[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czekaj, czekaj, szefie - Grzegorz wreszcie wdarł się w po-tok słów.- To ty poczekaj, aż skończę, siadaj, bo to jeszcze niewszystko.- Nie kończ, nie kończ, szefie, bo nic z tego nie będzie -Grzegorz już ostro przerwał naczelnemu.Ton głosu Grzegorza zastopował wreszcie potok szef0wskichpoleceń.Naczelny spojrzał zdziwiony.- Przecież ta ręka w niczym ci nie przeszkadza, jeśli dobrzepamiętam, nie jesteś mańkutem.Notować możesz, dyktować ma-szynistce też możesz, więc o co chodzi?- Racja jest po twojej stronie, Bogdan, ale prawo po mojej.Po pierwsze, jeszcze jestem na urlopie, i to do piętnastego sierp-nia, a po drugie, od dziesięciu dni mam zwolnienie lekarskie iwedług lekarzy, do dwudziestego sierpnia nie jestem zdolny dopracy.Kiedy więc będę już zdolny, to mam zamiar wziąć sobiewtedy ten urlop, który mi teraz przepadł.- To tym lepiej - szef nie dawał za wygraną.- Zamiast nudzićsię, zarobisz sobie kilka groszy, i to dobrych groszy, bo na mojeoko te listy dadzą ci z pięć, sześć bombowych reportaży.Zredniachorobowa i tak ci leci, co wypiszesz - to twoje.133- Nic z tego, Bogdan, nie da rady - Grzegorz trzymał siętwardo.Naczelny znowu przez dłuższą chwilę przyglądał się Grzego-rzowi z nie ukrywanym zdziwieniem.Chłopak zawsze rwał siędo roboty, brał najtrudniejsze tematy, od niczego się nie wymi-giwał, aż tu raptem takie zaskoczenie.Miał naczelny jednak wzapasie jeszcze jedną sprawę, liczył, że ona na pewno chłopakaozdrowi.Grzegorz też milczał, wiedział, że łatwiej mu będzie zbijać ar-gumenty szefa, niż atakować.- A może ty, Grzegorz, zmieniasz pracę, co?- Jak mnie stąd sam nie wykopiesz, to wiesz, że ja z własnejwoli nawet do telewizji na prezentera nie odejdę.Nie pozostawało nic innego, jak tylko chwycić się przetargu,czyli wysunąć ostatni argument.- No, to trudno - szef starał się przybrać najbardziej współ-czującą minę, na jaką go było stać.- Jeśli jesteś tak chory i jeślijuż wiesz, że do dwudziestego sierpnia na pewno nie ozdrowie-jesz, to trzeba będzie Kwaśniewskiego ściągnąć znad morza.- To aż tak się wali i pali? - Grzegorz zerwał się z fotela.-Koniecznie jego musisz, innych już do roboty nie ma? Przecieżchyba nie wszystkich rozpuściłeś na urlopy? Po co zaraz Kwa-śniewskiego?Naczelnego zastanowiła gwałtowna reakcja Grzegorza.Wie-dział, że między tymi dwoma dziennikarzami stale są spięcia, alesądził, że prowokował je Kwaśniewski.Nie przypuszczał do tejpory, że również Grzegorz może być zazdrosny.Grzegorz jakby wyczuł, o czym naczelny myśli, bo zaraz do-dał:- Ja nic nie mam do Kwaśniewskiego, przecież dobrze o tym,Bogdan, wiesz.Ale chyba po raz pierwszy przerywasz komuś134urlop i tylko to mnie zdziwiło.Rób, jak chcesz, jesteś szefem, aleczy ty naprawdę musisz ściągać Heńka?- Jeśli ty nie ozdrowiejesz, muszę.Mam do podarowania dwatygodnie w Paryżu.- O cholera - zaklął zaskoczony Grzegorz.- No, jak, ręka już mniej boli?Grzegorz tylko westchnął głęboko.Wymarzony Paryż, i to wdodatku za darmo, odpływał w siną dal.Nie może przecież po-wiedzieć teraz Stefkowi: Stary, martw się sam, ja zwijam mane-le i frunę do Paryża.- No i co - dopytywał szef - ręka jeszcze boli?- Boli jak jasna cholera, niestety.Kiedy ściągasz Kwaśniew-skiego?Tego naczelny chyba się nie spodziewał, bo aż zdjął okulary.Przetarł je starannie, włożył z powrotem, uważnie przyjrzał sięszczerze zmartwionemu Grzegorzowi.- Trudno, twoja sprawa.Wyjazd jest w połowie września, aleKwaśniewski musi być w Warszawie jeszcze w tym tygodniu.Nie ma paszportu służbowego, załatwienie go zajmie mu trochęczasu, musi sobie też co nieco o Francji przeczytać, posiedziećtrochę w Lublinie, bo jedzie z tamtejszym zespołem pieśni i tań-ca, no, a przy okazji przygotuje kilka reportaży na zapas.A ty,chory, zdrowiej ku chwale ojczyzny.- Słuchaj, Bogdan, Kwaśniewski chyba przed sobotą niewróci, co? Zanim do niego się dodzwonisz, zanim on przyjedzie,to z tydzień zejdzie, co?Naczelnego znowu zaskoczyła reakcja Grzegorza.- Co ci tak na tym zależy, żeby Kwaśniewski nie przyjeżdżałdo Warszawy? - zapytał wprost.- Mnie to jest obojętne.- Grzegorz starał się być rzeczywi-ście bardzo spokojny, ale szło mu to z oporem, jako że przed135oczami miał szarą kopertę zwędzoną z biurka Kwaśniewskiego.-Mam tylko do niego pewną sprawę - kłamał bezczelnie - i dlategochciałbym wiedzieć, kiedy on dokładnie przyjeżdża.Siedzę pozaWarszawą i nie chce mi się tu dzień w dzień wpadać.- A ty byś chciał, żeby kiedy on wrócił? - naczelny powie-dział to z taką miną, że Grzegorzowi odechciało się już dalej krę-cić.Wytrzymawszy jednoznaczny wzrok szefa, uśmiechnął sięznacząco.- Gdyby to nie było dla ciebie zbyt kłopotliwe, to mnie bybyło na rękę, żeby wrócił dopiero w przyszłym tygodniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]