[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłaszcza że mój G3 nadal pełnił funkcję laski. To tylko ja. Byłem spocony z wrażenia i chyba nie rozpoznałbym głosu, gdybynie mówił po rosyjsku.Obróciłem się powoli i z niedowierzaniem popatrzyłem nakiwający się radośnie ogon. A dokładnie: my.Nie chciałem się narzucać, ale Ustaszchyba pana lubi.Fakt: podtruchtał do mnie i z marszu liznął trzymającą karabin dłoń. Co pan tu.? Nie dokończyłem. Szliście za nami?! Bingo uśmiechnął się Milo Nedić.Przewiesił kałasznikowa przez ramię.Niewiele ryzykował.Miałem ręce zajęte karabinem i podstawianym do głaskania łbemUstasza, a Jovanka dopiero gramoliła się rakiem z otworu.Musiała wejść głębiej, niżmyślałem. Ale po co? rzuciłem niemal płaczliwie. Ciekawość.I przyjemność poklepał karabin. Dzisiaj rzadko zdarza się okazjaupolowania Muzułmanina.Wystawiliście mi go, więc może pan zatrzymać karabin.Jovanka wyszła i stanęła obok mnie, nie próbując zabierać po drodze swej broni.Z nijaką miną zapytała o coś Mila. Myślałem, że się zorientowaliście. Był lepiej wychowany i odpowiedziałw zrozumiałej dla mnie rosyjsko-angielskiej mieszance. Miał dziurę z tyłu.Ten odpańskiego karabinu. Dzięki powiedziała jakoś oficjalnie Jovanka.Po czym zwróciła się do mnie: Tam jest przejście.Chcę sprawdzić, jak daleko sięga.Milo bez pytania odebrał jej latarkę i zajrzał do dziury.Potem przywołał Ustasza,potarmosił przyjacielsko pod rozradowanym pyskiem i kazał węszyć.Ustasz usłuchał, aleogonem już nie merdał, co tylko podniosło jego notowania w moich oczach. Nie wejdę tam oznajmiłem oficjalnie, czyli po rosyjsku. Nikt cię nie prosi. W jej ustach zabrzmiało to jakoś łagodnie, niemalprzepraszająco. Ja pójdę.Oboje posłaliśmy mocno zdziwione spojrzenia w stronę policjanta. Dlaczego? Mamy podobne motywy posłał wieloznaczny uśmiech marszczącej brwi Jovance. Szukamy prawdy. Przez chwilę obserwował Ustasza. Ale chyba tracimy czas.Tamnic nie ma.Pies, niemal ostentacyjnie znudzony, cofnął pysk z dziury i obsikiwał jakiś kamień. On. Jovanka zawahała się przy doborze słów wie, co robi? Chyba tak odpowiedział śmiertelnie poważny Milo. Kazałem mu iść powaszych śladach.%7ładen z nas nie nadepnął na minę.Przy okazji: dobra robota, panieMałkosz.Szkoda, że nie miałem pana w czasie wojny.Może inaczej by to wszystkowyglądało.Mówił o całej naszej trójce.Pecinac odmienił życie każdego z nas i nadal mógłodmienić, w typowy dla siebie sposób. Nie masz racji powiedziałem do Jovanki, wyjmując jednocześnie latarkę z rąkMila. Ale gdyby jednak.Pójdę przodem.Gdzie jak gdzie, ale tutaj nie można nieustawić paru min.Po paru metrach ciasny korytarzyk rozszerzył się i większą część trasy mogliśmypokonać na czworakach, nie zdzierając brzuchów i skalpów, ale i tak było paskudnie.W jednym tylko miejscu dorosły człowiek mógł się obrócić i zmienić kierunek marszu.Nic też nie wybuchło to wszystko, kompletna lista atutów wypłukanej przez wodę nory.Min nie było, bo nie minuje się dróg donikąd.Upierałem się przy tej tezie do samejmety, choć w milczeniu, na własny użytek.Limit narzekań aż w nadmiarze wyczerpywałUstasz, wlokący się na końcu, piszczący, skamlący i bez skutku próbujący przemówićnam do rozsądku.Dopiero widok ślepej ściany tuż przed twarzą rozsznurował mi usta. Zadowolona? rzuciłem cierpko w stronę stopy, o którą stuknęło czoło Jovanki.Bogu dzięki, nie było tu ciasno.Póki miałem przed sobą otwartą drogę, udawało mi siętrzymać na wodzy swą klaustrofobię.Teraz w jednej chwili oblałem się zimnym potemi ta odrobina luzu po bokach zrobiła się bardzo potrzebna. Koniec.Skończył się,skurwysyn.Jezu, trzeba będzie tyłem.Ale ze mnie kretyn. Możesz się przesunąć? Nie czekając na moją reakcję, zaczęła czołgać się doprzodu, trochę obok, ale głównie po mnie.To był ten pierwszy raz, gdy jej dotyk niesprawił mi radości. Oszalałaś?Nie zareagowała.Zrównała się ze mną twarzą i wepchnęła rękę do małego jeziorka,z którego wypływała woda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]