowanymParyjczykiem.Spojrzał na Kipa. Ach, ty jesteś bę. Odchrząknął. Bratankiem Pryzmata. Tak, jestem jego bękartem rzucił ze złością Kip. Musimy się z nim zobaczyć.Czarnogwardzista zerknął na rodaka, równie muskularnego, ale dla odmiany potworniewysokiego. Nie otrzymaliśmy żadnych rozkazów, jak Pryzmat zamierza traktować swojego.bratanka. Dopiero co położył się spać, ze dwadzieścia minut temu dodał drugi. Nie spał całąnoc. To pilne upierała się Liv.Robili wrażenie niewzruszonych, a ich miny mówiły: A kim, u diabła, jest tadziewczyna?. Przed chwilą ktoś próbował mnie zabić oznajmił Kip. Konus, leć po dowódcę powiedział wysoki.Konus? Niski gwardzista naprawdę nazywał się Konus? Ponieważ obaj byli Paryjczykami,którzy zgodnie z tradycją nosili znaczące imiona typu %7łelazna Pięść, nie miał pojęcia, czy to byłoprzezwisko, czy prawdziwe imię. Wziął trzecią wartę zeszłej nocy skrzywił się Konus. Konus! Towarzysz wykorzystał swoją wyższą rangę. Dobra, dobra.Już idę.Konus odszedł, a wyższy Czarnogwardzista odwrócił się i zapukał do drzwi trzy razy,pauza i dwa razy.Po pięciu sekundach powtórzył.Niewolnica otworzyła, zanim Czarnogwardzista skończył pukać.Była to ładna kobieta oniepokojąco bladej cerze i rudych włosach mieszkanki Krwawej Puszczy, ubrana i całkiemprzytomna mimo wczesnych godzin i mroku panującego w sypialni za jej plecami. Marissia powiedziała Liv. Jak dobrze znowu cię widzieć.Jej słowa nie zabrzmiały do końca szczerze.Niewolnica nie robiła wrażenia zachwyconej jej widokiem.Kip zastanawiał się, dlaczegowobec tego Liv posłużyła się imieniem niewolnicy.Myślał, że tak należy robić tylko wtedy,kiedy przyjaznisz się z niewolnikiem.Z głębi komnaty usłyszeli głos Gavina, niski i zachrypły, bo dopiero co się obudził. Mmhmm, daj mi. Cokolwiek potem powiedział, zginęło w basowym pomruku ipoduszkach.Chwilę potem wszystkie okna otworzyły się z brzękiem i światło napłynęło zewszystkich stron, niemal oślepiając zebranych i wywołując głośny jęk Pryzmata na łóżku. Jaka wspaniała magia! podekscytowała się Liv. Popatrz na to, Kip! Wskazała naciemny, fioletowo-czarny pas szkła wokół przeszklonych ścian otaczających całą komnatę. Co ty.Zapomniałaś, po co tu jesteśmy? spytał Kip. Ojej, przepraszam.Gavin patrzył na nich spod zmrużonych powiek. Marissia, poproszę kofi.Kobieta kiwnęła głową. Pierwsza szafa, trzecia od lewej. I wyszła. Kofi jest w szafie? spytał Gavin. Co, u diabła? Kto stawia kofi.Dlaczego mi jej niepodasz?Drzwi zamknęły się za niewolnicą. I gdzie jest moja ulubiona koszula.Och, szafa.Przeklęta kobieta. Widać, że to ranny ptaszek mruknęła Liv.Kip prychnął.Gavin wyglądał, jak złapany w pułapkę, ale teraz rzucił chłopcu ostre spojrzenie. Niech to lepiej będzie ważna sprawa.Odrzucił przykrycie i podszedł do szafy.Nie miał nic na sobie.Kip widział już przedramiona Gavina z węzłami mięśni i wiedział, że ojciec jest smukły,ale widok całego jego ciała po części budził podziw, a po części był jak policzek w twarz.Kipmiał równie szerokie ramiona jak Gavin, a jego ręce miały pewnie podobny obwód, ale nawetteraz, zaraz po śnie a nie po wysiłku, gdy jest rozgrzane ciężką pracą ciało Gavina byłogładką układanką mięśni przechodzących jeden w drugi, raz za razem, bez grama miękkiegociała.Najwyrazniej pływanie łodziami wiosłowymi i ślizgaczem po całych Siedmiu Satrapiachrobiło swoje.Jakim cudem ja mogę mieć coś wspólnego z.czymś takim?!Kip coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że stojąca obok niego Liv gapi się zrozdziawionymi ustami.Nie odwróciła wzroku, nawet kiedy Gavin grzebał w szafie. Liv! mruknął Kip. Co? spytała, zerkając na niego z czerwonymi policzkami. On jest Pryzmatem.Topraktycznie mój religijny obowiązek skupić na nim całą moją uwagę.Gavin, który wydawał się nieświadomy ich obecności, złapał jakieś ubranie i nieodwracając się do nich, powiedział: Ana, to niegrzeczne tak się gapić.Liv zarumieniła się jeszcze mocniej i schyliła się przerażona. Ona się nazywa Liv wtrącił się Kip. Wiem, jak ma na imię.Więc o co chodzi? spytał Gavin, wkładając oślepiająco białąkoszulę ze złotą lamówką.Za plecami Kipa otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Marissia z dowódcą %7łelaznąPięścią.Czarnogwardzista zatrzymał się przy drzwiach, podczas gdy Marissia wniosła tacę zesrebrnym serwisem i trzema filiżankami.Nalała do jednej ciemnego, kremowego i parującegonapoju i podała ją Gavinowi, który nadal miał niezasznurowane spodnie i rękawy. Dowódco? Kip? powiedział Gavin, wskazując na pozostałe filiżanki. Myślę, że Livjest już wystarczająco rozbudzona.Liv miała taką minę, jakby chciała zapaść się pod podłogę.Kip wyszczerzył zęby.%7łelazna Pięść poczęstował się kofi, podczas gdy Marissia pomogła Gavinowi się ubrać.Kip też wziął filiżankę.Kiedy jednak wziął dzbanek, ręce zaczęły mu się tak trząść, że nie był wstanie napełnić filiżanki. Ktoś próbował zrzucić mnie z balkonu powiedział.Zupełnie, jakby wypowiedzenie tych słów sprawiło, że jego przeżycie stało się prawdziwe.Chwilę temu żartował z Liv, myślał o tym, jak niepodobny jest do ojca, i szczerzył zęby, kiedyLiv się zakłopotała.Teraz z całą siłą uderzyła w niego świadomość, jak niewiele dzieliło go odśmierci.Widział siebie, jak spada, miotając się, bezradny niczym w koszmarnym śnie, a potemjego ciało roztrzaskuje się na podobieństwo soczystego winogrona.I kto by cokolwiek podejrzewał? Ta kobieta mogła zakraść się do pokoju, zrzucić go zbalkonu, a potem po prostu wyjść.Nawet gdyby doszli do tego, kto przebywał wtedy na tympiętrze, kto by się spodziewał, że ta wielka kobieta była zabójczynią? Ludzie pomyśleliby, że Kipzałamał się po próbie i skoczył.Nikt nigdy niczego by się nie dowiedział.I kto by się przejął?Kip poczuł ogromną, gryzącą pustkę w piersi.Nigdy nie był częścią niczego większego.Nawet w Rektonie nie miał swojego miejsca.Zagruby i zbyt niezgrabny dla Isy, za bystry, żeby zbliżyć się naprawdę do Sansona, który byłraptem o włos mądrzejszy od przygłupa, nieustannie wyśmiewany przez Rama, za młody dla Liv
[ Pobierz całość w formacie PDF ]