[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Imoją skrzynkę z narzędziami, nie to dziadostwo.Gabriel podał ojcu żądane przedmioty i wrócił do po-koju.Usiadł przed komputerem.%7ładnych wiadomości.Może Drozio nie sprawdzał poczty od fanów.Wszedłznowu na stronę Drozia i kliknął na zakładkę koncerty.Ostatni odbył się dwa miesiące temu, nie było żadnychnowych zapowiedzi.Napisał na adres wydawnictwa mu-zycznego, że prosi o kontakt z Droziem w bardzo ważnejsprawie.Jestem psem, którego odpychają nogą, a on ciągle sięłasi, pomyślał.Z klatki schodowej dobiegał spokojny, rzeczowy głosojca, objaśniającego robotnikom podstawy glazurnictwa.Gabriel wyłączył komputer i położył sobie na twarzychłodne dłonie.Ulga dla oczu.Opuścił ręce, spojrzał zaokno i oniemiał.Był zimny pazdziernik, godzina trzecia po południu imewy - czy też rybitwy? - zerwały się do lotu na południe.Nadleciały nad osiedle Gabriela.Ogromne, białe ptakikrążyły wśród bloków, kreśląc w powietrzu szerokie spira-le, przypominały mieszkańcom o wielkich i dalekichsprawach, o morzach i Południach.Jesteśmy w drodze,mówiły.Gabriel ujrzał biały kształt, który zawisł przedoknem.Czemu mewy zaglądały do okien?Niósł je przecież głos wielkich odległości.Czego szu-kały na osiedlu?Białe ptaki wyglądały, jakby chciały ostrzec: nadeszłagodzina, albo jakby szukały czegoś, co zostało tu zgubio-ne.Wyglądały jak najazd baśni na codzienny świat.I nachwilę odmieniły rzeczywistość osiedla.Gabriel wybiegł z domu, wsiadł na rower i jechał jakmógł najszybciej pod krążącymi nad miastem ciężkimi,białymi ptakami.Wszystko opowie.Pełen podziwu Drozioprzekaże siostrze, że teraz chudy chłopak dałby radę jąobronić. To ty jesteś Strażnik Parku? - zawoła raper.-Ale jaja!.- Mieszkanie wystawione na sprzedaż - powiedziałstrażnik w budce.- Puste stoi.Przejechał wzdłuż ogrodzenia.Widział w oddali jejbalkon.Pamiętał, jak na nim siedzieli, gadali o wszystkimi niczym, śmiali się.Wyjął telefon i wyświetlił zdjęcie Soni.Ja też tam byłem, nocą w parku.I mnie też skrzywdzo-no.Ale ja nikogo nie obchodzę.Mnie nie wolno uciec anizwariować.Głupia cipa.Usuń wybrane zdjęcie.Usunąć?Tak.Przyszły matka z Olą i rozpoczęły się przygotowania dowieczornej imprezy.Ojca opuścili robotnicy, ogłaszającfajrant, więc wrócił do mieszkania i uprał wszystkie skar-pety, jakie znalazł.Powiesił je na linkach suszarki i ła-zienka zmieniła się w mroczną jaskinię, z której sufituzwisały dziesiątki czarnych i brązowych nietoperzy,chwiejących się niepokojąco nad głowami domowników.Gabriel nie mógł wytrzymać w samotności, więc po-szedł pomagać mamie.Kroił sery i układał je na tacy, po-tem odpakował wędzonego łososia, skrzywił się od moc-nego zapachu uwięzionych w plastiku czerwonych pla-strów.Przed dwudziestą korytarz rozbrzmiał powitalnymiokrzykami i cmokaniem wymienianych w powietrzupocałunków.Gabriel obserwował serdeczności z bez-piecznego dystansu, ale nie umknął przed uściskami pach-nącej jaśminem siostry matki.Gucio ujadał w łazience.Bardzo chciałby pogryzć wieczornych gości.Wujek Romek podniósł palec.- Szwagier, włączaj telewizor, zaraz się zacznie.Ojciec przyniósł z lodówki piwo.- Mężczyzni plus mecz równa się piwo! - powiedział iprzeniósł się z wujkiem na kanapę, żeby wygodniej im sięoglądało i żeby siedzieć dalej od mówiącej nieustanniecioci.Gabriel patrzył na ojca.Wiktor Róziewicz nigdy nieinteresował się piłką nożną, ale teraz podskakiwał z wuj-kiem na kanapie i okrzykami witał gol dla Legii.- O, jak biegają za piłeczką! O, jak biegają! - kpiłaciocia, pogryzając słone paluszki, a matka śmiała się.W przerwie otworzyli kolejne puszki, syk i klaśnięcie,stuknęli się i wrócili do stołu.Wujek Romek był adwokatem i opowiedział o swojejzłej przygodzie.Od roku prowadził sprawę faceta, któregopodano do sądu za niepłacenie firmom.Wujek wygrał dlaniego jedną rozprawę, w dwóch doprowadził do ugody.- To znaczy on był niewinny, zapłacił im? - spytałamama Gabriela.Ojciec prychnął, a wujek spojrzał na niąłagodnie.- Powiem tak, Klaudia: to żadna sztuka bronić nie-winnych.W zeszłym tygodniu zadzwoniłem, żeby upo-mnieć się o wynagrodzenie.I co ta świnia mi mówi? Paniemecenasie, nie jestem skłonny panu zapłacić! %7łebyściewidzieli, ile się naślęczałem nad obroną tej kanalii!- Może wystarczy wujkowi satysfakcja zawodowa? -spytał Gabriel.- Gabryś, ty mnie nie denerwuj nawet.O rany, niecierpię tej baby, wez szwagier przełącz.Ojciec wziął pilota i zmienił kanał na TVN24.- Brawa dla Polmana! Czekamy tylko, aż wezmie sięza politykę i aferzystów - powiedział prawicowy polityk,w śmiechu trząsł policzkami, świecącymi od potu.Jakbym miał za mało do roboty, pomyślał Gabriel.Gospodarz programu, z fryzurą, która jeszcze podkre-ślała prostokątny kształt głowy, uśmiechnął się oszczęd-nie.Miał ciekawie horyzontalny uśmiech, kąciki ust nieszły do góry, tylko na boki.- Panie profesorze? - powiedział i na ekranie pokazałsię dyżurny socjolog.Przestał pociągać za wyblakłą brodęi uniósł dziwnie wygięty palec wskazujący.- Człowiek, który nazywa siebie Strażnikiem Parku,jest symbolem naszej porażki, naszej porażki w zapewnie-niu bezpieczeństwa zwykłym ludziom.Gabriel wpatrywał się w twarze rodziny i czekał.- Dokładnie, to nie Dziki Zachód - powiedział wujek.- Szeryf się znalazł.- Wstyd ci, że jakiś mężczyzna ma jaja, żeby porzą-dek zrobić! - ciocia była wciąż zła, że mąż ignorował jąpodczas meczu.- Jak byliśmy w kinie i ci gówniarze gada-li, słowem nie pisnąłeś.- A tam gadali, coś tam szepnęli, a ta od razu histery-zuje.- Na całe kino wrzeszczeli!- Oj, porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym -powiedziała mama.- A czemu ty uciekać chcesz od przykrych tematów? -Dawno nie widział tak zamroczonego ojca.Pił tylko odświęta, właściwie zawsze z wujkiem.Pewnie znowu bę-dzie jęczał i wymiotował w nocy.- To się dzieje i nie wol-no chować głowy w piasek.Wiecie, czemu Temida, grec-ka bogini mądrości, ma opaskę na oczach?- Bo sprawiedliwość jest ślepa - odparła matka.- Dokładnie - powiedział ojciec, zawiedziony, że za-gadka okazała się taka łatwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]