[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Danowie ozwał się Bragi z odrazą. Ci to nawet nie wiedzą,co to pranie i mycie. To brudasy rzekł Weles tak to przynajmniej widzą ichwrogowie.Wszelako ja zawsze uważałem ich za nieskazitelnieczystych, gdyż taki pogląd jest lepszą gwarancją długiego iszczęśliwego życia.Tędy, proszę.Szli w górę przez miasto, przekraczając mostek nad strumykiemspływającym ku nabrzeżu.To również zdumiało Waliego strumieńbiegł w wydrążonym ludzką ręką kanale o prostych brzegach.Czyżbyto cuchnące, tłoczne miejsce stanowiło melodię przyszłości? zdziwiłsię w duchu.Wtem, na placu opodal kanału, w końcu zobaczył to, na coczekał targowisko.Wokół roiło się od otwartych obór, które, jakwidział, mieściły rozmaity żywy inwentarz.Jedna była mniejsza odreszty, przysadzista niby typowy długi dom, acz bez ścian, z niskimdachem; jej wnętrze tonęło w mroku.Wali podszedł bliżej i zobaczyłskulone w ciemnościach obdarte postaci.Idąc coraz szybciej, schylił siępod dach i uważnie wejrzał w mrok.W przyćmionym świetlespoglądały na niego blade twarze, niektóre wymizerowane z głodu, innecałkiem pełne i zdrowe.Wszystkich ludzi, bez wyjątku, łączył wspólnyłańcuch.Smród był nie do zniesienia.Oczy księcia wędrowały od twarzy do twarzy.Byli tam dwajmisi teraz już umiał ich rozpoznać podobni do tych, których widziałna tamtej wyspie.A także matka wtulona w dwoje dzieci, postawnymężczyzna, co mógł być jeno Swearem, siedzący wyprostowany zbuntowniczym wyrazem twarzy, oraz, na szarym końcu, dziewczyna,około siedemnastoletnia, złotowłosa, przystojna, z beznamiętnymwzrokiem wbitym przed siebie.Atoli nie była to Adisla, wcale a wcale. Czegóż tam szukasz, panie? Co prawda dzień targowy dopieroza dwa tygodnie, ale jeśli zaproponujesz odpowiednią cenę, dobra będątwoje.A może masz niewolników na sprzedaż? Chętnie kupię udatnymateriał.Odwróciwszy się, Wali ujrzał przed sobą dobrze odzianegoczłeka w ciemnym płaszczu.W ręku niósł długą leszczynową rózgę.Obok niego stała ryża kobieta, jak sądził wyzwolona niewolnica, bo niewyglądała na Dunkę.Trzymała pęk kluczy. Szukam kobiety, która mogła być tu sprowadzona.Porwanejpodczas najazdu na Rogaland odparł. Rygiryjskie niewiasty są zimne jak ryby, panie orzekłmężczyzna z miną znawcy. Chodz, spróbuj tej na końcu.Ta to cidopiero w łożu da popalić, o ile dasz radę przeczekać miesiąc dąsów,nim do ciebie przywyknie.Dziewczyna spojrzała na niego z mroku.Jej oczy nie wyrażałynadziei ani niczego szczególnego. Chcę Rygiryjkę stanowczo odparł Wali. Ta tutaj pochodzi z zachodnich wysp całkiem blisko jej doRygiryjki. Tedy ludzie Haarika nie pojawili się tu, by sprzedaćniewolników? Odpłynęli przed miesiącem rzekł handlarz i od tej pory ichnie widziałem.Ej, ty, gołodupcu, wynoś się stamtąd!Wali odwrócił się i zobaczył, jak Feileg uważnie przygląda siężelaznym kajdanom na jednym z dzieci.Gdy handlarz niewolnikówpodbiegał do niego z podniesioną rózgą, wilkolud obrócił się i wydałniskie warknięcie dziki i gniewny dzwięk, wrzącą oznakę wrogości,jeden z tych sygnałów, jaki zwierzęta wysyłają ludziom odniepamiętnych czasów.Był to odgłos, jaki wilk i niedzwiedz kierują doswej ofiary, przemawiający do instynktu, a nie do rozumu,oznajmiający jedno: W nogi!.Wali wyczuł, jak z handlarza niby gorący podmuchowiewający tego, co mija drzwi kuzni emanuje strach.Przekupieńwypuścił rózgę z rąk i jął się wycofywać, byle dalej od Feilega,upadając w tył na wiązkę słomy.Wilkolud postąpił naprzód i stanął nadnieszczęśnikiem.Wtem Wali zobaczył błysk noża.Handlarz byłtwardym mężczyzną, który nie dawał sobie w kaszę dmuchać, i poupadku szybko odzyskał rezon.Wyciągnął ostrze zza pasa i wstającpchnął nim w brzuch Feilega.Zaraz potem rozległ się dziwny dzwięk,jakby łamanej gałęzi, po nim kolejny, a pózniej łomot.Wszystkozdarzyło się zbyt szybko dla zmysłów Waliego.Oddech pózniejhandlarz po raz drugi upadł na słomę, a umysł Waliego w końcuprzyswoił to, czego przed chwilą był świadkiem.Feileg złamałmężczyznie rękę, pogruchotał mu staw w kolanie i pchnął go na ziemię.Tył głowy przekupnia z chlupotem zagłębił się w błoto.Wilkolud usiadł na mężczyznie, obnażając zęby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]