[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Angelica z minąmaniaka ucierała róg jednorożca.Carmen i Harry zgodnie pokiwali głowami.W takichchwilach nie należało jej przerywać, ponieważ mogło się to skończyć tragicznie.Czarnowłosychłopak podszedł do jednej z szafek.Przez chwilę w niej szperał, po czym wyjął cztery małefiolki, pełne różnokolorowych specyfików.Znalazłszy się w saloniku poprosił koleżankę o wyczarowanie dwóch kubków z letnią wodąw środku.Sam zajął się przeglądaniem przyniesionych eliksirów.Jednym haustem opróżniłbuteleczkę z czerwoną cieczą w środku, w chwilę potem w taki sam sposób zniknąłzielonkawy wywar.Drugą fiolkę z tym samym napojem podał dziewczynie.Potrząsnąłostatnią z buteleczek, po czym do każdego z naczyń odmierzył po trzy krople.Woda w nichprzybrała barwę pomarańczy, mimo iż eliksir był różowy.- Zdrówko podniósł kubek do ust i w kilku łykach pozbył się jego zawartości. Muszę iść.Za dwadzieścia minut mam trening.- Uważaj na Malfoy a odezwała się niespodziewanie Carmen. Nie będzie grał czysto.- On nigdy nie grał czysto zbagatelizował Harry.- Owszem, ale wcześniej nie był kapitanem.- Dobry macie skład?- Jak na mój gust może być.I jeszcze jedno.Nowi ścigający są strasznie wredni i brutalni.Pałkarze wiedzą jedynie, że mają walić w tłuczki i chronić tyłek Dracona, a obrońca boi sięwłasnego cienia.- Czemu mi to mówisz?- Może dlatego, że nie chcę, żeby cię jutro zabili? Wykorzystaj to co ci powiedziałam.Ostrzeż innych zawodników uśmiechnęła się lekko. Zdaje się, że sabotowałam własnądrużynę.Snape i Malfoy będą wściekli jak się dowiedzą, ale warto.Już widzę minę tegonadętego arystokraty.Jest przekonany, że wygrają.- Nie jesteś w drużynie? jego głos wydawał się być lekko zawiedziony.- Nie.W quiddicha lubię grać, ale nie chciałabym się zbłaznić grając pod dyktando Malfoy a.Na tym rozmowa się kończyła.109Trening przebiegał spokojnie.Harry ciągle nie wiedział co zrobić z zasłyszanymi wcześniejinformacjami.Na przemyślenie decyzji miał jeszcze co najmniej dwanaście godzin, a więccałkiem sporo czasu.Gdy wieczorem wrócił do Pokoju Wspólnego, opadł na fotel stojący najbliżej kominka.Hermiona siedząca naprzeciwko niego z zaniepokojoną miną przyglądała się zamyślonemuobliczu chłopaka.- Coś się stało? przerwała niezręczną ciszę.- Nauka zawsze idzie w parze z poświęceniem odpowiedział bez sensu.- Tylko czasami i tylko jeśli jest niebezpieczna zripostowała Gryfonka.ROZDZIAA 11Mecz.Lekcja inna niż wszystkie.Ciemność zalegająca polanę dawała się wszystkim we znaki.Nikt nie śmiał jednak spojrzeć wstronę nieba.Tego właśnie ich uczyli. Nie patrz w gwiazdy, gdy spodziewasz się ataku.Oniwyczują moment twojej dekoncentracji zawsze powtarzał ich mistrz.W ciszy, jaka wokółpanowała dało się usłyszeć najmniejszy nawet szmer.Oni jednak nie hałasowali.Jedynysposób by ich wyczuć to olbrzymia koncentracja.- Zbliżają się szepnęła rudowłosa kobieta.Krąg ciemnych postaci zacieśnił się jeszcze bardziej.Na granicy lasu zalśniły setki żółtychślepi.Było ich za dużo, wszyscy to wiedzieli.Nikt jednak nie zamierzał uciekać.Przysięgali, żebędą bronić niewinnych ludzi.Rozgorzała walka na śmierć i życie.Brzęk stali uderzającej o stal mieszał się z wyciempotępionych.Udawało im się, wygrywali.- Lily teraz!Kobieta uśmiechając się pod nosem wykonała skomplikowany ruch różdżką.Następnie zkieszeni płaszcza wyjęła niewielkie pudełeczko, położyła je na ziemi i cofnęła się kilkakroków.Rozbłysło oślepiające światło.Przetoczyło się przez całą polanę i powróciło do jejcentrum odbite od niewidzialnej bariery.Rudowłosa podeszła do pudełeczka i podniosła je.- Gratuluję Lily powiedział słusznej postury mężczyzna. Nie sądziłem, że ci się uda, alenajwyrazniej cię nie doceniłem.- Jak zwykle, Seth zaśmiała się perliście.Szybko jednak spoważniała. Mam do ciebieprośbę.Kiedy nadejdzie czas dasz to mojemu synowi i wytłumaczysz wszystko, co trzeba.110- Sama mu to dasz.- Nie, nie dam.Mnie już wtedy nie będzie.Gadzina zabije mnie i mojego męża.Dzięki temumój mały chłopczyk przeżyje.Przysięgnij, że mu to dasz.To i wszystkie moje rzeczy.Przysięgnij!- Przysięgam& na krew mej matki dodał po namyśle.Mężczyzna obudził się gwałtownie łapiąc powietrze.Rozejrzał się po gabinecie.Wszystkobyło na swoim miejscu, ale& Nie, to niemożliwe próbował przekonać sam siebie.Dowodyjednak mówiły co innego.Na sztywnych nogach podszedł do mugolskiego sejfu, ukrytego zaportretem uśmiechającej się rudowłosej czarownicy.W jego gabinecie wisiało jeszcze pięćtakich obrazów.Każdy z nich przedstawiał innego, zmarłego już, członka oddziału.Zakażdym ukryta była skrytka, w której trzymał ich osobiste rzeczy pomagające im w pracy.Machnął różdżką, mrucząc pod nosem inkantację zaklęcia.Następnie wstukałsiedmiocyfrowy kod i przyłożył palec wskazujący prawej ręki do czytnika skanera.Otworzyłdrzwiczki.Jego oczom ukazała się lewitująca błękitna koperta.Drżącymi rękami wyciągnąłbiałą kartkę znajdującą się w środku.ObiecałeśJedno słowo napisane w pośpiechu zadziałało na niego jak kubeł zimnej wody.Teraz wiedziałjuż, co miała na myśli mówiąc, że dopilnuje, aby obietnicy stało się zadość.Musiał tylkoznalezć sposób, aby skontaktować się z chłopakiem.Ciągle jeszcze nieco zdenerwowanyzasiadł przy wielkim mahoniowym biurku.Przez chwilę szperał w szufladzie, po czymwyciągnął z niej dwa czyste pergaminy i czarny atrament.Gdy skończył pisać zaadresowałlisty do następujących osób: Harry ego Pottera oraz Albusa Dumbledore a.- Harry, wstawaj! Spóznimy się na mecz! Krzyczał Ron w ucho zaspanego kolegi.- Spokojnie, Ron.Jest dopiero siódma, a mecz mamy o dziesiątej.Zdążymy.Nie zważając na krzyki przyjaciela przewrócił się na drugi bok i naciągnął kołdrę na głowę.Nie mógł jednak spać.Nie, gdy rudzielec usilnie próbował zwlec go z łóżka.Odrzuciłprzykrycie i z miną cierpiętnika postawił nogi na podłodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]