[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zdajesię, że jest twoją żoną, co?- Tylko nie zgrywaj cwaniaka.Wiem, że z nią kręciłeś.- Joe sięgnął podkurtkę.- Ręce na wierzch - warknął facet i zacisnął dłoń na kiju.- Daj spokój.- Joe natychmiast opuścił dłonie.Był wściekły, że nieprzyszedł z jakąś małą babską pukaweczką, która wszędzie się zmieści.Przywitałby tego gnoja, mając jedną rękę w kieszeni, a potem małe bum-RS88bum i po sprawie.yle to zaplanował.- Nie wygłupiaj się.Po prostu chcęwiedzieć, czy nie widziałeś Bobby.- Nie wiem, gdzie jest twoja żona, ale na jej miejscu zwiałbym gdziepieprz rośnie, byle jak najdalej od ciebie.Jeśli to wszystko, co do mniemasz, to koniec rozmowy.Zabieraj się stąd i nie przychodz tu więcej.Chcemi się rzygać na widok takich typków.- Lepiej uważaj - mruknął Joe, coraz bardziej żałując, że tak głupiosknocił robotę.Palant rzucił mu jeszcze jedno spojrzenie, a następnie zniknął w budynkuBurger Kinga.Drzwi zamknęły się z trzaskiem.Joe z wściekłości zacisnąłpięści i ruszył do swojego firebirda.Pisnęły opony i wkrótce znalazł się nadrodze.Był tak wkurwiony, że chętnie spaliłby tę budę.- Cholera! - warknął i uderzył pięścią w kierownicę.Nagłe przypomniał sobie pewną wielkanocną niedzielę.Miał wtedy trzylata i był bardzo podniecony, ponieważ po kościele mieli zjeść uroczysteśniadanie z dziadkami.Mały Joe ubrany był już w swój najlepszy strój inagle coś zaczęło się dziać w jego brzuchu.Usłyszał nieprzyjemneburczenie i.było już za pózno.Zrobił kupę w majtki.Z płaczem pobiegł dokuchni, gdzie była matka.Wstydził się smrodu i tego, że kupa zaczęłaprzeciekać na zewnątrz.Ojciec tylko się roześmiał i powiedział:- Nic takiego, Joe, każdemu może się zdarzyć.Jednak matka wpadła wewściekłość.- Jak to nic takiego?! wrzeszczała. Jak to każdemu może sięzdarzyć?! Tobie też? Tatusiek się znalazł.Tylko popatrz, najlepszeubranie! Ta mała obesrana świnia to twój synalek!Zdarła z chłopca spodenki i na środku kuchni wymazała mu kupą całąbuzię.Ojciec zerwał się z miejsca.- Co robisz, Ruth?! Przestań! A ona dalej:- Zamknij mordę! I zabierz stąd tego zafajdanego prosiaka! - Z całej siłytrzepnęła Joego.Chłopiec kwiknął z bólu, jakby rzeczywiście był małą, durną świnką.Ojciec pokręcił głową.- Nie powinnaś była tego robić, Ruth.Boże, dlaczego przypomniało mu się to właśnie teraz?! Nienawidził tegowspomnienia.Była to jedyna rzecz, która została mu w głowie z takwczesnego dzieciństwa.Kiedy tylko o tym pomyślał, miał ochotę wyjść zkałasznikowem lub uzi i powystrzelać wszystkich na ulicy.Zniszczyćwszystkich i wszystko, co tylko miało odwagę się ruszać.RS89Ręce zaczęły mu się trząść.Jego wóz zaczął zjeżdżać na drugą stronęszosy.Musi się opanować, na miłość boską! Joe opuścił nieco szybkę, znadzieją, że podmuch wiatru zlikwiduje zapach gówna, który miał wnozdrzach, i pozwoli mu skoncentrować się na jezdzie.RS90ROZDZIAA DZIEWITYBobby śniło się, że szła z Almą trawnikiem w stronę morza.Było ciepło,w powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy, a niebo aż lśniłojednostajnym lazurem.Alma miała na sobie śliczną, jedwabną sukienkę,której dół podnosił się lekko wraz z kolejnymi podmuchami wiatru.Jej taksiwe, że niemal srebrne włosy były upięte na czubku głowy.Bobby niemogła się nadziwić, że wygląda tak pięknie.Była wysoka i poruszała się zgracją jak tancerka.A jednocześnie prezentowała się niezwykle dostojnie,niemal posągowo, chociaż nie było w tym nic nienaturalnego.Na końcutrawnika, tuż przed pokrytymi piaskiem skałami, stała ławeczka, na którejobie przysiadły i patrzyły przez jakiś czas przed siebie.Dzień był takpogodny, że dostrzegły zarysy Long Island.Na wodach zatoki unosiło sięmnóstwo łodzi z białymi żaglami, które wydawały się frunąć w powietrzu.Nagle Bobby zauważyła, że Alma trzyma jej dłoń, i poczuła się jakdziecko.Starsza pani miała pierścionek na palcu i Bobby zaczęła sięzastanawiać, dlaczego nie dostrzegła go nigdy wcześniej.Był bardzo duży,nieco staroświecki, ozdobiony wielkim diamentem w wianuszkumniejszych.Promienie słoneczne, które przechodziły przez szlachetnykamień, rozszczepiały się, tworząc miniaturowe tęcze.Bobby wciągnęła dopłuc powietrze pachnące solą i wyrzuconymi przez przypływ wodorostami.- Kiedyś się tutaj kąpałam - powiedziała Alma.- Jak tylko tuzamieszkałam, wstawałam wcześnie rano i pływałam przez pół godziny.Woda była tak zimna, że miałam problemy z oddychaniem i nawetmyślałam, że nikt nigdy nie robił niczego głupszego, ale potemprzyzwyczajałam się i jakoś udawało mi się dotrwać do końca.Kiedywracałam do domu, brałam ciepły prysznic, który wydawał mi się gorący.Krew zaczynała mi żywiej krążyć w żyłach.To było dawno temu, kiedyjeszcze byłam młoda.- Wciąż jest pani młoda - powiedziała Bobby, nie uważając tego wcale zapochlebstwo.Alma obróciła się do niej, a ona z przerażeniem zobaczyła mięsień jejpoliczka, który kurczył się i rozkurczał.- Nie mów, że tego nie widzisz - mruknęła z gniewem, ale i smutkiem.- Na pewno to zatrzymamy.Nie mogła przestać patrzeć na policzek, który w konwulsjach zdawał sięcoraz bardziej obwisać.- Daj spokój, Barbaro.Po prostu ciesz się ładnym dniem.RS91- Nigdy wcześniej nie mówiła pani do mnie Barbaro" - zauważyłaBobby, której zrobiło się tak gorąco, że aż zaczęła się pocić.- Ale przecież tak właśnie masz na imię.- Moja mama tak mnie nazwała.- Bobby zacisnęła mocniej dłoń.- Wiem.- Nie chciała mnie, ale to nie szkodzi.Dziadek i ciocia byli dla mniebardzo dobrzy.- Czuła silne palce Almy na swoich dłoniach.- Postaram siępanią jak najlepiej zająć.- Powinnam się przesiąść już na wózek - powiedziała Alma, której twarzwykrzywiała się coraz bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]