[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.De Burgh, sztywny w ruchach, otworzył drzwi i genueńczycy wmaszerowali doalkowy królowej Małgorzaty.Hugo Lercari ściągnął z głowy szkarłatny biret i skło-nił się głęboko.Za co go nienawidzić, myślała Nicoletta.Robi tylko to, co wielu uczyniłoby na je-go miejscu.A jednak nie mogła nic poradzić.Stała razem z Beatrice i Jeanne, żonami braci królewskich, Karola i Alfonsa, uwezgłowia łoża.Na polecenie Małgorzaty ubrały się w najpyszniejsze szaty.Nicoletta miała na sobie suknię z jasnobłękitnego jedwabiu ozdobioną szerokimpasem wyszywanym złotą nicią.Bizantyjski płaszcz z purpurowego brokatu był za464ciężki na ten gorący dzień, ale nałożyła go dla dodania sobie godności.Na głowiemiała srebrny diadem.Małgorzata siedziała obok łoża na okazałym, ciężkim stolcu,który przyniesiono z sali audiencyjnej.Głowę jej zdobiła złota królewska korona.Wramionach trzymała śpiące niemowlę.- Panowie - zaczęła z błyszczącymi oczami - oto najmłodszy dziedzic domu Ka-petów, Jean Tristan.Almaryk wszedł do komnaty za genueńczykami.Spojrzał przelotnie na Nicolettę,zły i zbity z tropu.Zlustrował jej paradny strój, zacisnął wargi.Jakie to szczęście, że nie mieszkam z nim pod jednym dachem.- Tristan - powtórzył Lercari - ależ to znaczy smutna dusza.Pełne melancho-lii imię dla młodego królewicza.- Urodził się w smutnym dniu, admirale - odparła Małgorzata.- Oby prędko skończył się ten smutny czas- powiedział Lercari - i oby prędkokrólewski ojciec mógł cieszyć oczy swoim synem.- Tym prędzej, mając na względzie, czegośmy dokonali wczoraj i dzisiaj - od-powiedziała Małgorzata, oddając dziecko Beatrice, która położyła je do kołyski.-Byliście dzisiaj w spichlerzach, admirale Lercari?- Na własne oczy widziałem, pani, że spichlerze są pełne, jak ja pełen jestemzdumienia.Nigdy dotąd żadne miasto nie kupowało chyba prowiantu od oblegają-cych.- To niezupełnie tak, admirale - odparła Małgorzata ze śmiechem.- Wędrownipasterze w tej części świata nie uznają żadnego władcy nad sobą.Nie wojują z nikimi ze wszystkimi, jak czują.Są muzułmanami, ale złoto przemawia do ich serc prost-szą mową nizli religia.Dzięki temu rycerzowi, który kupował dla nas to wszystko,przekonaliśmy ich, by podzielili się z nami, tym co mają.- Z uśmiechem wskazała wstronę de Burgha, który ukłonił się z iskierką w oku na myśl o małym oszustwie, wktórym wziął udział.- Panowie, wydaliśmy trzysta sześćdziesiąt tysięcy srebrnychliwrów ze skarbca korony francuskiej, aby położyć kres waszym obawom.W zamiankorona francuska liczy, że pozostaniecie dopóty, dopóki potrzebna jej będzie waszasłużba.- Dokonaliście razem z sire de Burghem cudu, pani - odezwał się Almaryk,spoglądając jadowicie na starego rycerza - ale jakim kosztem? Co zostało na zapła-cenie wykupu?465- Pieniądze na wykup nadejdą wkrótce, hrabio, z pomocą templariuszy, którzyprzekażą je tu z paryskiego skarbca.- Templariusze! - wybuchnął Almaryk.- Jeśli los jeńców spoczywa w ich rę-kach, doprawdy jest pożałowania godny.- Rycerze Zwiątyni zawsze należeli do najbardziej oddanych przyjaciół królówFrancji - odparła Małgorzata zimno i zwróciła do Lercariego: - I cóż genueńscy ka-pitanowie, admirale? Czy możemy was zaliczyć do naszych godnych sprzymierzeń-ców?- Proszę o wybaczenie, że was niepokoiliśmy wczoraj, pani.Okazałem się nie-godziwym gburem, ale moje załogi są mi dziećmi i sprowadził mnie do was niepokójo nie.Wygląda, że zle obrachowaliśmy sposobność aprowizacji i niebezpieczeństwogłodu.- Spojrzał mimochodem na Almaryka, który gwałtownie obrócił się tyłem ipodszedł do okna, by wyjrzeć przez kraty.- Zostaniemy, pani.- A więc liczymy na was, póki możemy wam płacić - rzekła słodko Małgorzata.Przynajmniej tyle ma sumienia, żeby wyglądać na stropionego, pomyślałaNicoletta, kiedy zawstydzony admirał spuścił oczy.Kapitanowie pokłonili się i opuścili komnatę.Wygrałyśmy nieco czasu dla na-szych mężczyzn, ale tylko dopóki starczy jedzenia i pieniędzy, a Małgorzata wydałana zapasy wszystko, co miała.Jeśli wkrótce nie nadejdzie pomoc albo targi będą sięprzeciągać, wszystko pójdzie na marne.* * *XXXIIKraj słodki opuszczam,Gdzie ma mila mieszka,%7łałość mnie ogarnia.%7łegnaj ukochana,idę walczyć w imię Boże,alem duszą z tobą.Ciałem Panu służę,Myśli moje z tobą,Z tobą serce moje.Roland dwa razy powtórzył refren, nim doszedł do końca piosenki.Słuchaczenie bili braw, kiwali tylko głowami, z cicha pomrukując wyrazy uznania.W słabymświetle księżyca mógł dojrzeć łzy na zapadniętych policzkach tych, którzy przysłu-chiwali mu się na pokładzie więziennej galery.Lubili, kiedy przypominano im okobietach pozostawionych daleko w kraju.Roland wiedział, że jego własna tęsknota za Nicoletta dodaje pieśni żaru.Wzy-wał ją śpiewem, a ona go słyszała.Strażnicy powiedzieli im, że są już bardzo bliskoDamiety, w mieście zwanym Fariskur.Układy z Turkami szły tak pomyślnie, żeTuran Szach zgodził się, by na dwunastu galerach więzniowie ruszyli na spotkaniewolności.Roland, który tłumaczył wszystkie rozmowy między sułtanem a królem, nie ufałTuranowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]