[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może jÄ… odepchnÄ…Å‚, a może ona obróciÅ‚a to w żart? Na tym wÅ‚aÅ›niepolegaÅ‚o kokieteryjne poczucie humoru Hélène.I co on do niej powiedziaÅ‚? Nie zrobiÄ™ tego lub Nie mogÄ™ , czy coÅ› w tym rodzaju.Przecież sÅ‚yszaÅ‚a wyraznie, że odmawiaÅ‚, kiedy HélèneprzyciskaÅ‚a twarz do jego twarzy. CoÅ› jeszcze, milady? zapytaÅ‚a Amelie. Nie, dziÄ™kujÄ™ mruknęła Octavia.Amelie pokrÄ™ciÅ‚a siÄ™ jeszcze chwilÄ™ i poszÅ‚a, ale Octavia dalej tkwiÅ‚a przed lustrem.W pamiÄ™ci odtwarzaÅ‚a sobie wydarzenia na schodach scenÄ™ pocaÅ‚unku Hélène i Williama,a potem niespodziewany widok za oknem.Nie miaÅ‚a wÄ…tpliwoÅ›ci, że to ta sama sÅ‚użąca, na którÄ…natknęła siÄ™ rano, samotnie idzie poprzez Å›nieg, ale kiedy wyswobodziÅ‚a siÄ™ z halek, w które siÄ™zaplÄ…taÅ‚a, i wyjrzaÅ‚a jeszcze raz, nikogo już nie byÅ‚o.CieÅ„ pod drzewami, nic wiÄ™cej.OparÅ‚aÅ‚okieć o eleganckÄ…, bogato zdobionÄ… toaletkÄ™ i poÅ‚ożyÅ‚a gÅ‚owÄ™ na dÅ‚oni.NaprawdÄ™ powinna siÄ™już poÅ‚ożyć.NastÄ™pnego dnia czekaÅ‚o jÄ… doroczne spotkanie z okazji Bożego Narodzenia.Zgodniez tradycjÄ… jaÅ›nie paÅ„stwo obdarowywali wtedy nie tylko zatrudnionÄ… w domu sÅ‚użbÄ™, ale teżpracowników majÄ…tku, czyli prawie caÅ‚Ä… wioskÄ™.WÄ…tpiÅ‚a, by nawet najwiÄ™ksze opady Å›nieguzniechÄ™ciÅ‚y miejscowych do udziaÅ‚u w Å›wiÄ…tecznej kolacji, wydawanej w ogromnej stodole,i wystÄ™pach artystycznych.Cóż, pani Jocelyn zapewne pojawi siÄ™ przed jej drzwiami przedÅ›niadaniem.PodniosÅ‚a siÄ™ z krzesÅ‚a.Nad rzekÄ… panowaÅ‚y nieprzeniknione ciemnoÅ›ci.RwÄ…cy nurt szumiaÅ‚ gÅ‚oÅ›no.Zanim siÄ™ochÅ‚odziÅ‚o, padaÅ‚ deszcz i Å›nieg z deszczem, wiÄ™c poziom wody w Wastleet znacznie siÄ™podniósÅ‚.Jack Armitage obejrzaÅ‚ siÄ™ za siebie i zobaczyÅ‚ ojca biegnÄ…cego przez siÄ™gajÄ…cy powyżejkostek Å›nieg.LatarniÄ™ trzymaÅ‚ wysoko nad gÅ‚owÄ…, by dobrze oÅ›wietlaÅ‚a Å›lady butów.Prawie wewszystkich oknach Rutherford pogasÅ‚y już Å›wiatÅ‚a. Tu! zawoÅ‚aÅ‚ ojca Jack. Chodz tutaj! WidziaÅ‚ dokÅ‚adnie, dokÄ…d szÅ‚a najpewniejnad rzekÄ™.Brzeg byÅ‚ tu stromy, a w bÅ‚ocie widniaÅ‚a spora wyrwa, jakby ktoÅ› poÅ›lizgnÄ…Å‚ siÄ™i upadÅ‚. Emily! krzyknÄ…Å‚.Ojciec zrównaÅ‚ siÄ™ z nim.Ciężko dyszaÅ‚. Gdzie ona? Nie wiem.Obaj unieÅ›li latarnie.Na czarnej, spienionej wodzie pojawiÅ‚y siÄ™ dwa żółte krÄ™gi.ByÅ‚oprzejmujÄ…co zimno nad rzekÄ… unosiÅ‚a siÄ™ lodowata mgieÅ‚ka. TÄ™dy szÅ‚a, nie sÄ…dzisz? zapytaÅ‚ Jack, wskazujÄ…c na urwiste zbocze. ChciaÅ‚a siÄ™ zeÅ›lizgnąć albo upadÅ‚a zgodziÅ‚ siÄ™ Josh.Jack widziaÅ‚, że ojciec trzÄ™sie siÄ™z zimna.Wiatr przybieraÅ‚ na sile.W twarze powiaÅ‚o im Å›niegiem. Co za suka.Ta kobieta. Mary Richards mówi, że nie pisnęła ani słówka.Podobno siedziaÅ‚a na korytarzu,a potem kazali jej iść spać. I co, może ta suka Jocelyn nie zatruwaÅ‚a jej życia? Nie, nikt mi tego nie wmówi.Toprzez niÄ….Jack gapiÅ‚ siÄ™ na ojca. Co takiego? zapytaÅ‚, domyÅ›lajÄ…c siÄ™ odpowiedzi. A nie przez niego? MówiÅ‚em ci przecież mruknÄ…Å‚ Josiah. MówiÅ‚em ci, co bÄ™dzie. ZmrużyÅ‚ oczy, bywidzieć przez Å›nieg i wiatr. Ale żeby zrobiÅ‚a coÅ› takiego. A może chciaÅ‚a iść do domu, do matki rzuciÅ‚ Jack. Do mostu jeszcze kawaÅ‚ek. Bez pÅ‚aszcza, bez kapelusza? Wyobrażasz sobie, że w takÄ… pogodÄ™ wybraÅ‚aby siÄ™ drogÄ…przez wzgórze?PotykajÄ…c siÄ™ i Å›lizgajÄ…c na bÅ‚ocie i Å›niegu, posuwali siÄ™ naprzód brzegiem rzeki.Wkrótceteren staÅ‚ siÄ™ Å‚atwiejszy, bardziej pÅ‚aski zbliżali siÄ™ do zakrÄ™tu, do wielkiego, leniwego zakola,którym Wastleet okrążaÅ‚a park.GdzieÅ› tam byÅ‚a Å‚acha piaszczystego żwiru, tworzÄ…ca pÅ‚yciznÄ™, naktórej Jack bawiÅ‚ siÄ™ jako dziecko.Serce Å›cisnęło mu siÄ™ w piersi i na chwilÄ™ zabrakÅ‚o mupowietrza.Po drugiej stronie rzeki dokÅ‚adnie naprzeciwko Å‚achy, dwadzieÅ›cia jardów dalej, poddrzewami, dno gwaÅ‚townie opadaÅ‚o, ukÅ‚adajÄ…c siÄ™ w gÅ‚Ä™biÄ™, przed którÄ… go wielokrotnieostrzegano.Ten sam strach wyczytaÅ‚ na twarzy ojca. Emily! krzyknÄ…Å‚. Emily!Ojciec zÅ‚apaÅ‚ go za ramiÄ™.CoÅ› tam byÅ‚o, w wodzie, w poÅ‚owie szerokoÅ›ci rzeki.Ponadszum rwÄ…cego prÄ…du przebijaÅ‚ siÄ™ ludzki gÅ‚os.Obaj zauważyli jÄ… równoczeÅ›nie.HaÅ‚as rzeki staÅ‚ siÄ™ teraz ogÅ‚uszajÄ…cy.StaÅ‚a na samymkoÅ„cu żwirowej pÅ‚ycizny, po kolana w czarnej skotÅ‚owanej wodzie.Na jej ciemnej sylwetcezataÅ„czyÅ‚y Å›wiatÅ‚a latarÅ„.ObejrzaÅ‚a siÄ™ za siebie i dostrzegÅ‚a ich.Jackowi bÅ‚ysnęła myÅ›l, żepostradaÅ‚a zmysÅ‚y wyglÄ…daÅ‚a jak dzikie, zagubione zwierzÄ™ albo jak fragment jakiegoÅ›przedmiotu.ZawodziÅ‚a przeciÄ…gle i piskliwie, ale zdawaÅ‚o siÄ™, że robi to zupeÅ‚nie bezwiednie,jakby pÅ‚acz niÄ… zawÅ‚adnÄ…Å‚, ogarnÄ…Å‚ jÄ… na wskroÅ›, niczym konie, które pÄ™dzone po maÅ‚ym okrÄ™gugryzÄ… siÄ™ po zadach i kopiÄ…, jakby dosiadaÅ‚ ich sam diabeÅ‚. Emily! krzyknÄ…Å‚ raz jeszcze. Emily, na Boga, stój!PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ… i odwróciÅ‚a wzrok, stawiajÄ…c równoczeÅ› nie krok naprzód.JackwiedziaÅ‚, że żwirowe dno opada gwaÅ‚ townie.Przez chwilÄ™ pod stopami byÅ‚y jeszcze duże gÅ‚azy,ale potem prÄ…d przyspieszaÅ‚ i przybieraÅ‚ na sile. Emily! powtórzyÅ‚.ZszedÅ‚ nad samÄ… wodÄ™.Nagle usÅ‚yszaÅ‚ za plecami gÅ‚osy innych.ObejrzaÅ‚ siÄ™ przez ramiÄ™ i zobaczyÅ‚nadchodzÄ…cego przez Å›nieg Sedburgha najstarszego z chÅ‚opców stajennych.Za nim zbliżaÅ‚a siÄ™postać, której nie sposób byÅ‚o pomylić z żadnÄ… innÄ… March.Jack wykrzywiÅ‚ twarz.UwagÄ™Marcha musiaÅ‚y przyciÄ…gnąć Å›wiatÅ‚a przy stajniach.Sedburgh na pewno beztrosko mu przekazaÅ‚,jakÄ… dostali wiadomość z domu, wiÄ™c March chciaÅ‚ osobiÅ›cie sprawdzić, co siÄ™ dzieje.JackpatrzyÅ‚, jak stary zbliża siÄ™ z gniewnÄ…, nachmurzonÄ… twarzÄ….Znowu odwróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ Emily.ChwiaÅ‚a siÄ™ niepewnie poÅ›rodku rwÄ…cego nurtu.RÄ™ce wyciÄ…gnęła na boki, by zachować równowagÄ™. Co tu siÄ™ dzieje? zagrzmiaÅ‚ March. Zostaw dziewczynÄ™ w spokoju powiedziaÅ‚ Josh. Zostaw, wyciÄ…gniemy jÄ….Niedodawaj jej strachu.March spojrzaÅ‚ na niego spode Å‚ba. MogÄ™ siÄ™ chyba dowiedzieć, o co chodzi, tak czy nie? ryknÄ…Å‚. Wszystko siÄ™ przedemnÄ… ukrywa, tak? Nieprawda? Wszystko siÄ™ przede mnÄ… ukrywa! To nie twoja sprawa rzuciÅ‚ Josiah, na co March natychmiast zÅ‚apaÅ‚ go za ramiÄ™i okrÄ™ciÅ‚ wokół tak, by mężczyzna stanÄ…Å‚ z nim twarzÄ… w twarz. SÅ‚użba to moja sprawa.Ty, on machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… na Jacka chÅ‚opcy. Ale sÅ‚użące z domu nie! Josiah wyrwaÅ‚ rÄ™kÄ™ z uÅ›cisku. Bardziej moja niż twoja! Jedna z dziewczÄ…t przybiegÅ‚a do stajni krzyknÄ…Å‚ Josiah. Jedna ze sÅ‚użących.MówiÅ‚a,że już wszÄ™dzie szukali.MyÅ›laÅ‚eÅ›, że co zrobiÄ™, bÄ™dÄ™ siedziaÅ‚ caÅ‚Ä… noc i zastanawiaÅ‚ siÄ™, co robić?Czy że obudzÄ™ caÅ‚y dom? No, co?Znad rzeki dobiegÅ‚ ostry krzyk.Emily straciÅ‚a równowagÄ™.RÄ™ce trzymajÄ…c wciąż rozÅ‚ożone na boki, zanurzaÅ‚a siÄ™ corazgÅ‚Ä™biej.Czarna suknia nabraÅ‚a powietrza i wydęła siÄ™ wokół niej niczym balon.Ku swemuprzerażeniu Jack zobaczyÅ‚, że dziewczyna pochyla siÄ™ do tyÅ‚u, a nurt szarpie niÄ… i porywa w dółrzeki.RzuciÅ‚ siÄ™ do wody.ByÅ‚a maÅ‚a i wÄ…tÅ‚a, jej ciaÅ‚o szybko poddaÅ‚o siÄ™ prÄ…dowi.MaÅ‚a i wÄ…tÅ‚a nie mógÅ‚ przestaćpowtarzać sobie tego w myÅ›li.Prawie jej nie znaÅ‚, może raz czy dwa widziaÅ‚ jÄ… w ogrodzie, jakdzwigaÅ‚a ogromnÄ…, wiÄ™kszÄ… chyba od siebie tacÄ™ z podwieczorkiem.Z pochylonÄ… gÅ‚owÄ…przemykaÅ‚a pod Å›cianami jak wszyscy sÅ‚użący.Biedna, maÅ‚a, chuda, przestraszona dziewczyna.Ogarnęła go wÅ›ciekÅ‚ość.Woda byÅ‚a tak lodowata, że z trudem zÅ‚apaÅ‚ powietrze.Serce Å‚omotaÅ‚o mu w piersi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]