[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przycisnąłem nos do siatki, próbując coś dostrzec w ciemności pokoju.Wyłowiłemjedynie nieostre kontury mebli.Tam, skąd dochodził głos, dojrzałem zarysy czegoś, co mogłobyć kanapą, na której leżała moja rozmówczyni.Wydało mi się, że leży nieruchomo naplecach i wpatruje się w sufit. Jestem chora odezwała się znowu. A poza tym mam dosyć kłopotów.Idz sobie,człowieku, i nie zawracaj mi głowy.Powiedziałem: Przyjeżdżam tu prosto od państwa Graysonów.Milczała przez chwilę, ale nie poruszyła się.Po czym westchnęła: W życiu nie słyszałam o żadnych Graysonach.Oparłem się o ramę ekranu i popatrzyłem wzdłuż wąskiego chodnika, który prowadziłdo ulicy.Stał tam samochód z zapalonymi światłami postojowymi.Wzdłuż jezdnizaparkowane były także inne samochody.Nie dałem za wygraną. Owszem, zna ich pani.A ja dla nich pracuję.Ciągle rozpamiętują swoją stratę.Apani? Nie chciałaby pani również czegoś odzyskać? Chciałabym tylko, żeby mnie zostawiono w spokoju odparła. Potrzebne mi są pewne informacje powiedziałem. I zdobędę je, pani Talley.Chciałbym je zdobyć dyskretnie, ale jeśli będzie trzeba, to gotów jestem zrobić raban. Proszę, proszę! rzuciła z ciemności. Jeszcze jeden gliniarz! Pani dobrze wie, że nie jestem gliną, pani Talley.Graysonowie nie rozmawialiby zgliniarzem.Może pani zadzwonić do nich i sprawdzić. W życiu o nich nie słyszałam powtórzyła. A jak bym nawet słyszała, to i tak niemam telefonu.Więc zjeżdżaj, glino.Jestem chora, nie słyszałeś? Już od miesiąca jestemchora.Postanowiłem się przedstawić. Nazywam się Marlowe.Philip Marlowe.Jestem prywatnym detektywem z LosAngeles.Rozmawiałem z państwem Grayson.Wpadłem na pewien trop, ale muszę jeszczeporozmawiać z pani mężem.Kobieta na kanapie zaśmiała się cichym, ledwie słyszalnym śmiechem. Wpadłeś na trop, co? powiedziała. Mój Boże! Jakbym to już kiedyś słyszała.Wpadł na trop! George Talley też kiedyś wpadł na trop. On może to jeszcze odzyskać, pani Talley naciskałem. Pod warunkiem że tymrazem właściwie zagra kartami, które ma w ręku. Jeśli chodzi o dobre rozgrywanie kart odparła to od razu możesz na nim położyćkreskę.Znowu oparłem się o ramę ekranowych drzwi i podrapałem się z namysłem pobrodzie.Raptem zobaczyłem, że ktoś na ulicy zapalił ręczną latarkę.Nie miałem pojęciadlaczego.Po chwili latarka zgasła.Wyglądało na to, że ten ktoś kręcił się w pobliżu mojegoauta.Blada plama twarzy na kanapie poruszyła się, po czym jej miejsce zajął ciemny zaryskobiecej fryzury.Pani Talley odwróciła się do mnie plecami. Jestem zmęczona powiedziała głosem stłumionym przez oparcie kanapy. Jestemdiabelnie zmęczona.Spadaj pan.Bądz pan tak miły i daj mi spokój. Czy nie przydałoby się pani trochę gotówki? Człowieku, czy nie czujesz tu dymu z cygara?Wciągnąłem głębiej powietrze, ale nie.Nie poczułem dymu z cygara, więcpowiedziałem: Nie. Oni tu byli.Zawracali mi głowę przez dwie godziny.Boże, jak mnie to wszystkomęczy! Idzże sobie stąd, człowieku. Niech pani posłucha, pani Talley.Ponownie przekręciła się na kanapie i znowu zobaczyłem białawy owal jej twarzy.Zdawało mi się nawet, że dojrzałem jej oczy. To ty posłuchaj rzuciła gniewnie. Nie znam cię.I nie chcę cię znać.Nie mam cinic do powiedzenia, a gdybym nawet miała, to i tak byś się tego ode mnie nie dowiedział.Zrozumże, człowieku.Ja tu żyję, jeżeli w ogóle można to nazwać życiem.Tak czy inaczej, tonajpodobniejsze do życia, na co mnie jeszcze stać.Potrzebuję trochę ciszy i spokoju, a niebędę tego miała, dopóki ty będziesz tu sterczał.Więc wez i zjeżdżaj stąd, dobrze? Proszę mi pozwolić wejść do środka poprosiłem. Pogadamy sobie o tymwszystkim.Mogę pani pokazać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]